Co to było? Legia wręcz nie istniała w tym spotkaniu. Po pierwszej połowie “Stalówka” prowadziła 53:29. Warszawianie grali słabo, ale piętnastominutowa przerwa często jest okazją do nowego impulsu i odwrócenia losów meczu. Tak tym razem nie było. Trzecią kwartę również należy znacząco zapisać na konto ekipy z Ostrowa Wielkopolskiego. Gospodarze prezentowali się tak słabo, że część kibiców przedwcześnie opuściła halę, o czym podczas transmisji wspomniał duet komentatorski. W kwarcie numer cztery do cudu nie doszło. Stal ostatecznie wygrała w Warszawie różnicą prawie 30 oczek.
Pierwsza piątka “Legionistów” nie miała dziś wsparcia z ławki. Nie licząc naprawdę dobrze spisującego się Grzegorza Kamińskiego, wszyscy pozostali rezerwowi zdobyli łącznie… 3 punkty. Dla porównania – wchodzący z ławki koszykarze “Stalówki” zanotowali w tym samym meczu 47 oczek! Równie duża przepaść była widoczna pod względem prób z dystansu. Stal trafiła 18 trójek, Legia – tylko 6.
– Co to się stało? – pytał Grzegorza Kamińskiego Marcin Muras. – Nie weszliśmy skoncentrowani. Odpuszczaliśmy wszystkie piłki, co pokazała statystyka zbiórek. Mogę tylko przeprosić kibiców, takie mecze nie powinny się zdarzać, szczególnie u nas w Warszawie – mówił koszykarz.
Po czternastu meczach Legia z bilansem 8-6 zajmuje piąte miejsce w tabeli. Trzy lokaty wyżej jest zespół z Ostrowa Wielkopolskiego, który wygrał dotychczas dziesięć ligowych spotkań.