Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
To zrozumiałe, że Doc Rivers bardzo chciał wygrać mecz nr 6 w Toronto. Nie tylko po to, by zapewnić sobie awans do półfinału Konferencji Wschodniej. Doc pragnął też, żeby wszyscy, którzy wieszczyli, że jego drużyna może jako pierwsza w historii roztrwonić prowadzenie 3:0 udławili się własnymi słowami.
Efekt? Jeszcze cztery minut przed końcową syreną, przy prowadzeniu Sixers 29 (!) punktami wciąż trzymał na boisku Joela Embiida.
Ten zdobywał kolejne punkty, w swoim, dość tanim stylu kopał leżącego już od jakiegoś czasu na deskach rywala, udawał dwupłatowca, aż tu nagle Pascal Siakam:
Karma nie karma – można dyskutować. Przede wszystkim trudna do wytłumaczenia krótkowzroczność trenera. Przecież Embiid to od lat chodząca, potencjalna kontuzja. Mało tego – już w serii z Raptors grał nie do końca sprawny, borykając się z zerwanym więzadłem w prawym kciuku.
Po zakończeniu meczu Kameruńczyk ze spokojem udzielał jeszcze wywiadu, bagatelizując efekty ciosu otrzymanego od swojego rodaka.
– Mam połamaną twarz, ale taki już jest play-off.
Kilka godzin później, po dokładnych badaniach Sixers poinformowali, że ich lider nie tylko doznał złamania kości oczodołu, ale także lekkiego wstrząśnienia mózgu. Jego status (out Indefinitely – wykluczony z gry na czas nieokreślony) był ostatnią rzeczą, jaką kibice 76ers mieli nadzieję ujrzeć.
Mimo urazu palca w serii z Raptors Embiid dostarczał w każdym meczu drużynie 26 punktów i 11 zbiórek. Wątpliwe, by bez niego Sixers mogli ograć najlepszą drużynę Wschodu sezonu zasadniczego Miami Heat. Pierwszy mecz z wtorku na środę czasu polskiego na Florydzie.
TOMAS
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>