PRAISE THE WEAR

O tym, dlaczego Mateusz Szczypiński rozstał się z Sokołem Łańcut [GŁOS OBU STRON]

O tym, dlaczego Mateusz Szczypiński rozstał się z Sokołem Łańcut [GŁOS OBU STRON]

Po kilku tygodniach bycia w zawieszeniu Mateusz Szczypiński stał się wolnym zawodnikiem. Koszykarz przybliża kulisy sytuacji z Muszynianką Domelo Sokołem Łańcut. Poniżej zamieszczamy także komentarz klubu.
fot. Lepszym Okiem Fotografia, Adrian Czerwiński; materiały prasowe Muszynianka Domelo Sokół Łańcut. Na zdjęciu Mateusz Szczypiński

Redakcja PolskiKosz.pl: Z jakiego powodu – po niemal trzech sezonach – przestałeś być zawodnikiem Sokoła Łańcut?

Mateusz Szczypiński: Żeby przedstawić dokładnie całą sytuację, musimy cofnąć się do 6 grudnia ubiegłego roku. Wówczas w Gdyni, zagrałem swój ostatni mecz w barwach Sokoła Łańcut. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że moja przygoda w klubie po ponad 2,5 roku dobiegła końca. Nic tego wcześniej nie zapowiadało.

Po meczu wyjazdowym, jak zwykle dostaliśmy kilka dni wolnego. Na pierwszym treningu pomeczowym zostałem wezwany na rozmowę z trenerem Markiem Łukomskim i jego asystentem Marcinem Witem. Podczas tej rozmowy zostałem ustnie poinformowany, że decyzją sztabu zostaję odsunięty od zespołu. Sztab szkoleniowy zupełnie mnie zaskoczył. Szczerze, nie wiedziałem skąd taka decyzja. Następnie odbyłem rozmowę z zarządem klubu.

Cała rozmowa trwała ponad godzinę. Usłyszałem ze strony klubu trzy zarzuty: nieetyczne postawy i niestosowanie się do instrukcji trenera, nieetyczne zachowania wobec kolegów z zespołu oraz agresywne zachowania wobec kolegów z zespołu oraz wszelkie działania publiczne powodujące szkodę dla wizerunku klubu i jego sponsorów.

Zgodziłeś się z tymi zarzutami?

Nie, ponieważ były to nieprawdziwe oskarżenia kierowane w moją stronę. Zarząd klubu nie przedstawił nic na poparcie swoje wersji, a nawet po moich wyjaśnieniach w wielu kwestiach przyznał mi rację. Mimo to została nałożona na mnie kara dyscyplinarna i zostałem odsunięty od gry i treningów z zespołem.

Muszę tu zaznaczyć, że nigdy przez cały okres pobytu w Łańcucie nie byłem karany dyscyplinarnie, jak i nigdy nie dostałem pisemnie żadnego upomnienia czy innych tego typu ostrzeżeń. Zdaję sobie sprawę, że mam trudny charakter i pewne działania mogły być źle odbierane, ale jestem tym samym zawodnikiem, który przychodził do Łańcuta i z którym zdecydowano się przedłużyć kontrakt na kolejny sezon.

Wraz z moim agentem – Maciejem Schwarzem nie przyjęliśmy kary, która została na mnie nałożona, uznając ją za niesłuszną, gdyż kwestionowała moją postawę jako zawodnika i jako człowieka.

Klub próbował rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron?

Tak, na samym początku zostały podjęte próby rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron, natomiast stało się to dopiero po oskarżeniach skierowanych pod moim adresem i w opisany wcześniej sposób. Jak się okazało, powinienem ze strony klubu spodziewać się wszystkiego, bo realizowano akcję usunięcia mnie z zespołu z pełną premedytacją.

Późniejsza propozycja ze strony klubu była dla mnie jako zawodnika nie do przyjęcia. Wysłaliśmy z agentem swoją propozycję, która również nie została przyjęta przez klub, ani nie zostały podjęte dalsze negocjacje w celu dojścia do porozumienia. Klub po prostu oczekiwał, że przyjmę ich ofertę. Ofertę tę zresztą ponawiali, licząc że skoro pozostaję bez możliwości treningu, odsunięty od zespołu, to przystanę na te warunki. Jednak w mojej ocenie chyba nie na tym polega “porozumienie stron”.

Dlaczego zdecydowałeś się na pozwanie klubu?

Zostałem niejako zmuszony do obrony swoich spraw i jako sportowiec podjąłem tę rękawicę. Skierowałem sprawę do STA – Sportowego Trybunału Arbitrażowego przy Polskim Związku Koszykówki. Działania te musiałem podjąć szybko. Wynikało to z kilku względów: był to okres przedświąteczny, a jednocześnie zbliżał się koniec okienka transferowego I ligi. Ponadto klub nie podejmował rozmów i mimo że cały czas pozostawałem odsunięty od zespołu, nie mogłem przyjąć ofert transferowych z innych klubów.

O szczegółach postępowania przed STA nie chciałbym mówić publicznie, ponieważ jest to postępowanie arbitrażowe, które z założenia jest poufne.

Na rozwiązanie tej sprawy strony musiały trochę poczekać.

Przez cały ten okres temat chociażby w klubowych mediach był wielokrotnie poruszany przez kibiców, którzy pytali co dzieje się ze mną jako zawodnikiem klubu. Do tej pory nie wydawno żadnego oświadczenia w mojej sprawie. Nie zrobiono tego nawet po wydaniu wyroku przez STA i nie wiadomo, czy w ogóle pojawi się jakikolwiek komunikat w tej sprawie. Jedyna informacja padła ze strony mojego agenta Macieja Schwarza na portalu X (dawniej Twitter). Przez cały czas trwania sprawy były wymieniane jedynie pisma pomiędzy prawnikami.

Sytuacja była dla mnie bardzo trudna. Z jednej strony byłem cały czas pod kontraktem, ale jednocześnie byłem odsunięty od treningów i meczów. Jak mówiłem wcześniej, nie mogłem również podjąć treningów z innym zespołem. To naprawdę nie jest komfortowa sytuacja dla zawodnika. Tym bardziej, że pomimo odsunięcia mnie przez klub od aktywności, mój agent był informowany, że dopuszczam się kolejnych czynów dyscyplinarnych, za co zostanę ukarany. Odebrałem to jako próbę eskalacji problemu i wywarcie na mnie presji do przyjęcia określonych zachowań.

Dochodziły do mnie również inne nieprawdziwe informacje na mój temat, które krążyły w tak zwanych kuluarach. Raz, że jest lepsza atmosfera, gdy mnie już nie ma w zespole, zaś innym razem, że po moim odsunięciu wzrosła intensywność treningów. Było i jest to dla mnie przykre jako zawodnika, który w Łańcucie kontynuował swój trzeci sezon, świętując między innymi awans do PLK.

Co do atmosfery, to twierdzę, że byłem jednym z tych zawodników, którzy właśnie tworzyli pozytywną atmosferę i pracowali na dobry wizerunek klubu na parkiecie i poza nim. Oczywiście, w ostatnich tygodniach zespół się zmienił i relacje oraz atmosfera także. Jednak nie zapominajmy, że został praktycznie wymieniony cały skład. Wiadomo, że każdy zawodnik ma swój charakter, ale atmosfera to jedna z ważniejszych rzeczy, o którą trzeba dbać szczególnie w przypadkach, gdy zespół nie odnosi zwycięstw i walczy o utrzymanie, a także kiedy są problemy organizacyjne i brak płynności finansowej.

Od kiedy jesteś wolnym zawodnikiem?

14 lutego od prawnika, który mnie reprezentował otrzymałem bardzo dobrą informację, że sprawę wygrałem. Nie będę mówił o detalach, ale STA uznał moje roszczenia wobec klubu, orzekając, że mój kontrakt z Sokołem Łańcut został rozwiązany 4 stycznia 2024 r. z winy klubu. Z pisma wynika, że wyrok jest ostateczny i kończy arbitraż w sprawie. Po ponad dwóch miesiącach życia w niepewności i zawieszenia mojej kariery koszykarskiej w końcu poczułem ulgę, że jestem wolnym zawodnikiem.

Co oznacza wygrana w STA?

Dla mnie oznacza tyle, że żadne zarzuty podawane przez klub z Łańcuta się nie potwierdziły, bo po prostu nie miały miejsca. W arbitrażu sportowym jest sędzia – arbiter, który ocenia cały materiał dowodowy. Wysłuchał każdą ze stron i na podstawie obszernych zeznań i dokumentów podjął ostateczną decyzję.

Chciałbym, aby wzrosła świadomość, że zawodnicy mają duszę wojowników i mogą z powodzeniem walczyć o swoje prawa. Dlatego uważam, że ten wyrok oznacza coś więcej dla polskiej koszykówki.

Rozumiem, że od początku byłeś skory, by dogadać się z klubem, nawet jakbyś miał odejść i poszukać nowego pracodawcy?

Oczywiście, że nie chciałem walczyć z klubem i rozstawać się w taki sposób. Chciałem dojść do porozumienia, ale są pewne granice, których ze względu na szacunek do klubu, ale również do samego siebie, nie mogę przekroczyć. Uważam, że zdecydowanie można było tego uniknąć i rozwiązać sprawę w inny sposób. Tym samym, klub wyszedłby lepiej i wizerunkowo i finansowo, a także nie byłoby niesmaku.

Musiałem jednak walczyć o swoje w STA, ale nie ze swojej winy. I tak jak ja muszę przyjąć to, że klub pozbawił mnie prawie trzech miesięcy sportowego życia i zachował się w stosunku mnie nie w porządku, tak klub musi pogodzić się z porażką i powinien przyjąć, że pewne zachowania są niedopuszczalne.

Żałujesz, że tak się to potoczyło?

Nie ja wywołałem tę batalię. Jednak pamiętam dobrze, jak przyznałem w jednym z wywiadów, że największą karą dla mnie jako koszykarza jest zabranie minut gry, a nie pieniędzy. Dalej podtrzymuję to stanowisko. Mam świadomość, że straciłem 76 dni gry (stan na dzień 20.02.2024 r.), ale również wiem, że klub zabrał mi ten czas w sposób bezprawny. W ostatecznym rozrachunku STA uznał moje prawa i rozwiązał kontrakt z Sokołem Łańcut z winy klubu, a ja jestem gotowy do otwarcia nowego rozdziału w mojej karierze.

Z tego miejsca chciałbym podziękować mojemu agentowi, który przez cały ten czas aktywnie mnie wspierał, oraz reprezentującemu mnie prawnikowi Bartoszowi Armknecht z kancelarii ADSVISER Armknecht & Partners attorneys-at-law, specjalizującego się w prawie sportowym, który profesjonalnie, a co najważniejsze skutecznie poprowadził moją sprawę w STA.

Jakie masz teraz odczucia?

Tak po ludzku, jest mi po prostu przykro, że musiało się to potoczyć właśnie w taki sposób, ale nie było innego wyjścia. Mimo że byłem w trudnej sytuacji, to powstrzymałem się od medialnej aktywności w tym czasie, co uważam za słuszne ze względu na szacunek wobec klubu i jego kibiców. Nadal ciężko mi uwierzyć, że można tak potraktować zawodnika, który spędził w klubie prawie 3 sezony, awansował z drużyną do ekstraklasy, a w kolejnym sezonie pomógł w jej utrzymaniu.

Najtrudniej jest mi zaakceptować to, że klub, z którym związałem się nie tylko zawodowo, ale również mentalnie, tak ze mną postąpił. Tym bardziej, że klub to ludzie. Na szczęście, to przede wszystkim kibice, od których cały czas słyszę słowa wsparcia, gratulacje, dobre życzenia, za które jestem wdzięczny.

Zapamiętam tylko dobre chwile z mojego okresu gry w Łańcucie. Całą przygodę będę zawsze dobrze wspominał i to miasto zawsze zostanie w moim sercu. Wszystkim kibicom dziękuję za wsparcie przez czas mojej gry w klubie. Ten czas był dla mnie ogromną przyjemnością. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze wiedzą, co dzieje się klubowych kuluarach, a nie zawsze było tak kolorowo, jak to się opisuję w mediach.

Życzę tego, aby obecny sezon skończył się szczęśliwie i PLK zostało w Łańcucie, bo to miasto, które żyje koszykówką i zasługuje na grę na najwyższym poziomie sportowym, ale przede wszystkim organizacyjnym. Świadczy o tym zawsze licznie wypełniona przez kibiców hala, co sprawia, że dodatkowa dawka energii była dla mnie czymś nie do opisania. Do zobaczenia na koszykarskich parkietach.

Jakich?

Nadal będę grać na Podkarpaciu (Niedźwiadki Chemart Przemyśl – przyp.red). Z uwagi na fakt, że mój kontrakt zgodnie z wyrokiem został rozwiązany 4 stycznia, PZKosz postąpił sprawiedliwie i pozwoli mi dołączyć do klubu mimo zamkniętego okienka (w niższych ligach było otwarte do 15 stycznia – przyp.red). Zobaczymy się już niebawem.

*
O zabranie głosu w tej sprawie i ustosunkowanie się do zaistniałej sytuacji nasza redakcja poprosiła przedstawicieli klubu Muszynianka Domelo Sokół Łańcut.

“Jeżeli zawodnik obraża sztab trenerski to nie ma dla niego miejsca w naszym zespole. Proponowaliśmy wyjście z tego impasu Mateuszowi od grudnia, ale jego adwokaci przedstawili niedorzeczne (naszym zdaniem) żądania. Ostatecznie sąd polubowny zasądził wyrok na korzyść Mateusza, odrzucając znacznąć część żądań strony powodowej, w tym tych finasowych. Sprawa nie zostaje jednak z naszej strony zakończona i najprawdopoboniej będzie miała swój ciąg dalszy. Dziękujemy Mateuszowi za sezony spędzone w Łańcucie i życzymy udanej kariery.

Zarząd Sokół Łańcut Spółka z.o.o.”

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami