
fot. Wojciech Cebula / WKS Śląsk Wrocław
Wśród wrocławian brakowało dziś Łukasza Kolendy i Sauliusa Kulvietisa. Obaj wciąż dochodzą do pełni zdrowia. Tego drugiego miał zastąpić Andrii Voinalovych. Dla niego starcie ze Spójnią było debiutem w barwach WKS-u.
Początek spotkania nie wyglądał tak, jakby Spójnia rywalizowała z najsłabszym atakiem ligi. Grą dowodził Kendale McCullum, a że stargardzianie dawali mu okazję do rzucania, przechodząc pod zasłoną, to ten próbował swojego szczęścia zza łuku. Na początku to faktycznie wychodziło, więc Amerykanin brał na siebie kolejne rzuty. Z kolei również w trakcie pierwszej połowy po drugiej stronie parkietu dobrze wyglądali Stephen Brown Jr i Aleksandar Langović.
Najlepszy moment dla Spójni przypadł na początek czwartej kwarty. Wtedy ekipa Sebastiana Machowskiego prowadziła 56:51. Jednak już w kolejnej akcji trafieniem odpowiedział nowy nabytek Śląska – Andii Voinalowych. Na sprowadzenie 23-latka do Wrocławia kibice WKS-u nie zareagowali zbyt entuzjastycznie, ale ten w pierwszym meczu zaprezentował się całkiem dobrze – 13 punktów, skuteczność 4/7 z gry.
Od tamtego momentu inicjatywę ponownie przejął Śląsk. Wicemistrzowie Polski szybko doprowadzili do remisu i zaczęli budować przewagę. Na 76 sekund przed końcem, gdy Spójnia przegrywała czterema, trener Machowski poprosił o czas. Po przerwie nie trafił Daniels, a sytuacja Spójni zrobiła się jeszcze trudniejsza. Wrocławianie, mimo swoich błędów, utrzymali prowadzenie aż do syreny końcowej, wygrywając 75:69.
W końcówce WKS musiał sobie radzić bez Kendale’a McCulluma. On również musiał przedwcześnie opuścić parkiet za sprawą urazu. I tak jak Voinalovych jeszcze wrócił do gry, tak McCullum już nie. Czekamy na informacje na temat jego stanu zdrowia.
Najlepszy punktujący Śląska? Właśnie McCullum, który zdobył aż 20 oczek, 5 zbiórek i 7 asyst. Jeszcze więcej zdobył jeden z liderów Spójni – Stephen Brown (23 punkty).