PRAISE THE WEAR

Przegrana Liga Mistrzów – czego zabrakło Anwilowi?

Przegrana Liga Mistrzów – czego zabrakło Anwilowi?

Nieudany początek rozgrywek, słaba obrona i nieudane końcówki – to naszym zdaniem najważniejsze przyczyny braku awansu Anwilu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Rozczarowujący finał rozgrywek wynika z problemów, które powtarzały się dość regularnie.
Anwil Włocławek / fot. A. Romański, plk.pl

Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>

Anwil Włocławek przegrywając z Teksutem Bandirma (relacja TUTAJ>>) stracił szansę na awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Celu zakładanego na ten sezonu spełnić się więc nie uda – próbujemy znaleźć przyczyny, dlaczego tak się stało.

Słaby początek

Znane nazwiska sprowadzone latem, a potem także udany okres przygotowawczy (zwycięstwo chociażby z Maccabi Tel Aviv) rozbudziły apetyty chyba wszystkich we Włocławku – zawodników, klubu, jak i kibiców.

Anwil jednak szybko został sprowadzony na ziemię i to w dość brutalny sposób. Kadrowo wcale nie tak mocna, niemiecka Rasta Vechta pokazała włocławianom, że w Europie gra się na innym poziomie fizyczności i z większą intensywnością. Oszołomiony Anwil oberwał potem także mocno w Hiszpanii i potem praktycznie przez całe rozgrywki był zmuszony gonić pierwszą czwórkę.

Zespół Igora Milicicia jeszcze wtedy był przed zmianą na pozycji środkowego, która pchnęła potem Anwil w kierunku lepszej gry na deskach i w ataku. Zatrudnienie Milana Milovanovicia okazało się bowiem pomyłką. Słaby początek można tym tłumaczyć, jednak już wtedy było widać także inne niebezpieczne oznaki, które w kolejnych spotkaniach się powtarzały, jak chociażby…

Rozczarowująca obrona 

W całych rozgrywkach Anwil traci średnio 92 punkty w każdym spotkaniu – gorszym w tym względzie jest tylko Polski Cukier Toruń – średnio (katastrofalne) 97,5 punktu. Na 32 ekipy w Lidze Mistrzów tylko 4 tracą więcej niż 85 punktu na mecz.

Jeśli chodzi o defensywny rating, to Anwil i Polski Cukier także są oczywiście na szarym końcu. Torunianie tracą 120,9 punktu na 100 posiadań (wielki dramat), a włocławianie 118,2 na 100 posiadań (dramat). Trzecia drużyna od końca, EB Pau-Lacq-Orthez, to przeskok na 115,7 punktu na 100 posiadań. Różnica więc jest naprawdę spora. 

Statystyki tylko potwierdzają to, co można było zauważyć gołym okiem. Były mecze, w których Anwil imponował w ofensywie, ale nie potrafił zatrzymać rywali i i tak przegrywał (chociażby z Hapoelem Jerozolima). Kiedy nie szło w ataku, rywal grał twardo i fizycznie, włocławianie nie potrafili się dostosować do takiego stylu i wyszarpać zwycięstwa. W większości meczów (były też mecze dobre w obronie jak z AEK Ateny), jeśli nie udało się przerzucić rywali, to nie udawało się wygrać.

Wyjazdy nie dla Anwilu

Myśląc o dodatnim bilansie, a co za tym idzie zwiększeniu swoich szans na awans z grupy, trzeba także wygrywać na wyjeździe. Anwil póki co wygrał poza własną halą tylko 1 spotkanie, w Bandirmie jednym punktem. Pozostałe 5 przegrał i w ostatnim, za tydzień w Atenach, także faworytem nie będzie.

Porażki we Francji czy Belgii bolą bardzo – Anwil wygrywając te spotkania byłby wciąż w grze o awans, a kto wie, może nawet byłby już go pewny. Wyjazdy to także zdecydowanie gorszy styl gry i porażki, których w swojej hali nie było. Włocławianie zostali rozgromieni w Burgos czy Jerozolimie, choć w Hali Mistrzów potrafili z tymi rywalami nawiązać walkę, a z Hiszpanami nawet wygrać. 

Nerwy w końcówkach

Mecz z AEK, mecz z Hapoelem, mecz z Bandirmą – we wszystkich tych spotkaniach Anwil prowadził jeszcze w czwartej kwarcie, a w niektórych z nich nawet w ostatnich minutach. Mimo to w każdym został pokonany.

Zabrakło dobrych decyzji – to tak w skrócie. W jednej akcji źle postąpił Tony Wroten, gdzie indziej zawiodło zastawienie, przydarzył się niepotrzebny faul, gafa w obronie zespołowej czy bezsensowny rzut przez ręce. Wina doświadczenia? Pewnie też, choć może to raczej kwestia po prostu jakości zawodników.

Tony Wroten atletycznie imponuje, daje często przewagę w ataku, ale niekoniecznie jest graczem, do którego można mieć zaufanie w ostatnich minutach. Podobnie jest z Rickym Ledo – obaj wykreują sobie jakąś pozycję w ostatnich akcjach, ale czy ona będzie dobra? Czy da się zagrać sprytniej, inaczej? Da, choć to oczywiście gdybologia.

Anwilowi niepotrafiącemu zamykać spotkań często w końcówce odbijały się czkawką proste błędy z wcześniejszych minut – przestrzelone rzuty spod kosza czy nieudane kontry. Chociażby wtorkowy mecz z Turkami był tego idealnym przykładem. 

Szkoda, bo zdaje się, że przed rokiem także w tych końcówkach Anwil nie był zbyt skuteczny. 1-2 zwycięstwa więcej (w Bandirmie się udało) wyszarpane w ostatnich sekundach na pewno mocno by pomogły w kontekście awansu, a tak, niestety, jest już po herbacie.

Grzegorz Szybieniecki

.

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami