Niemal przesądzony angaż Ivana Almeidy we Włocławku wywraca do góry nogami niemal wszystko, co zbudowano w tym sezonie. Klub na powrocie uwielbianej przez kibiców gwiazdy powinien jednak zyskać, mimo istniejącego ryzyka.

Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>
Nie było konieczności
Anwil posiadał w składzie 12 zawodników. Sześciu Polaków i sześciu obcokrajowców. Pole manewru jeśli chodzi o przeprowadzenie wzmocnień zerowe i to nie tylko przez miejsce w składzie, ale i przez finanse – budżet z gumy przecież nie jest.
Włocławianie momentami wyglądali rzeczywiście źle, ale mieli też momenty gry imponującej, jak chociażby w meczu ze Stelmetem, czy Polskim Cukrem Toruń. Konieczności zmian nie było, przynajmniej nie tak gruntownych.
Pojawiła się jednak okazja. W pierwszych tygodniach stycznia Ivan Almeida wyraził chęć powrotu i odbudowania się po kontuzji. Już wtedy wiedział, że do Estonii prawdopodobnie nie wróci.
We Włocławku doszli do wniosku, że z takiej sytuacji grzechem byłoby nie skorzystać. Sprowadzenie takiego gracza, jak Almeida to bez wątpienia wzmocnienie, za kogokolwiek by w tym składzie się nie pojawił.
Anwilowy obwód był/jest bardzo bogaty – 8 zawodników, nie zapominajmy o kontuzjowanym Igorze Wadowskim. Dodanie kolejnego gracza nie wchodziło w grę, a wręcz przydałoby się odchudzenie tego zestawu. Zdecydowanie większą lukę widać pod koszem, gdzie od początku sezonu Anwil nękają kontuzje, a na tle ligowych rywali włocławianie właśnie tu wyglądają najsłabiej.
Naturalnym ruchem byłoby wymienienie gracza obwodowego na podkoszowego i to zamknęłoby skład. Skład, który zbudowany został w myśl 10-11 równych, dobrych gracz. Upchnięcie Almeidy w tej układance wymaga wiele gimnastyki, czego przez ostatnie tygodnie jesteśmy świadkami.
Teraz trzeba przebudować
Przesądzone było odejście Mateusz Kostrzewskiego (już oficjalne), ciężko jest też uwierzyć, by Vladimir Mihailović dokończył sezon we Włocławku. Ci dwaj gracze najprawdopodobniej zrobią miejsce w rotacji dla Ivana Almeidy.
Jednak taka sytuacja, raz, że pozbawia Anwil Polaka, dwa, że nie rozwiązuje w ogóle problemów tego składu – dziury pod koszem. Z graczy wysokich aktualnie zdrowych, i to też dość umownie, jest tylko dwóch. Kontuzja Walerij Lichodieja może się przeciągnąć, co skłania ku wnioskowi, że dalsze ruchy we Włocławku wydarzyć się muszą.
Planem Anwilu jest dołączenie do drużyny centra i silnego skrzydłowego, Polaka i obcokrajowca, który wskoczy do składu kosztem Lichodieja. Nieoficjalnie wiadomo, że włocławianie przymierzają się do sprowadzenia centra zza oceanu, który pomoże Josipowi Sobinowi i Szymonowi Szewczykowi.
Lukę w paszportach uzupełnić miał Aleksander Czyż, ale sprawy z nim związane trochę wyhamowały. Takie ruchy sens mają – uwalniają minuty na obwodzie, dokładają pod kosz nową siłę, ale przemeblowaniem tego nazwać nie można, a raczej zburzeniem wszystkich ścianek działowych i postawieniem ich od nowa.
Gra Anwilu na pewno też się zmieni. Almeida to gracz z pozycji 2 i 3, który uwielbia mieć piłkę w rękach. Tak więc on i Kamil Łączyński, to zawodnicy, którzy prawdopodobnie najdłużej będą mieć ją w rękach. Co więc z resztą graczy obwodowych?
Aaron Broussard jest najlepszym kandydatem w tym zespole, na robienie na parkiecie rzeczy niewidzialnych. Amerykanin może bronić najlepszego gracza rywali, znakomicie atakuje zbiórkę i kiedy trzeba, jest w stanie zapunktować.
Chase Simon już teraz funkcjonuje przede wszystkim jako strzelec, który kontakt z piłką ma tylko podczas złapania jej przed rzutem do momentu wypuszczenia jej w kierunku kosza. Przy Almeidzie wygrywającym pojedynki 1 na 1 pozycji powinien mieć tylko więcej.
Michał Michalak grał w tym sezonie więcej na koźle niż w poprzednich latach i pokazał, że poczynił w tym względzie znaczny progres. Mimo to wciąż w nim jest dusza strzelca, a kiedy, tak jak wyżej, otworzą się pozycje, może okazać się dla rywali zabójczy.
Zostaje Jarosław Zyskowski, który od kilku meczów większość minut gra na czwórce i taki stan myślę, że może pozostać – w końcu jest to rozwiązanie bardzo efektywne.
Istnieje spore ryzyko
Przyjście Almeidy niesie za sobą dwa główne zagrożenia. Po pierwsze, Ivan jest po poważnej kontuzji, nie trenował kilka miesięcy i dopiero od tego tygodnia może pracować na pełnych obrotach.
Kontuzja stopy jest, czymś, co zbagatelizować nie można. Umiejętne poprowadzenie jego powrotu do gry, będzie kluczowe. Dodatkowo, nie wiadomo w jakiej formie Almeida jest i w najbliższych tygodniach będzie. Ciężko przypuszczać, by w optymalnej.
Wszystko może się skończyć pozytywnie, ale istnieje także ryzyko katastrofy. Almeida, gracz z takim ego, z takimi umiejętnościami i ze sporymi oczekiwaniami co do roli i minut, zostanie włożony do zespołu z bilansem w PLK 13-4, czyli do w miarę sprawnej maszyny, która potrafiła sobie radzić bardzo dobrze bez niego.
Do składu wyrównanego, który przez 5 miesięcy funkcjonował poprawnie, zostanie dołożony zawodnik, który z miejsca będzie chciał być liderem, który często zjada ofensywne posiadania swojego zespołu i który ma tendencje do zbyt indywidualnego grania. Nie tylko ułożenie składu było wymagające, odpowiednie dopasowanie stylu gry i taktyki, będzie jeszcze trudniejsze.
Więcej potencjalnych korzyści
Ryzyko jest, ale, o ile więcej korzyści może dać przyjście Almeidy do Anwilu. Ivan z miejsca staje się najlepszym graczem swojego zespołu, może nawet najlepszym w lidze.
Jego umiejętności są ogromne, co potwierdza statuetka MVP za poprzedni sezon. Dodatkowo, Anwil niewyobrażalnie dużo zyskuje wizerunkowo i marketingowo na takim ruchu.
Almeida to ulubieniec fanów, showman, dla którego kibice przychodzą do hali. Jednym sezonem gry we Włocławku wspiął się na poziom Gerroda Hendersona w kibicowskiej hierarchii. Na darmowe obiady, też pewnie może liczyć.
Powrót do ligi Almeidy to wydarzenie dla Włocławka, ale i dla całej ligi. Można było go uwielbiać, albo nienawidzić. Irytował, prowokował, czasem flopował, ale każdy miał przynajmniej jeden moment w poprzednim roku, w którym zrobił chociaż cichutkie wow. Był wyrazisty i to dzięki tej wyrazistości stał się gwiazdą.
Marketingowo, to kapitalna informacja dla wszystkich. W lidze gra obecnie już czterech byłych MVP: Torey Thomas, Damian Kulig, Shawn King i właśnie Almeida. To sytuacja rzadko spotykana, by tylu uznanych graczy było jednocześnie w PLK.
Dobry ruch klubu
Posunięcie, w mojej ocenie, dobre. Anwil zyskuje dużo. Gracza, który samodzielnie jest w stanie rozstrzygnąć o wyniku spotkania, czego do tej pory nie miał. Uszczęśliwia także kibiców, a to przecież o nich w tym wszystkim chodzi.
Nawet uwzględniając potencjalne zagrożenia, jestem zdania, że to słuszny ruch. Skoro nadarzyła się okazja na pozyskanie takiego gracza, trzeba było spróbować go z powrotem ściągnąć, nawet kosztem wywrócenia do góry nogami wszystkiego, co do tej pory udało się wypracować.
Grzegorz Szybieniecki, @gszyb
Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>