Adam Waczyński, A.J. Slaughter i Mateusz Ponitka grali poprawnie, dobrze, ale każdemu z nich czegoś zabrakło. Najbardziej zawiedli nas Przemysław Karnowski i Damian Kulig, na plus wypadli rezerwowi Tomasz Gielo i Michał Sokołowski.
EuroBasket, PLK, NBA – typuj i wygrywaj kasę! >>
(skala ocen: 1-6)
Adam Waczyński – 4
14,4 punktu, 3,2 zbiórki, 3,4 asysty, 1,4 straty, 1,2 przechwytu, 39%. z gry
10/27, czyli 37 proc. za trzy to trochę za mało, liczyliśmy pewnie na więcej, choć dwa lata temu we Francji „Waca” miał 13/28 z dystansu, wcale nie tak dużo lepiej. Teraz znów był najlepszym strzelcem zespołu.
Momentami podobać się mogły jego czytanie gry, zdobywanie punktów na różne sposoby, ale jak przychodziło co do czego, to tracił skuteczność. W czwartych kwartach i dogrywkach meczów ze Słowenią, Francją, Finlandią i Grecją miał 4/14 z gry, choć sporo z tych rzutów to były już tylko przypadkowe akcje. Nie był do końca wykorzystywany, strzelec musi być kreowany zespołowymi zagrywkami.
A.J. Slaughter – 4
14,0 punktu, 4,0 asysty, 3,0 straty, 69%. za dwa, 29%. za trzy, +7,7
Wchodził z ławki, ale obok Waczyńskiego i Ponitki grał najdłużej (średnio 28-29 minut) – miał najlepszy w zespole +/-, choć nabił go sobie głównie na Islandii (+18). W porównaniu do EuroBasketu 2015 – dużo bardziej nastawiony na zdobywanie punktów, choć kilka ładnych asyst pokazał. Nie jest jedynką, nie ma nawyków rozgrywającego, ale ustawiany na tej pozycji starał się grać dla zespołu.
Znów jednak nie zrobił różnicy, której oczekuje się po graczu naturalizowanym. Pięknie trafiał ważne rzuty w meczu z Finlandią, ale ostatecznie na nic się to nie zdało. W dwóch ostatnich meczach nie wystąpił ze względu na uraz i choć go brakowało, to dziury jednak nie było. A turniej zaczął od nonszalanckich, irytujących strat ze Słowenią.
Mateusz Ponitka – 4
12,8 punktu, 6,8 zbiórki, 2,6 asysty, 2,6 straty, 1,2 przechwytu, 46,7%. z gry, 33% za trzy
Przed EuroBasketem spodziewaliśmy się, że wystawimy mu ocenę “5”. W Helsinkach Ponitka był wszechstronny, waleczny, przebojowy, błyskotliwy, ale… Czegoś zabrakło. Zwycięskiego rzutu z Finlandią, obecności w drugiej połowie z Grecją, mocnego, wyraźnego pokazania, krzyknięcia: „To mój zespół, moja reprezentacja i ja ją poprowadzę!”
Możliwe, że Mike Taylor w pędzie do zespołowości trochę gasił potencjalnych liderów, ale i tak, w sytuacji krytycznej, to właśnie po Ponitce spodziewaliśmy się wykonania egzekucji. Z drugiej strony – miał inne ważne zadania: często pilnował najlepszych graczy rywali, musiał też rozgrywać, przez co tracił siły i możliwość grania tego, co potrafi najlepiej.
Damian Kulig – 3-
10,4 punktu, 5,6 zbiórki, 45% z gry
Znakomity, życiowy mecz z Grecją (26 punktów, 10/13 z gry) zamazuje obraz wcześniejszych spotkań, które były w jego wykonaniu słabe. 2/5 i -14 ze Słowenią, 0/6 z gry z Francją, skuteczniej (12 punktów i 7 zbiórek) było z Finlandią.
Kulig nie sprawdził się jako środkowy rozciągający grę (3/12 za trzy), a pod koszem ustępował fizycznie wysokim rywali. Długo szukał pewności siebie i skuteczności, znalazł ją za późno.
Przemysław Karnowski – 2+
17,3 minuty, 8,2 punktu, 3,4 zbiórki, 1,0 asysty, 61% z wolnych, -3,8
Największe rozczarowanie w zespole. Dominacji się nie spodziewaliśmy, ale Karnowski miał być jednym z kluczowych graczy ataku jako ten, który skupia na sobie obronę i rozdziela piłki albo punktuje spod kosza. Nic takiego się jednak nie działo.
Miał dobre akcje, ale to były tylko pojedyncze momenty. Gdy wchodził na boisko, widać było też, że środkowi rywali (np. Kevin Seraphin, Ioannis Bourousis) zaczynali punktować spod obręczy.
Łukasz Koszarek – 3
6,8 punktu, 4,4 asysty, 1,4 straty, 31%z gry, 63% za trzy
Powinien częściej walić tróje – aż się zdziwiliśmy, jak zobaczyliśmy, że miał aż 7/11 z dystansu. Ale to był dziwny turniej „Koszara” – zaczął od słabej obrony ze Słowenią (9 minut, 3 faule i same zera), kończył jako zawodnik, który razem z Kuligiem trzyma nas w meczu z Grecją (12 punktów, 9 asyst). Choć warto pamiętać, że w tym spotkaniu zabili nas właśnie greccy rozgrywający (w sumie 50 punktów Calathesa i Sloukasa).
Koszarka zapamiętamy, niestety, przez pryzmat straty z Finlandią – nikt zdecydowanie nie wyszedł mu do piłki, ale tak doświadczony gracz nie powinien ryzykować. Mógł nabić Petteriego Koponena, popełnił wielki błąd. Z drugiej strony – z Koszarkiem na boisku nasza gra była płynniejsza w ataku, potrafił uruchomić kontrę dobrym podaniem.
Aaron Cel – 3-
5,8 punktu, 2,8 zbiórki, 38% z gry
Trochę jak w przypadku Kuliga – obraz słabego turnieju poprawił trochę bardzo dobry występ z Francją (14 punktów, 5/9 z gry). Bez niego Cel miał 6/20 z gry, a kończył EuroBasket praktycznie nieobecnością na boisku z Grecją (0/6 z gry, bez wkładu w obronie).
Cel przeciętnie sprawdzał się w roli rozciągającej grę czwórki, praktycznie nie walczył pod tablicami. Nigdy nie był tuzem, jeśli chodzi o zbiórki, ale brak żadnej w ataku w trakcie 106 minut na boisku, jest smutny.
Tomasz Gielo – 4
5,4 punktu, 3,6 zbiórki, 1,8 asysty, 33% z gry, 25% za dwa, +4,0
Statystyki rzutów tego nie pokazują (9/27 z gry, 3/12 za dwa!), ale jak wchodził z ławki, to często działo się coś pozytywnego. Czasem była to tylko pojedyncza akcja, czasem kilkanaście minut (11 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty z Finlandią), ale zawsze coś.
Błędy też były – podpalanie się na szybkie rzuty w ataku, pomyłki w obronie. Ale generalnie – Gielo udowodnił, że zasługuje na stałe miejsce w kadrze jako wszechstronna czwórka, która rzuca, mija, walczy pod deską i może bronić wysokich mijających z obwodu.
Michał Sokołowski – 4-
4,5 punktu, 1,0 zbiórki
Próbował być „Sokołem” w minutach, które dostawał – raz było to 6 (Słowenia), raz 23 (Francja), raz w ogóle nie wstał z ławki (Finlandia).
W większości przypadków mimo wszystko niewidoczny, ale z Francją pokazał, że potrafi spożytkować swoją energię – zagrać efektownie, ściąć do kosza, pobiec do kontry, pofrunąć nad obręcz. Na poziomie EuroBasketu może dać impuls, na razie chyba niewiele więcej. Generalnie – wykorzystał swoją szansę.
Przemysław Zamojski – 3
3,8 punktu, 2,0 zbiórki, 1,2 asysty, 14 proc. za dwa, 36% za trzy
Przydatny, doświadczony zmiennik, specjalista od obrony, który może trafić z dystansu. I tak właśnie “Zamoj” grał w Helsinkach – niczym nas nie zaskoczył: ani na plus, ani na minus.
Najlepiej wyszedł mu pierwszy mecz – ze Słowenią miał 7 punktów i 3 zbiórki, nieźle grał, gdy goniliśmy w drugiej kwarcie. Potem w turnieju mniej widoczny, ma tendencję do pudłowania łatwych rzutów.
Karol Gruszecki – 3
3,5 punktu, 11 minut, 2/3 za trzy
Ocena „3” to tak z urzędu, bo ciężko jakkolwiek ocenić „Gruchę”. Wykorzystał 6 minut z Islandią, rzucił 5 punktów. Ale to była Islandia. Żeby wyciskać te krótkie szanse na maksa, brakuje mu przebojowości “Sokoła”.
Tu dygresja, żaden zarzut do Karola Gruszeckiego: po co Mike Taylor brał go na EuroBasket? Sokołowski, Zamojski i Gruszecki to podobni gracze, dla każdego z nich ciężko było znaleźć minuty. A jedynki brakowało…
Adam Hrycaniuk – 3
1,5 punktu, 1,5 zbiórki w 19 minut w czterech meczach
Był naszym ulubieńcem w drugiej kwarcie inauguracji ze Słowenią – tu coś zebrał, tam dorzucił, tu pobronił i nagle zaczęliśmy odrabiać straty. Zbliżyliśmy się na trzy punkty, ale potem „Bestia” pokłócił się z Luką Donciciem, Słoweńcy trochę uciekli, a Hrycaniuk zniknął.
Z czasem grał coraz mniej jego minuty w turniej wyglądały tak: 9, 6, 2, 2, 0. I nawet trudno mieć pretensję za kiepskie wejście z Francją w czwartej kwarcie. Zimny, przyspawany do ławki, popełnił dwa szybkie faule. Z efektami bywa różnie, ale “Bestia” zawsze walczy za dwóch.
ŁC, TS
EuroBasket, PLK, NBA – typuj i wygrywaj kasę! >>