REDAKCJA

Rezerwowi zrobili swoje. Derby dla Anwilu

Rezerwowi zrobili swoje. Derby dla Anwilu

"Rottweilery" cieszą się z przełamania na własnym parkiecie. Okazja ku temu była dobra, bo Włocławek odwiedziła ostatnia drużyna w tabeli.
fot. Andrzej Romański / plk.pl

Należy jednak podkreślić, że Twarde Pierniki pokazały się z naprawdę dobrej strony. Chyba nie będzie nadużyciem, jeśli napiszemy, że goście mieli spore szanse na zwycięstwo. Ba, byli na prowadzeniu dłużej niż finalny zwycięzca!

Początek meczu wpadł na konto torunian. Ci wygrywali już 19:11, co okazało się ostatecznie najwyższą przewagą gości w całym spotkaniu. Z kolei Anwil swój najlepszy moment zaliczył od razu po zmianie stron. Trzecią kwartę podopieczni Przemysława Frasunkiewicza wygrali aż 13 oczkami! Wtedy odrobili całą dotychczasową stratę, objęli ponowne prowadzenie, którego nie wypuścili z rąk aż do syreny końcowej. W meczu kończącym 23. kolejkę górą Anwil – 86:79.

Jak wspomnieliśmy – być może kluczowa była rola rezerwowych w tym starciu. Pierwsza piątka Twardych Pierników nie miała wystarczającego wsparcia z ławki. Tego nie można powiedzieć o graczach Anwilu. Na myśl przychodzi od razu amerykański duet – Victor Sanders & Malik Williams. Co ciekawe, w niedzielny wieczór to oni byli najlepszymi punktującymi wśród “Rottweilerów”.

Sytuacja Anwilu nieco się poprawiła. Strata do ósmych Czarnych wynosi już tylko jedno zwycięstwo. A torunianie? A torunianie tkwią samotnie na dole tabeli. Bilans 4-19 powoduje coraz mniejszy optymizm względem utrzymania tego klubu w Energa Basket Lidze.

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami