PRAISE THE WEAR

Przerwane historie… – tego zabrakło na koniec sezonu PLK

Przerwane historie… – tego zabrakło na koniec sezonu PLK

Pojedynek trenerski Żan Tabak kontra Igor Milicić, wymarzony rewanż Stelmetu czy egzamin dojrzałości dla Startu Lublin. A może szturm z drugiego rzędu w wykoaniu Asseco Arki Gdynia? Sezon bez końcówki rundy zasadniczej i playoff zostawił nas z wieloma niedokończonymi historiami.
Żan Tabak i Igor Milicić / fot. A. Romański, plk.pl

Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>

Koronawirus zabrał nam ostatnie kolejki rundy zasadniczej oraz playoffy, które zawsze są najciekawszą częścią sezonu. Możemy puścić wodzę fantazji i zastanowić się jakie najciekawsze starcia, rywalizację i historię straciliśmy przez wirusa. Które historie zostały przerwane, kto miałby szansę na rewanż i “dokończenie biznesu”?

Pojedynek Tabak – Milicic

Do bezpośredniego starcia doszłoby prędzej czy później. Czy byłby to półfinał czy finał, to ci panowie prawdopodobnie zmierzyli się w tym roku. Żan Tabak pojawił się w Stelmecie i odmienił ten zespół, po ostatnich sezonach nijakości. Chorwat szybko stał się kandydatem do trenera roku, a jego drużyna jednym z kandydatów do mistrzostwa. Nie ujmując nic innym trenerom – Tabak mógł być najtrudniejszy przeciwnikiem vis-a-vis, z jakim Milicić spotkał się w playoffowej serii w trakcie ostatnich 3 lat.

Anwil na koniec sezonu miał szpital w składzie. Niektórzy zawodnicy wróciliby tuż przed playoffami i na koniec dnia ta seria mogłaby wyglądać różnie, ale Igor Milicić wychodził już z większych opresji w ostatnich latach. I nawet, gdyby kontuzje wpłynęły na poziom sportowy, to ta rywalizacja mogłaby być szczególnie interesująca właśnie ze względu na trenerów.

Są tacy, którzy uważają, że Igor Milicić był najlepszym trenerem tego sezonu. Żan Tabak jednak pokazał klasę, grając na 2 frontach, i to on powinien być uznany za najlepszego. Dwóch świetnych trenerów, mających do dyspozycji bardzo mocne zespoły. Co przygotowałyby na tę serię ich sztaby? Czy Milicić znów wyciągnąłby jakiegoś asa z rękawa i, mimo 2 porażek w sezonie regularnym, wygrałby serię? 

Prawdziwy test Startu Lublin

Start wygrywał mecze, skończył sezon nawet na 2. miejscu w tabeli, ale w moich oczach oraz innych osób była to drużyna, w którą nadal ciężko uwierzyć. Trudno było sobie wyobrazić, że są w stanie wygrywać także w playoffach i zdobyć medal.

Start był trochę jak Anwil, rok po katastrofalnej wpadce z Czarnymi. Wygrywali, byli w czołówce, ale dopóki nie pokazali, że potrafią wygrać mecze oraz całe serie playoff, to ciężko było w nich uwierzyć. Podobnie było z zespołem Davida Dedka i mecze o realną stawkę mogły być prawdziwym testem dla niedowiarków, że Start jest w czołówce bez względu na to, czy to sezon regularny czy playoffy.

Wielki rewanż Stelmetu 

Mecz nr 5 z 2018 roku pamięta już niewielu graczy, którzy biegają obecnie w koszulce Stelmetu, wyłącznie Łukasz Koszarek i Przemysław Zamojski. Natomiast doskonale pamiętają to ludzie pracujący w klubie oraz kilka tysięcy kibiców, którzy chcieliby wziąć rewanż za tamtą serię. O potencjalnym pojedynku Stelmet – Anwil mówilibyśmy jak o wyrównaniu rachunków. Zmazaniu przez Stelmet plamy, jaką dał w ostatnich 5 minutach pamiętnego meczu pod wodzą Andreja Urlepa. 

Dla Anwilu zwycięstwo ze Stelmetem byłoby otwarciem drogi do finału lub po prostu zdobyciem 3. mistrzostwa z rzędu i dołożeniem kolejnego trofeum do superpucharu i pucharu Polski. Zapisaliby się w historii jako pierwszy zespół z potrójną koroną w jednym sezonie. Mistrzostwo Polski dla Anwilu oznaczałoby także, że zrównaliby się liczbą mistrzowskich tytułów ze Stelmetem. Tak czy owak, ta rywalizacja miałaby wysoki ciężar gatunkowy.

Czarny koń z Gdyni?

Arka w tym sezonie niby była w czołówce, ale nie do końca. Trochę tak jak zeszłoroczna BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski. Z tą różnicą, że Asseco mądrze wzmocniło się na samym końcu rozgrywek, ich gra w meczu z Polskim Cukrem wreszcie wyglądała tak jak oczekiwaliśmy na początku sezonu. Kto wie, czy w playoffach, w starciu z torunianami górą nie byłby więc Przemysław Frasunkiewicz i jego drużyna? Arka na właściwych torach, grająca basket szybko i z dużą liczbą trójek, wreszcie mająca do tego odpowiednich i zdrowych graczy, mogłaby być czarnym koniem tych playoffów.

Osobiste porachunki

Możliwe, że straciliśmy jeszcze kilka innych, emockjonalnych pojedynków. Mogliśmy dostać “świętą wojnę” w playoffach. Kamil Łączyński mógł zagrać przeciwko Anwilowi. Rozgrywający Śląska miał świetny sezon, doskonale zna system Anwilu, mógłby napsuć krwi Miliciciowi i może razem ze swoją ekipą urwałby mecz lub dwa? Jarosław Zyskowski też prędzej czy później trafiłby na Anwil. 

Artur Gronek, awansując z ostatniego miejsca z Astorią, mógłby spotkać Stelmet w pierwszej rundzie playoffów. A już raz, całkiem niedawno,  sensacyjnie pokonał Tabaka. Drużyna z 1 miejsca wygrywająca sezon regularny w cuglach, kontra drużyna z 8 miejsca, która w sezonie regularnym urwała mecz liderowi, ale nadal nikt na nią nie stawia. Brzmi znajomo?

Fajne wzmocnienia

Zespoły liczące na playoff (jak np. Trefl czy King) czy te z dużymi aspiracjami (jak Anwil i Asseco) tuż przed zamknięciem okienka transferowego dodały do swoich składów graczy, którzy mogli zmienić oblicze drużyn i bez wątpienia byli wzmocnieniami.

Dostaliśmy zaledwie po 1-2 mecze takich zawodników, jak Mckenzie Moore, Kyndall Dykes, Darious Moten czy Martynas Paliukenas. Ci gracze mogli wpłynąć na zespoły i dodać im nowej energii, a kto wie, czy np. w przypadku Asseco nowy zaciąg nie odmieniłby sezonu? Isaiah Briscoe też mógł być koszykarzem, który rzutem na taśmę wrzuciłby King do playoffów, bo w pierwszych meczach wyglądał obiecująco i był odpowiedzią na braki szczecinian na rozegraniu.

Nie dowiemy się nigdy, jak transfery last minute mogły odmienić jeszcze ten sezon.

Jacek Mazurek, @PulsBasketu

.

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami