fot. Andrzej Romański / plk.pl
Pierwszy mecz rundy rewanżowej, obie drużyny podrażnione porażkami w poprzedniej kolejce – Zastal ze Stalą, Legia ze Startem. Pomimo tego faworytem w tym starciu ponownie wydawała się być ekipa Wojciecha Kamińskiego ze świetnym w ostatnich spotkaniach Arikiem Holmanem na czele. Dodatkowo przeciwko byłej drużynie grał Geoffrey Groselle, którego przyszłość w Zielonej Górze stoi pod dużym znakiem zapytania. Czy Amerykanin z polskim paszportem wystąpi raz jeszcze w 16. kolejce w barwach innego klubu? Niewykluczone!
Ospały początek meczu, choć to Legia od pierwszego gwizdka utrzymywała się przy prowadzeniu. Tempo gry swojego zespołu z czasem zaczął napędzać Christian Vital, wyprowadzając kontry, dwukrotnie w pierwszej kwarcie zza łuku przymierzył także Ray Cowels – w całym meczu strzelec Legii trafił 6 razy zza łuku, notując 21 punktów. Z drugiej strony Geoffrey Groselle, który w ostatnich pięciu meczach nie zszedł poniżej 14 “oczek” już po 10 minutach rzucił 8 punktów, w tym zawrotne w jego przypadku 4/4 z linii rzutów wolnych – finalnie zaliczył kolejne double-double w tym sezonie (21 punktów i 14 zbiórek), nie myląc się ani razu z wolnych (5/5), co nieczęsto się zdarza!
Drugą kwartę znacznie lepiej zaczęli gospodarze, ich rywale dopiero po blisko czterech minutach trafili w tej odsłonie spotkania do kosza. Przede wszystkim koszykarze Zastalu rozpędzili się w ataku i chętniej dzielili się piłką, a goście wpadli w lekki dołek po atakowanej stronie parkietu. Efektem tego była seria 16:7 dla ekipy Davida Dedka, co dało im pierwsze prowadzenie w meczu po “trójce” Pawła Kikowskiego (32:30). Chwilę później “Zieloni Kanonierzy” zaczęli seryjnie trafiać z dystansu – zaczął Kolenda, kolejne dwie dołożył Cowels i skończył… Linowski, dla którego były to pierwsze punkty w tym sezonie.
Dzięki tym trafieniom Legia tuż przed zejściem do szatni odzyskała prowadzenie (47:43), dodatkowo po triple-double po cichu zmierzał powracający do zielonogórskiej CRS Marcel Ponitka – po 20 minutach miał na swoim koncie 7 punktów oraz po 6 zbiórek i asyst. Finalnie został trzecim Polakiem w historii z tego typu osiągnięciem tj. 15 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst.
Kolejną kwartę lepiej zaczął Zastal, który po ponad pięciu minutach znów objął prowadzenie. Gwiazdorsko prezentował się dziś reprezentant Polski Geoffrey Groselle, w pojedynku z Josipem Sobinem dominował w “pomalowanym”. To właśnie tam gospodarze doszukiwali się swoich przewag, w tego typu akcjach byli bardzo skuteczni. Z kolei po stronie gości w ataku brylował niespodziewanie duet Ponitka & Kolenda, w całym meczu Polacy rzucili 33 punkty, a zza łuku nieustannie karcił ich rezerwowy Legii Ray Cowels.
Inicjatywę meczu przed decydującymi 10 minutami miała ekipa Wojciecha Kamińskiego, z minuty na minutę ich zaliczka powoli rosła. Ponad 5 minut przed końcową syreną po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszli na dwucyfrowe prowadzenie, znacząco poprawiając szyki obronne. Dobra defensywa prowadziła ich do szybszego ataku, tym samym do zwiększenia przewagi – ponad dwie minuty do zakończenia meczu szóstą (!) celną “trójką” Cowels zgasił ostatnią iskrę nadziei gospodarzy na piątą wygraną w sezonie, wyprowadzając swój zespół na 16 “oczek” przewagi (84:68).
Przysłowiowy gwóźdź do trumny minutę później dołożył Kolenda, trafiając z dystansu i poprawiając wynik na 21 punktów przewagi (89:68) swojego zespołu, na samo zakończenie zza łuku trafił jeszcze Pipes Jr. Dopiero w ostatniej kwarcie Legia odjechała, ale jak już to zrobiła, to raz, a porządnie! “Legioniści” nie pozostawili złudzeń w decydującej odsłonie meczu, wygrywając ją aż 25:11. Co warto pochwalić, to świetna dyspozycja rezerwowych (Ponitka oraz Cowels) oraz solidne 50% w rzutach za 3 (14/28) – dla porównania zaledwie trzy celne “trójki” Zastalu na 15 proc. skuteczności (3/20). Poza tym urazu w końcowej fazie meczu doznał Novak Musić, oby nic poważnego!
Autor tekstu: Błażej Pańczyk