Mecze koszykówki w stolicy stanu Massachusetts są zawsze wielkim przeżyciem. Jeżeli do miasta przyjeżdżają odwieczni rywale w postaci New York Knicks, to atmosfera zawsze jest szczególna, mimo panującego o tej porze roku zimna na dworze. Kibice “Celtów” gromadzą się w pobliżu hali już kilka godzin przed spotkaniem. Czas ten spędzają w okolicznych barach i restauracjach, dyskutując o tym, co może wydarzyć się na parkiecie.
Odbiór akredytacji jest mocno schowany z lewej strony TD Garden. Po sprawdzeniu wszystkich formalności otrzymałem odpowiednią plakietkę i mogłem udać się windą na tak zwany „event level”. Od razu skierowałem się w stronę sali, w której organizowano konferencję prasową. Chciałem usłyszeć, co mają do powiedzenia trenerzy obu drużyn – Joe Mazulla i Tom Thibodeau. Następnie udałem się na parkiet, aby z bliska zobaczyć rozgrzewkę.
W pewnym momencie hala zaczęła błyskawicznie zapełniać się kibicami. Błyskawicznie zobaczyłem tysiące ludzi zakochanych w koszykówce. Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że publiczność w Bostonie naprawdę rozumie tę dyscyplinę sportu doskonale i nie przychodzi do hali na “piknik”.
Po wizycie na parkiecie przyszedł czas na odwiedzenie szatni obu zespołów. W przypadku drużyny z Nowego Jorku na miejscu zastałem Jalena Brunsona, który bez problemu odpowiadał na pytania dziennikarzy. W przypadku zespołu gospodarzy udało się spotkać Paytona Pritcharda i Derricka White’a. Oni również byli bardzo rozmowni i doskonale potrafili wskazać przede wszystkim mocne strony rywali.
Do rozpoczęcia spotkania pozostało jeszcze ponad pół godziny, więc postanowiłem odwiedzić jeszcze media room. Były tam bardzo ciekawe materiały na temat meczu. W oczy rzucała się bardzo duża szczegółowość informacji. Obie ekipy były bardzo dokładnie analizowane pod każdym względem.
Sam mecz obejrzałem z trybuny medialnej. Gospodarze zagrali zdecydowanie lepiej po przerwie i wygrali 114:98. Warto zauważyć, że na trybunach pojawił się sam komisarz ligi Adam Silver. To, co robiło największe wrażenie, to atmosfera, którą tworzyli kibice. Każde dobre zagranie było głośno doceniane. Każdy najmniejszy błąd budził jęk zawodu. Przysłowiowa iskra powodowała, że hala niemal eksplodowała. Trzeba sobie powiedzieć jedno. Jeżeli można by polecić jedną halę w Stanach Zjednoczonych, gdzie warto na własne oczy przeżyć mecz NBA, to jest to z całą pewnością bostońska TD Garden.
Po spotkaniu udałem się ponownie na konferencję prasową, by posłuchać opinii i uwag trenerów. To nie był jednak koniec wrażeń tego dnia! Przy wyjściu z hali, mimo że od zakończenia spotkania minęło dobre pół godziny, a na zewnątrz było już naprawdę chłodno, spotkałem tłum ludzi świętujących zwycięstwo. Było naprawdę bardzo głośno i radośnie. Przeżycie meczu w Bostonie to jest jednak niesamowite przeżycie!
Z Bostonu,
Łukasz Grabowski