Wygrali cztery mecze z rzędu, pierwszy raz od niemal czterech lat mają dodatni bilans. A Ben Simmons biegnie po nagrodę dla najlepszego debiutanta.
Kyrie Irving podbija Boston w takich butach – zobacz >>
W piątek Philadelphia 76ers ograli 121:110 nieźle grających na początku sezonu Indiana Pacers i wspięli się na piąte miejsce w tabeli Wschodu. Pewnie, to dopiero początek, stawka jest wyrównana, a bilans 5-4 szału nie robi.
Ale to są Sixers, dla nich to coś wielkiego.
Proces przyspiesza. Po notorycznym przegrywaniu w celu pozyskania talentów, nadchodzi czas zwycięstw. I Sixers zaczynają wygrywać. Ben Simmons i Joel Embiid, wsparci J.J. Redickiem, Robertem Covingtonem czy Jerrydem Baylesem, tworzą solidną ekipę.
Imponuje szczególnie ten pierwszy – o dobrym starcie Simmonsa już pisaliśmy, ale 21-letni Australijczyk nie zwalnia. Z Pacers zaliczył swoje trzecie triple-double (14 punktów, 11 zbiórek, 11 asyst, do tego 3 bloki i 2 przechwyty), średnio ma 18,0 punktu, 9,8 zbiórki oraz 8,2 asysty. Świetnie jak na debiutanta!
Embiid też wykonuje kawał dobrej roboty pod koszami (20,5 punktu, 10,1 zbiórki, a także 3,6 asysty oraz 1,3 bloku), z dystansu punktują Covington i Reddick (8/12 i 31 punktów z Pacers).
Ciekawe, jak długo utrzyma się dobry poziom gry Sixers, czy serię zwycięstw da się kontynuować. W Filadelfii wciąż czekają na zdrowego, wdrożonego do gry Markelle Fultza – przy świetnej grze Simmonsa, który opuścił poprzedni sezon, więc teraz jest kandydatem do nagrody dla najlepszego debiutanta, ostatni nr 1 draftu jest trochę zapomniany.
Teraz, w najbliższych dniach, przed Sixers spore schody – długa seria wyjazdowa po Zachodzie NBA. Simmonsa i spółkę czekają kolejno mecze z Jazz, Kings, Warriors, Clippers i Lakers.
Będzie ciężko, ale ufajcie procesowi. On przyspiesza.
Kyrie Irving podbija Boston w takich butach – zobacz >>