W reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w Chinach mamy tylko trzech graczy (Kolenda, Balcerowski, Olejniczak ) poniżej 25 lat. Niestety, ME U20 potwierdziły, że mamy też średnie perspektywy na przyszłość.
PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Kiedy przeszło rok temu pisałem o kadrze nad przepaścią (LINK>>), nastroje wokół reprezentacji seniorskiej były minorowe. Drużyna była w rozsypce po porażce z Węgrami w eliminacjach do mistrzostw świata, z ledwie matematycznymi szansami na awans. A to był tylko wierzchołek góry lodowej problemów – pod powierzchnią czaił się jeszcze brak perspektyw na nowych zawodników w kadrze.
Minął rok i nic się nie zmieniło – oczywiście poza szczegółem, że awans do turnieju w Chinach jednak wywalczyliśmy. Wszystko potoczyło się dla nas jak najlepiej – sensacyjne zwycięstwo nad Chorwatami w silnym składzie, powrót Waczyńskiego oraz zaangażowanych Slaughtera i Lampego, w końcu świetna gra w ostatnich meczach – w co wcześniej nie wierzyłem.
Wypada odszczekać zeszłoroczny defetyzm, ale nie dajmy się ogłupić – poza tym stoimy nadal w tym samym miejscu.
Kto ma być następcą?
Ironicznie, najlepszym dowodem na to jest takie samo zaangażowanie PZKosz w promocję kadry po awansie, jak i przed jego wywalczeniem. A na poważnie – problem z napływem nowych ludzi do reprezentacji nagle nie zniknął.
Wśród powołanych do szerokiej kadry przez Mike’a Taylora można wprawdzie znaleźć Aleksandra Balcerowskiego (19 lat), Łukasza Kolendę (20 lat) i Dominika Olejniczaka (23 lata), jednak mała liczba zawodników w wieku 20-24 lat to niepokojący wynik. W ostatnich latach zwykle mieliśmy kilku młodych graczy, którzy ocierali się o kadrę (Szymkiewicz, Ponitka) lub mieli argumenty, by się o nią ocierać (Żołnierewicz), jednak żaden z nich nie zagrzał tam miejsca na dłużej.
Bardzo daleko za czołówką
Humorów nie poprawia występ kadry U20 na ME dyw. A w Izraelu, który pozwolił zorientować się w poziomie polskiej koszykówki młodzieżowej na tle najlepszych marek na Starym Kontynencie.
Sam spadek do Dywizji B jest oczywiście smutny, ale bardziej przygnębiające jest to, że nie byliśmy w stanie stworzyć drużyny, która w starciu z najlepszymi nie odstawałaby o kilka klas – zarówno pod względem fizycznym, jak i technicznym. A kto wie, czy nie i mentalnym. I to niezależnie od kontuzji czy rezygnacji kilku zawodników.
Teoretycznie wśród członków tej kadry powinniśmy szukać następców Karnowskiego czy Sokołowskiego. Tymczasem poza Kolendą niespecjalnie można było wyróżnić kogoś gotowego już teraz na dołączenie do kadry seniorów (pamiętajmy jeszcze o Balcerowskim, który z gry w kadrze U20 zrezygnował).
Nawet jeśli przyjmiemy, że w Polsce koszykarze dojrzewają później niż w innych krajach (i dajemy jeszcze np. 3 lata Boguckiemu czy Kamińskiemu), to jest powód do niepokoju, którego nie ma prawa nam zasłonić wywalczony awans na mistrzostwa świata.
Tracimy nieliczne szanse
Wracając jeszcze do tematu ME U20, jakby mało było problemów z szeroko rozumianym procesem szkolenia w Polsce, to jeszcze sami jeden na tym turnieju dołożyliśmy. Jednym z powodów wymienianych przy okazji oglądania porażek drużyn młodzieżowych jest brak ogrania na wysokim poziomie. Tymczasem z dywizji A spadliśmy niestety trochę na własne życzenie.
Aby zapewnić sobie utrzymanie, wystarczyło wygrać mecz z Ukrainą – drużyną, która w przeciwieństwie do np. Grecji, nie przyleciała z innej koszykarskiej planety. Wydawało się, że system FIBA zadziała na naszą korzyść, a tymczasem sami skomplikowaliśmy sobie sprawę.
Ponoć bardzo brakuje nam wspomnianego ogrania na najwyższym poziomie – tylko kiedy już dostaliśmy szansę, żeby poobcować z nim trochę dłużej, to nie potrafiliśmy z niej skorzystać. Koło się zamyka.
Michał Świderski, @miswid