Dołącz do Premium – czytaj teksty i graj w Fantasy Ligę! >>
Mecz w wyludnionej (oczywiście częściowo ze względu na obostrzenia) Ergo Arenie ostrowianie rozpoczęli słabo – pierwszych minutach zadziwiająco dużo miejsca na wjazdy pod kosz dostawał Łukasz Kolenda. Goście nie mogli też znaleźć sposobu na Dominika Olejniczaka, któremu do double-double już w pierwszej połowie zabrakło ledwie 2 zbiórek.
Dużą bolączką koszykarzy Stali była od pierwszych akcji skuteczność z dystansu – dobra obrona sopocian zmuszała podopiecznych trenera Łukasza Majewskiego do rzutów za 3, ale te nie trafiały do kosza. Tragicznie grał Shawn King, mający problemy z wykończeniem najprostszych akcji (w 13 minut na parkiecie nie zanotował też żadnej zbiórki). Dopiero w końcówce drugiej kwarty szalone rzuty Jamesa Florence’a i firmowe trójki z rogu Jakuba Garbacza (10pkt.) poprawiły ten element statystyki – ale wystarczyło to tylko na zmniejszenie strat.
Trefl grał bowiem swobodnie w ataku – poza wspomnianym Olejniczakiem świetne momenty miał Martynas Paliukenas, który z dużym wyczuciem przecinał podania rywali i kończył kontrataki. Do przerwy sopocianie prowadzili 45:33, będąc zespołem wyraźnie lepszym.
Taka sytuacja najwyraźniej uspokoiła podopiecznych trenera Marcina Stefańskiego, którzy na drugą połowę wyszli wyraźnie rozluźnieni. Pojawiły się nonszalanckie decyzje w ataku, piłki wykręcające się z kosza, straty napędzające kontry rywali. Stal nie zamierzała z tego nie skorzystać i m.in. dzięki punktom Jarosława Mokrosa (8 pkt.) i Chrisa Smitha wróciła do gry. Tuż przed końcem trzeciej kwarty ładną akcją 2+1 popisał się Szymon Ryżek i goście przegrywali już tylko 52:56.
Trefl ponownie stanął więc koniecznością grania wyrównanej czwartej kwarty. I mimo chwilowych problemów organizacyjnych, TJ Haws i Martynas Paliukenas tym razem egzamin zdali na piątkę. Bardzo dobrze ostatnią część gry zagrał też Karol Gruszecki (17 pkt), który wziął na siebie ciężar zdobywania punktów – coś, czego oczekiwali od niego w Sopocie wszyscy od momentu ogłoszenia transferu.
Na 5 minut przed końcem potężną dobitką popisał się Darious Moten, chwilę później kontrę po kolejnym szalonym przechwycie Paliukenesa w jeszcze bardziej efektowny sposób wykończył Olejniczak i było jasne, że Trefl tego meczu już nie odda.
Stal miała szansę na odwrócenie losów meczu, ale w decydujących momentach popełniała za dużo strat. Po promyczku nadziei, jakim była wygrana z Pszczółką Startem Lublin, wróciły stare demony (poniżej 30% za 3, 20 strat).
.
Na oddzielny akapit zasłużyły także wyjazdowe stroje zawodników Stali – w żółto-czarnej tonacji (mimo konieczności „posiadania o jednolitych, kontrastujących kolorach”). Kibice mieli spore problemy z oglądaniem dziesięciu koszykarzy w bardzo podobnych koszulkach.
Michał Świderski, Sopot