Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Atmosfera w pozbawionej kibiców hali w Stargardzie była bardzo dziwna i być może to było powodem bardzo słabej obroni Spójni w pierwszej kwarcie meczu. Gospodarze stracili w 10 minut aż 27 punktów i przez cały mecz musieli próbować gonić rywala, co nie udało się do ostatniego gwizdka.
Gdy tylko Spójnia wzięła się za obronę, systematycznie zaczęła odrabiać straty. Motorem napędowym drużyny był Tomasz Śnieg, mobilizujący kolegów, punktujący i pracujący za dwóch (17 pkt., 6 zbiórek, 6 asyst). Start udało się spowolnić, ale wszystko, na co było stargardzian stać, to zbliżenie się na dystans 1 oczka. Zabrakło bowiem stabilnych opcji w ataku.
Raymond Cowels grał swój najsłabszy mecz w sezonie, Jakubas Gintvainis nawet nie spoglądał na kosz, Adris De Leon podejmował egzotyczne decyzje, a podkoszowy Harry Frolling okazuje się miłośnikiem rzutów z dystansu. Bez wzajemności.
Gdy gospodarze niebezpiecznie się zbliżali, kilka ważnych trafień zaliczył lider lublinian, Brynton Lemar (22 punkty i 6 asyst). Nad wszystkim czuwał Tweety Carter (8 asyst), a pojedynki pod koszem wygrywali też Jimmy Taylor i Roman Szymański – stwarzający czasem jakieś zagrożenie ofensywne, w odróżnieniu od wysokich Spójni.
Na 2 minuty przed końcem Start prowadził 76:70, kolejnej trójki “na przełamanie” nie trafił Cowels (2/13 z gry…), a Carter chwilę później po drugiej stronie pokazał, że wcale nie to takie trudne. Losy meczu były przesądzone – Start z bilansem 17-5 pozostaje na 3. pozycji w tabeli, a Spójnia (10-12) oddala się od playoff.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
TS
.