fot. Andrzej Romański / plk.pl
Spójnia zaczęła kapitalnie, wręcz idealnie. Po niecałych dwóch minutach gry prowadziła… 11:0! To było zdecydowane potwierdzenie, że stargardzianie wierzą w ponowne zwycięstwo nad Anwilem. Zwycięstwo, które jednocześnie dałoby im awans do czołowej czwórki. Anwil zaczął jednak łapać rytm. Pierwsze punkty dla gospodarzy zdobył Luke Petrasek, który – przypomnijmy – w poprzednim spotkaniu nie trafił do kosza choćby raz. Jednak w pierwszej kwarcie to nie on był największym bohaterem włocławian. Tak trzeba określić Victora Sandersa, który w 10 minut zdobył aż 12 oczek.
Długo nie było wiadomo, czy Amir Bell w ogóle wystąpi we wtorkowym meczu. W końcu pojawił się na parkiecie, ale podczas pierwszej połowy było to zaledwie 50 sekund. I to w chwili, gdy Kamil Łączyński miał na swoim koncie trzy przewinienia, co niejako wymusiło tę zmianę. Anwil gonił i gonił, a do remisu doprowadził na sześć minut przed końcem drugiej kwarty. Taki stan jednak długo się nie utrzymał. Alex Stein znów był niepilnowany i celną trójką zbudował ponowną przewagę Spójni. Ta utrzymała się aż do końca pierwszej połowy. W ostatniej akcji rzut z dystansu wziął na siebie Kamil Łączyński, ale nie trafił i w ten sposób poznaliśmy wynik przed zmianą stron – 45:41 na korzyść przyjezdnych.
Początek drugiej połowy to dwie akcje 2+1 – jedna Spójni, jedna Anwilu. Niedługo później stargardzianie dołożyli jeszcze jedną. Joesaar podał tak naprawdę w pustą przestrzeń, którą w końcu wypełnił Stephen Brown. Przejął piłkę, wymusił faul Luke’a Petraska, a Spójnia wygrywała już 55:44. Time-out dla Anwilu! Włocławianie wrócili na parkiet z błyskawiczną odpowiedzią w postaci dwóch skutecznych akcji Tomasa Kyzlinka. Zapotrzebowanie było jednak znacznie większe. Anwil wciąż musiał gonić. Tym bardziej że po trafieniu Alexa Steina wraz z końcem trzeciej kwarty różnica między zespołami wynosiła już nie cztery punkty, a sześć.
Spójnia miała wszystko w swoich rękach. Co ważne – jej zawodników nie dotyczyły problemy z przewinieniami. Żaden nie miał więcej niż trzech fauli na koncie. Ta sytuacja zmieniła się na sześć minut przed końcem. Po raz czwarty przewinił Karol Gruszecki, a faulowany był Kalif Young, który przy okazji zanotował dziesiątą (!) w tym spotkaniu zbiórkę w ataku.
Bardzo przytomnie grał Victor Sanders. W swoich akcjach ofensywnych szukał nie tylko punktów dla swojej drużyny, ale i piątego faulu Karola Gruszeckiego. Czuwający pod koszem Wesley Gordon też musiał uważać, mając trzy przewinienia. Czwartego unikał jak ognia.
45 sekund do końca, Spójnia prowadzi 75:74. W kolejnej akcji pomylił się Victor Sanders i długo nie było wiadomo, kto ostatni dotykał piłki przy walce o zbiórkę. W posiadanie finalnie weszli stargardzianie. Co więcej, Devon Daniels wykorzystał nieuwagę rywali, zdobył dwa punkty i powiększył przewagę swojej ekipy. Później byliśmy już świadkami festiwalu rzutów wolnych. Taktycznie faulowali jedni i drudzy. Na 11 sekund przed końcową syreną z dystansu trafił Tomas Kyzlink. To było jednak za mało! Dwa oczka dołożył jeszcze Devon Daniels, a Spójnia… rozpoczęła świętowanie! 81:77 – Stargard w półfinale!