REDAKCJA

Prezes Anwilu: Nasz plan to 5-0

Prezes Anwilu: Nasz plan to 5-0

– Stwierdzenia o tym, jak to źle dzieje się w Anwilu, są na wyrost – mówi Arkadiusz Lewandowski, prezes klubu z Włocławka.

(Fot. Andrzej Romański/Plk.pl)
(Fot. Andrzej Romański/Plk.pl)

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>

Łukasz Cegliński: Tylko AZS, Stal, Start i Siarka mają mniej wygranych niż Anwil. Co się z wami dzieje?

Arkadiusz Lewandowski: Tak się nam ułożyły mecze. Porażkę w Dąbrowie Górniczej trzeba brać pod uwagę, przed chwilą przegrał tam Stelmet. Słupsk to Słupsk – zawsze groźny zespół, trudny teren. A Polpharma to jedna z najbardziej niedocenianych drużyn, u siebie będzie sprawiała niespodzianki. Przekonała się już o tym Rosa.

Wszystko się zgadza, ale wyniki to jedno, a słaba gra to drugie. Kibiców Anwilu takie tłumaczenie nie zaspokoi.

– Do internetowej krytyki, która najczęściej jest nieuzasadniona i na wyrost, trzeba się przyzwyczaić. Doskonale wiem, jak duży jest apetyt na sukces we Włocławku – on zawsze był, nawet jak w klubie były dużo mniejsze pieniądze. Rozumiem rozgoryczenie kibiców początkiem sezonu, my też nie jesteśmy zadowoleni.

Ale nie dzieje się nic strasznego. Nic, co dawałoby asumpt do podejmowania gwałtownych ruchów – zwalniania trenera itp. W ogóle nie ma na ten temat dyskusji. W tabeli jesteśmy w końcówce, ale nie tylko my przegrywamy. Inni faworyci też się potykają – Rosa czy Stelmet.

Czym tłumaczycie w klubie ten kiepski start? Przygotowaniem fizycznym, taktycznym, mentalnym, a może błędami w budowie składu?

– Myślę, że przyczyną złych wyników jest to, że nie trafiamy z dystansu. Jeśli policzyć skuteczność rzutów obu naszych jedynek, Tylera Hawsa i Michała Chylińskiego, to widać, że jest bardzo źle [20/79, 25 proc.]. I to są często rzuty z otwartych pozycji.

Pojawiają się dziwne teorie, że nasza taktyka jest zła – wyjątkowo skomplikowana, niezrozumiała dla zawodników itp. Ale to jakieś brednie. Jeśli przeanalizować nasz najgorszy mecz, porażkę 56:70 w Dąbrowie Górniczej, to nam po prostu nic nie wpadało.

W innych meczach bywało podobnie – nie trafialiśmy z dystansu. W rzutach za trzy jesteśmy na trzecim miejscu od końca w lidze, mamy 30 proc. z dystansu. Nie wygląda to dobrze, to jest przyczyna.

Najbardziej jaskrawy przykład tej nieskuteczności, to Michał Chyliński, który ma 12/43 z gry. Miał być liderem, mocno na niego liczycie, tymczasem jest zupełnie nieswój. Co się z nim dzieje?

– Michał jest świetnie przygotowany fizycznie, sam mówi, że nigdy się nie czuł pod tym względem tak dobrze. Ale czasem po prostu piłka nie wpada, ja go trochę rozgrzeszam. Michał jest człowiekiem ambitnym, im więcej nie trafia, tym bardziej mu się głowa gotuje. Jestem jednak przekonany, że i on, i Haws się przełamią.

Tyler Haws jest dobrze wykorzystywany, wyprowadzany na pozycje do rzutu?

– Uważam, że obaj z Michałem są dobrze rozprowadzani przez zespół. Natomiast nie trafiają – piłka nie chce im wpaść. Ale obaj dobrze pracują w obronie, jesteśmy zadowoleni z ich wysiłku.

Powstają zresztą legendy, ze nie bronimy, a przecież nie tracimy dużo punktów. W Słupsku Czarni rzucili ich 80 – gdyby odjąć trójki „Blassa” i te punkty w końcówce, gdy się posypaliśmy, to też graliśmy w obronie na poziomie 60-70 punktów, czyli na dość niskim wyniku. Popsuło się to dopiero w ostatnich minutach.

Ale Kamil Łączyński w pomeczowym wywiadzie podkreślał kilkakrotnie, że problemem była właśnie obrona. I w tej strefie rzeczywiście było sporo dziur – Czarni znajdowali sobie pozycje do rzutów, głównie z dystansu.

– Tak, zgadzam się. Oczywiście były dziury, Czarni je znaleźli i wykorzystali. Nie twierdzę, że nasza obrona, czy też w ogóle – drużyna, funkcjonuje tak, jak powinna. Ale to larum, które się podnosi, te stwierdzenia o tym, jak to źle dzieje się w Anwilu, są na wyrost.

Wrócę do tej skuteczności – gdybyśmy w Dąbrowie trafiali choć na przyzwoitym poziomie 40 proc., mecz byłby równy. Gdyby w Słupsku „Młynarz” trafił za trzy z czystej pozycji, gdy prowadziliśmy trzema punktami, mecz ułożyłby się inaczej. Tymczasem dwie trójki trafił „Blass” i tak naprawdę urwał nam w tym meczu głowę. Czarni wykorzystali swoje szanse, a my nie.

Mówi pan, że brakuje skuteczności z obwodu, także od jedynek. Jeśli spojrzymy na waszych  najgroźniejszych rywali, to widzimy Jerela Blassingame’a, Tyrone’a Brazeltona, Jamesa Florence’a, Russella Robinsona, Kerrona Johnsona, Rodericka Trice’a czy Obiego Trottera – właśnie punktujących rozgrywających, których wy nie macie. To problem?

– W poprzednim sezonie mieliśmy te same jedynki, co teraz, a różnicę robił David Jelinek, którego w tym roku nie mamy. Także w cudzysłowie – nie mamy gracza, na którym musiałaby się skupić obrona rywali, przez co inaczej mogłyby funkcjonować jedynki.

Oczywiście, że jest to dla nas w tej chwili problem, są jakieś braki na tej pozycji. Natomiast proszę pamiętać, że zespół został przeformatowany – nie udało nam się zakontraktować takiego lidera i dominatora, jakim był Jelinek w poprzednich rozgrywkach. Ale to dopiero początek sezonu, ta drużyna się dotrze i zbuduje.

Powtórzę: nie dzieje się nic złego. Na tym polega sport, że czasem się przegrywa, trzeba wyciągnąć wnioski. Nastroje wokół klubu i drużyny zrobiły się niedobre, moim zdaniem bardzo na wyrost.

Co drużynie ma dać Nemanja Jaramaz?

– Jego rola dopiero się wykreuje w najbliższych dniach i tygodniach, na treningach i meczach. Nemanja to gracz uniwersalny, który może grać na trzech pozycjach obwodowych, który na pewno doda nam wzrostu i siły na jedynce i dwójce. Haws nie jest potężnym chłopakiem, nasze jedynki też nie.

Jaramaz nas wzmocni także, jeśli chodzi o wejścia pod kosz, których też u nas nie ma zbyt wiele – już w Słupsku pokazał, że to potrafi. Ale nie wiem, czy charakterologicznie będzie w stanie brać na siebie grę tak, jak Jelinek. Zobaczymy.

Anwil gra trochę nietypowo, bo coraz częściej odchodzi się od tak konsekwentnego grania pod kosz. Tymczasem u was Josip Sobin i Paweł Leończyk w duecie są pierwszą opcją w ataku. Czy to jest ten autorski pomysł Igora Milicicia, który ma dać medal?

– Cały zespół to autorski pomysł Igora – ja podpisuję kontrakty, ale to trener buduje drużynę według swoich założeń, które potem mają być widoczne na boisku.

Josip i Paweł byli naszymi pierwszymi wyborami na pozycje podkoszowe, jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że mamy ich w drużynie. Jeden z kolegów z konkurencji powiedział, że mamy najlepszy duet wysokich w lidze i chyba zgodzimy się, że tak jest. Ani Rosa, ani Stelmet nie mają dwóch aż tak dobrze funkcjonujących ze sobą podkoszowych. Inne zespoły też nie.

Dlatego grzechem byłoby ich nie wykorzystywać, tym bardziej, ze oni bardzo dobrze grają we dwóch ze sobą – wymuszają podwojenia, oddają piłkę. Owszem, Josip nie trafia tych wolnych. Ale jakby trafiał i miał jeszcze kilka innych rzeczy, to by pewnie grał w Hiszpanii, a nie w Polsce.

Co z jego zmiennikiem? Boris Bojanovsky jest wykorzystywany od wielkiego dzwonu, praktycznie go nie ma w rotacji. Szukacie drugiego środkowego?

– Nie. Przy podpisywaniu umowy z Borisem zaznaczaliśmy, że to młody chłopak, który właśnie skończył szkołę, który chce się uczyć europejskiej koszykówki.

I jemu wcale się nie dziwię, ale klubowi już tak. Po prostu nie macie drugiej piątki.

– Klasycznej nie, Paweł Leończyk może grać na tej pozycji.

Przyjęliśmy z Igorem taką filozofię, że mamy czterech wysokich i każdy z nich jest inny. A Boris? On przede wszystkim jest słaby fizycznie, to jest jego podstawowa bolączka, która sprawia, że wygląda na zagubionego. Czy będzie lepszy? Zobaczymy za 2-3 miesiące.

Czy można się spodziewać kolejnych transferów w najbliższych dniach?

– Nie. Już w tej chwili zaczynamy mieć spory tłok.

To może ktoś odejdzie?

– Na tę chwilę nie.

Polfarmex i Asseco u siebie, a potem AZS, Start i Siarka na wyjeździe. Terminarz macie taki, że chyba musi być 5-0?

– Taki jest nasz plan i wydawać by się mogło, że nietrudno go zrealizować. Ale to jest sport i np. Asseco przyjedzie do nas rozpędzone, ze swoim szybkim agresywnym basketem, a do tego gramy w tym nieszczęsnym dla nas Tarnobrzegu, gdzie wygrywamy rzadko.

Ale porażek już jest za dużo, chcemy mieć w tych meczach 5-0.

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami