
fot. Andrzej Romański / plk.pl
Od samego początku o wiele bardziej zmotywowani byli koszykarze ze Słupska – co rusz trafiali do kosza, zaś ofensywa Śląska wręcz stała w miejscu. Zaledwie 2/18 z gry wrocławian w pierwszej kwarcie, z drugiej strony zdobyte 26 punktów i przewaga wynosząca 21 “oczek” już po 10 minutach (26:5). Rzucała się w oczy duża chęć Macio Teague’a udowodnienia swojej wartości trenerowi Cesnauskisowi – w pierwszej kwarcie jego licznik wskazywał już 7 punktów, w całym meczu niemal dwa razy więcej – 13.
Wydawać się mogło, że nie da się drugiej kwarty z rzędu przegrać z kretesem – mimo że atak Czarnych nieco przystopował, wicemistrzowie Polski byli wciąż bezradni w ofensywie. Do przerwy rzucili tylko 13 punktów, mniej w historii PLK zdobył tylko King Szczecin w sezonie 2020/21, gdy w składzie byli sami juniorzy. Szczegółowe dane znajdziecie we wpisie Pulsu Basketu, który przytoczył identyczne “osiągnięcia” także dla rozgrywek pierwszoligowych:
Najmniej zdobytych punktów w I połowie:#plkpl:
— Puls Basketu (@PulsBasketu) November 19, 2023
1. King Szczecin – 12 punktów
2. WKS Śląsk Wrocław – 13 punktów
#1lkosz
1. Resovia Rzeszów – 8 pkt
2. Zastal Zielona Góra – 10 pkt
3. UKS Kielce – 12 punktów
Te dane wiele świadczą o tym, jak fatalnie zaprezentowała się ekipa Jacka Winnickiego w tym spotkaniu. Był moment w meczu, gdzie Czarni mieli już 40 punktów, zaś ich rywale cały czas nie przekroczyli jednocyfrowej zdobyczy punktowej.
Świetna pierwsza połowa Czarnych, zaliczka 29 “oczek” (42:13) przed drugą połową sprawiła, że chyba tylko siły nadprzyrodzone mogłyby odebrać zwycięstwo słupszczanom. Ewidentnie z ekipy Mantasa Cesnauskisa zeszło powietrze, jednak bardzo dobrze uspokoili atak, nie podejmowali pochopnych decyzji, które dość często bywały zmorą w poprzednich meczach. Pierwszy raz w tym sezonie świetnie obsługiwany podaniami był środkowy Benas Griciunas. Litwin był najlepszym strzelcem spotkania z dorobkiem 17 punktów, dodał jeszcze 9 zbiórek i 2 przechwyty.
Decydującą kwartę, jak i całą drugą połowę, co prawda Czarni przegrali (14:17), jednak ani trochę nie zmieniło to obrazu meczu. Co może cieszyć słupskich kibiców, to fakt, że tym razem Czarni nie wypuścili swojej przewagi – co więcej, mieli pełną kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi, a przede wszystkim nad wynikiem. Od samego początku tablica wskazywała prowadzenie ekipy ze Słupska.
Dziś po stronie Czarnych było widać drużynę – każdy siebie motywował i napędzał, pierwszy raz w tym sezonie każdy częściej dzielił się piłką niż zazwyczaj. Efektem tego jest rekordowe w ich wykonaniu 21 asyst, 8 na koncie Mike’a Caffey’a. Dziś słupszczanie wygrali na własnym parkiecie z 18-krotnym mistrzem Polski, tracąc jedynie 53 punkty.
Z kolei w ekipie Jacka Winnickiego panuje spory chaos. Nikt nie sprawił, że fani WKS-u jednak uwierzą w zwycięstwo w Hali Gryfia. Zawodnicy po zmianie stron podejmowali indywidualne akcje, co nieraz pozwoliło zdobyć punkty. Jednak po minach i gestach niektórych graczy dało się zauważyć wściekłość. To pierwsza porażka wrocławian w PLK od czasu, gdy stery ponownie objął trener Winnicki.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk