
PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Te dwa stwierdzenia mogą iść ze sobą jednocześnie w parze: pierwsza piątka Bulls zawiera dwóch kiepskich obrońców – w tym Zacha LaVine’a, któremu bliżej jest do bycia memem w defensywie niż przeciętnym graczem po tej stronie parkietu – a Jim Boylen niespecjalnie pomaga swoim podopiecznym. I o ile pierwszy kłopot wymaga czasu, cierpliwości i dalszej pracy, tak drugiemu da się w miarę łatwo zaradzić. Ku temu potrzebna będzie jednak większa elastyczność.
W czym rzecz?
Byczki starają się bronić jak swego czasu Milwaukee Bucks za Jasona Kidda, z wysokimi podwojeniami kozłujących i mnóstwem dodatkowej pomocy z rogów.
To samo w sobie nie powinno jeszcze wzbudzać niepokoju – przy odpowiedniej selekcji, przeciwko dalekim strzelcom na koźle, może być to efektywny sposób na ograniczenie rzutów najlepszych kozłujących, zmuszający ich także do oddania piłki pozostałym graczom. Kłopoty pojawiają się, kiedy obrona traktuje każdego kozłującego dokładnie tak samo, niezależnie od jego umiejętności strzeleckich.
Wtedy też można zacząć się martwić.
Dlaczego?
Agresywne pułapki mają na celu, obok zabrania piłki z rąk głównego kozłującego, wymuszanie strat na rywalach – Bulls w % takowych plasują się na wysokim 4. miejscu.
Niemniej wysokie wycieczki są o tyle ryzykowne, że obrona staje się rozciągnięta, co otwiera przewagi 4v3 dla przeciwników, których konsekwencją są otwarte pozycje z najlepszych miejsc na parkiecie – spod kosza i rogów – oraz trudności z zebraniem piłki na własnej tablicy.
Nie inaczej jest z Bykami, od których – za stroną Cleaning the Glass – tylko dwa zespoły % pozwalają rywalom na więcej z rzutów spod obręczy i zbiórek ofensywnych, a także tylko jedna organizacja częściej umożliwia przeciwnikom na oddawanie trójek z rogów (za to jak mało jest korzystnych dla obrony prób z półdystansu).

I kiedy dany zespół mierzy się z zawodnikiem bez szczególnego rzutu lub niebędącym wyjątkowo trudnym do upilnowania, to lista szkód stosowania pułapek jest wyraźnie dłuższa niż lista potencjalnych korzyści – w końcu trudno od kogoś chcieć zabrać coś, czego ten zwyczajnie nie ma.
Jak źle jest?
Bardzo. Podkoszowi żadnej drużyny z NBA nie wychodzą do wysokiej obrony równie często, co wysocy Bulls. Zdarzało się, że center Byków regularnie ruszał za linię za trzy do kozłujących niegrożących rzutem takich jak np. Ja Morant czy Frank Ntilikina. Takie podejście sprawia, że wysoki jest nie tylko niepotrzebnie oddalany od pomalowanego – przez co ma utrudnione zebranie piłki – ale także któryś z rywali, przy dobrym rozstawieniu, będzie wolny na dystansie lub pod obręczą.

Szczególna frustracja może nastąpić, gdy ze strony broniącego zespołu nie widzisz żadnej reakcji. Tak jak z różnym skutkiem Bulls podwajali R.J. Barretta w połowie spotkania, przy wydawałoby się bezpiecznym prowadzeniu…
…tak trzymali się tego samego sposobu w końcówce meczu z Knicks, by oberwać dwoma kluczowymi trójkami od Bobby’ego Portisa po identycznych sekwencjach, których elementem wspólnym okazały się pułapki na kozłującym.
Co teraz?
W tym przypadku zmiany muszą wychodzić od trenera, który nie może bać się sięgnięcia po bardziej konserwatywne schematy. Oddawanie rywalom najkorzystniejszych dla nich pozycji do rzutu nie zwiększy szans Byków na zbudowanie choćby przeciętnej obrony.
Trudno zatem o inny wniosek niż ten, że dla powodzenia zespołu z Wietrznego Miasta, trener Boylen po prostu musi być bardziej elastyczny i reagować na poszczególnych przeciwników czy konkretne wydarzenia dziejące się na parkiecie – aby ze swojej winy nie dopuścić do kolejnej porażki przez upartość.
Łukasz Woźny, @l_wozny, Blog Autora na Facebooku znajdziesz TUTAJ >>