PLK. Loren Jackson wraca na Bemowo

"Warszawa da się lubić" - być może tak nucił sobie pod nosem Loren Jackson, były koszykarz Legii Warszawa, który pojawił się ponownie w hali na Bemowie w ramach 20. kolejki Orlen Basket Ligi. Choć jego przygoda w stolicy nie trwała długo, przed rozpoczęciem spotkania klub przygotował dla niego miłą niespodziankę. Jackson otrzymał pamiątkowe zdjęcie upamiętniające triumf Legii w Pucharze Polski sprzed roku. Był to gest uznania za jego wkład w ten sukces, który pozwolił mu ponownie poczuć się jak w domu.
fot. Paweł Kołakowski

Symboliczna porażka Legii z Czarnymi Słupsk

Po miłym akcencie przedmeczowym przyszło jednak bolesne zderzenie z rzeczywistością. Legia przegrała na własnym parkiecie z Czarnymi Słupsk 56:70, ponosząc dotkliwą porażkę w symbolicznych okolicznościach. Czarni to w tym sezonie drużyna specyficzna – jeśli już wygrywają, to robią to dwucyfrowo, bo tylko jedno tegoroczne spotkanie wygrane przez słupszczan (ze Stalą Ostrów) zakończyło się jednocyfrową przewagą. Reszta wygranych to następujące wyniki:

  • +13 ze Spójnią,
  • +15 z Dzikami,
  • +27 z Zastalem,
  • +14 z MKS,
  • +11 z Kingiem,
  • +14 z GTK,
  • +23 z Twardymi Piernikami.

Co więcej, bilans Czarnych w meczach z warszawskimi zespołami w tym sezonie to już 3-0. Jeśli doliczymy do tego małe punkty z dwóch starć z Legią i jednego z Dzikami, przewaga słupszczan nad stołecznymi rywalami wynosi aż 64 punkty. To niezwykle niekorzystny bilans, który pod koniec sezonu zasadniczego będą miały okazję poprawić jeszcze Dziki, ale dopiero na początku maja.

Najgorszy wynik ofensywny Legii od roku

56 punktów zdobytych przez Legię, to rezultat który świat idzie w świat – i to w niechlubnym kontekście. Ostatni tak słaby występ ofensywny warszawiacy zanotowali niemal dokładnie rok temu – 13 marca 2024 roku, kiedy w rewanżowym meczu fazy pucharowej FIBA Europe Cup w Bilbao zdobyli jedynie 53 punkty (przegrana 53:81). Tamta porażka była jednak łatwiejsza do zaakceptowania – rywalem był zespół z jednej z najmocniejszych lig w Europie, a w pierwszym meczu Legia odniosła zwycięstwo, więc w dwumeczu blamażu nie było.

Aura marcowych spotkań najwyraźniej nie służy legionistom. Słupszczanie od samego początku grali twardą defensywę, przez co Legia miała ogromne problemy ze skutecznością i kreowaniem czystych pozycji rzutowych. Czarni bardzo szybko osiągnęli dwucyfrową przewagę, a jednym z największych rozczarowań meczu był występ Kamerona McGusty’ego. Amerykanin miał ogromne problemy z minięciem rywala i wejściem w strefę podkoszową, co skończyło się na fatalnych statystykach – 0/8 z gry i jedynie 24 minuty spędzone na parkiecie. Starcie Kamerona McGusty’ego z Alexem Stein, czyli zawodników z top 3 najlepiej punktujących w naszej lidze zdecydowanie na korzyść zawodnika Czarnych, który zdobył 20 punktów i był najlepszym strzelcem tego spotkania. 

Statystyki nie oddają przebiegu meczu

Choć spotkanie było jednostronne, to w statystykach można znaleźć kilka niespodzianek. Mimo wysokiej porażki Legia zanotowała więcej zbiórek (37 do 36) i więcej asyst (17 do 12) niż Czarni. Co więcej, warszawiacy dominowali na tablicach ofensywnych, zdobywając 13 zbiórek w ataku. Kluczowym czynnikiem decydującym o ich porażce była fatalna skuteczność w rzutach trzypunktowych – jedynie 4 celne rzuty na 28 prób (14,3 proc.).

Awaria prądu – symboliczny koniec meczu

Spotkanie kończyło się w nietypowych okolicznościach. W połowie czwartej kwarty doszło do awarii zasilania na hali OSiR, przez co część oświetlenia przestała działać, podobnie jak tablice z wynikami z zegary nad koszami. Po krótkiej przerwie sędziowie podjęli decyzję o dograniu meczu przy ograniczonym oświetleniu i bez działających zegarów co wywołało nie małe zdziwienie. Symboliczne zwieńczenie meczu, w którym Legia wyglądała równie chaotycznie jak panujące na hali warunki.

Heiko Rannula bezradny na ławce

Mowa ciała nowego trenera Legii, Heiko Rannuli, mówiła wiele o grze jego drużyny. Estończyk sprawiał wrażenie bezradnego, a po słabej pierwszej połowie nie wprowadził istotnych korekt w grze zespołu. To dopiero jego trzeci mecz w roli szkoleniowca Legii, więc trudno o daleko idące wnioski, jednak brak jakiejkolwiek reakcji na wydarzenia boiskowe był zauważalny. Po końcowej syrenie warszawscy kibice po raz pierwszy od długiego czasu pożegnali swój zespół gwizdami, co świadczy o narastającym niezadowoleniu z formy drużyny.

W obecnym sezonie Orlen Basket Ligi najlepiej radzą sobie zespoły, które zachowują największą stabilizację składu. Tymczasem Legia Warszawa postawiła na poważne zmiany – począwszy od wymiany trenera, przez rotację na pozycji rozgrywającego, aż po transferowe niewypały, jak Sam Sessoms, czy ogłoszony, ale finalnie nie zatrudniony Marcus Zegarowski, którego kontrakt ostatecznie nie wszedł w życie, a sama sytuacja została przez klub skomentowana bardzo lakonicznym komunikatem.

W Warszawie wciąż panują wysokie oczekiwania, co widać po podejmowanych ruchach kadrowych. Klub postawił wszystko na jedną kartę – albo uda się zbudować drużynę na miarę mistrzostwa, albo ryzykowne ruchy okażą się całkowitym niewypałem.

Debiut Keifera Sykesa

Swój pierwszy mecz w barwach Legii rozegrał Keifer Sykes – zawodnik, który jeszcze kilka lat temu ustanowił rekord indywidualnej zdobyczy punktowej w jednym meczu Koszykarskiej Ligi Mistrzów (43 punkty dla Avellino w 2019 roku przeciwko Banvitowi). W starciu z Czarnymi zapisał na swoim koncie 7 punktów, 2 zbiórki i 2 asysty. 31-latek potrzebuje jednak czasu na zgranie z zespołem i odbudowanie rytmu meczowego – w tym sezonie w barwach Varese w Serie A rozegrał zaledwie 6 spotkań. Sykes ma być wsparciem dla McGusty’ego w zdobywaniu punktów, ale jego ostatnie sezony nie imponują statystycznie, co czyni go pewną niewiadomą, choć CV ma bardzo owocne.

Legia wciąż szuka tożsamości

Mimo bilansu, który nadal daje Legii bezpośrednie miejsce w fazie play-off, nastroje w Warszawie są dalekie od optymizmu. W piątek Legioniści zmierzą się na wyjeździe ze Spójnią Stargard – pierwszy mecz obu drużyn zakończył się zwycięstwem Legii po dogrywce 88:84 i był jednym z najbardziej  wyrównanych i emocjonujących pojedynków tego sezonu. Do końca fazy zasadniczej Legii pozostają już tylko cztery domowe spotkania, więc szans na rehabilitację przed własną publicznością nie będzie zbyt wiele.

Autor wpisu:

Marcin Boguszewski

Polecane

Psychologia sportu. 1na1: Dzień Walki z Depresją

Kącik mentalny. Dzień Walki z Depresją: Krzyk ciszy

Aneta Sochan. O tym, jak budować tożsamość przyszłego koszykarza NBA