Chicago Bulls z 1996 toku czy Golden State z 2017? Michael Jordan czy Kevin Durant? Zdaniem analityków firm bukmacherskich, lepsi są obecni Warriors.
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
W tegorocznych finałach na emocje dopiero czekamy. Amerykańscy dziennikarze, nieco odchodząc od właściwej rywalizacji, coraz częściej postanawiają nieco puścić wodze fantazji i zastanawiają się, jak wyglądałaby potencjalna konfrontacja dzisiejszych Golden State Warriors z legendarnymi Chicago Bulls z rozgrywek 1995/96.
Stacja ESPN na potrzeby dyskusji sprawdziła, jak do takiego wydarzenia ustosunkowałoby się dziś Las Vegas. O zdanie zapytano przedstawicieli siedmiu firm z branży bukmacherskiej, którzy specjalnie na tę okoliczność ustalili orientacyjne kursy na pojedyncze spotkanie oraz zwycięstwo w całej finałowej serii.
Dla formalności przypomnijmy tylko, że rozmawiamy o tej drużynie Chicago Bulls z Michaelem Jordanem i Scottiem Pippenem w składzie, do której przed sezonem dołączył Dennis Rodman i która w rundzie zasadniczej zanotowała bilans 72-10, torując sobie drogę do pierwszego z trzech kolejnych tytułów.
Z drugiej strony natomiast do walki stanąłby zespół Golden State Warriors, który w sezonie 2015/16 wygrał o jedno spotkanie więcej, a teraz dodatkowo wzmocnił się jeszcze o Kevina Duranta.
I teraz uwaga! Aż pięciu z sześciu bukmacherów, którzy zdecydowali się dokonać konkretnej prognozy, za faworyta tej korespondencyjnej potyczki uznało „Wojowników”. Co do pojedynczego starcia, rozpiętość proponowanych handicapów wahała się u nich od 2 (William Hill) aż do 8 punktów (MGM) na korzyść ekipy z Oakland.
Większe szanse Golden State specjaliści przypisali także w kontekście całej serii. Taki Jeff Sherman, przedstawiciel Westgate, dla którego w pojedynczym meczu Warriors byliby 6,5-punktowym faworytem, na mistrzostwo dla Bulls zaproponowałby kurs 4.00. W przypadku Warriors natomiast wartość ta wyniosłaby około 1.28.
Oznacza to tyle, że za każdą złotówkę postawioną na Michaela Jordana i spółkę, na czysto, po odliczeniu stawki, można by zarobić aż trzy! Szaleństwo! Ci, którzy swoje środki zainwestowaliby w zwycięstwo Warriors, w przypadku wygranej na każdej złotówce wzbogaciliby się o ledwie 28 groszy…
To oczywiście tylko zabawa, nic nieznaczące spekulacje, w dodatku snute na podstawie niewystarczających danych. Jak zaznaczają bowiem sami przepytywani, dużo zależałoby oczywiście od zasad, według których toczyłaby się rywalizacja. Gdybyśmy wzięli te z lat 90., szanse Warriors automatycznie zmalałyby. W oparciu o dziś obowiązujące z pewnością to oni mogliby mówić o pewnej przewadze.
Z drugiej strony mielibyśmy kwestię atutu własnego parkietu. No bo przecież, jeśli na polu bitwy mieliby zameldować się Warriors z sezonu 2016/17, to owszem, mieliby oni już po swojej stronie Duranta, ale pod względem osiągniętego bilansu byliby o 5 meczów gorsi od „Byków” z 1996 roku. No i jak to powiedział niegdyś sam MJ, wciąż musieliby przejść przez Chicago.
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
Mateusz Orlicki
https://www.youtube.com/watch?v=RHtEahBGomo