fot. Andrzej Romański / plk.pl
Choć obie drużyny w poprzedniej kolejce przegrały, to faworytem mimo wszystko wydawali się goście. Ekipa Żana Tabaka przystępowała do meczu bez rozgrywającego Benedeka Varadiego, z kolei Śląsk cały czas boryka się z wieloma kontuzjami. Do grona zawodników niedostępnych (McCulluma, Kulvietisa, Nizioła, Kolendy i Adamczaka) dołączył świetnie dysponowany w ostatnich tygodniach Daniel Gołębiowski. Można powiedzieć, że to cios w policzek dla kibiców z Wrocławia, gdy ich lider z ostatnich meczów także musi pauzować.
Sopocianie od razu rozpoczęli z wysokiego C, fenomenalne wejście w mecz zanotował Andy Van Vliet. Belg z pierwszych 15 punktów drużyny zdobył 13, trafiając trzykrotnie z dystansu. To otworzyło duże możliwości dla jego zespołu, stopniowo dzięki temu powiększali swoją przewagę. Budowanie zaliczki nie było jednak na tyle szybkie, by Śląsk jeszcze w tej części gry nie był w stanie utrzymać bliskiego kontaktu wobec Trefla. Dziś grą zespołu z Wrocławia liderował Hassani Gravett, który wziął bardzo dużo rzutów na siebie – w całym meczu oddał aż 25 rzutów z gry, trafił mniej niż połowę (10), czym uzbierał 25 punktów.
Absencja tylu zawodników w Śląsku jest szansą dla innych. Swoją misję do wykonania miał dziś Gravett, który na początku drugiej kwarty masowo trafiał do kosza – w pewnym momencie Amerykanin rzucił ponad połowę punktów całego zespołu (16 z 27). Tak jak obrona ekipy Jacka Winnickiego miała problem z zatrzymaniem Van Vlieta, tak obrońcom Trefla duże problemy sprawiał właśnie Hassani Gravett. To on dał impuls zespołowi do odrobienia kilkupunktowej straty, co częściowo jeszcze przed zejściem do szatni się udało (37:40). Swoją dobrą grą Michał Sitnik zaskarbił zaufanie trenera, stał się ważnym elementem rotacji. Polak rozegrał ponad 30 minut, w tym czasie zanotował 13 punktów i 2 zbiórki.
Bez przełomu w trzeciej kwarcie – Śląsk walczył i próbował zmniejszyć straty, zaś Trefl grał swoją koszykówkę i cały czas miał kilka punktów zaliczki. Mecz mógłby dostać miano wyścigu żółwi. Tempo spotkania kompletnie spadło, skutecznych akcji także nie było zbyt wiele. Ten mecz stał się nudniejszy, bez żadnego powiewu świeżości – skutek zmęczenia gospodarzy połączony z kontrolą wyniku przez koszykarzy z Sopotu, którzy jednak nie potrafili na dobre odjechać. Tak naprawdę odpowiadali na ataki bardzo podobnie, grając punkt za punkt.
Decydujące 10 minut pod dyktando ekipy Żana Tabaka, która po raz pierwszy w tym fragmencie spotkania zdołała zbudować dwucyfrową przewagę (68:58). “Trójkami” dalej sypał Van Vliet, zza linii 6,75 m trafił aż 6 razy, czym wyrównał swój rekord kariery w liczbie takowych rzutów w meczu. Swoje “trzy grosze” dołożył także Jakub Schenk, który dopiero w ostatniej kwarcie zdobył swoje pierwsze punkty – finalnie miał 6 punktów i 7 asyst.
Dopiero w końcówce, gdy gospodarze grali ostatkami sił, Trefl zaczął na dobre przejmować inicjatywę. Sposób ślimaczy, ale skuteczny – Aaron Best, trafiający z dystansu na ponad dwie minuty przed końcem definitywnie zamknął mecz. Chwilę później gwóźdź do trumny dołożył Auston Barnes, który trafił piątą “trójkę” swojego zespołu w tej części meczu. Zdziesiątkowani wicemistrzowie Polski straszliwie stracili efektywność w ostatnich minutach, co rywale jedynie wykorzystali – przewaga momentalnie wzrosła nawet do 23 “oczek”. Finalnie zdominowali tę kwartę aż 25:11, wygrywając cały mecz różnicą 21 punktów.
Trefl tym zwycięstwem został wiceliderem tabeli, dodatkowo zapewnił sobie udział w Pucharze Polski, gdzie będą bronić tytułu sprzed roku. Świetny mecz Van Vlieta, który znów w Orlen Basket Lidze poprawił swój rekord punktowy kariery (29 punktów, poprzednio o punkt mniej). Równie dobry występ Aarona Besta, który drugi raz z rzędu zdobył min. 20 punktów – miał 20 punktów, 6 zbiórek i 4 asysty.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk