Jedyny pierwszoroczniak w zespołach z czołówki ostatnio zaczyna się rozkręcać. Za Amerykaninem dwa udane mecze, z Chimkami zdobył 17 punktów, a z Kingiem 13. Czy powtórzy historię Jaylina Airingtona?

WINTER SALE – trwa sezon niezwykłych cen w Sklepie Koszykarza! >>
Rookie Wall
Pierwszy sezon w Europie dla Amerykanów zaraz po grze na uczelni często bywa bardzo ciężki. Większość z nich po raz pierwszy opuszcza wtedy USA, styka się z nową kulturą, ludźmi i przede wszystkim z innym sposobem grania w koszykówkę. Schematyczny, ułożony basket dominuje na Starym Kontynencie i czas, jaki potrzebują na zapoznanie się z tomami taktyki gracze zza oceanu, bywa nie raz bardzo długi.
Koszykarzy trafiających prostu po studiach do Europy można porównać do kota w worku. O ile grę, czy umiejętności danego gracza, kluby są w stanie wyskautować i przeanalizować, tak dostęp do informacji o jego charakterze i zachowaniu poza parkietem jest ograniczony. Pierwszy sezon w profesjonalnej karierze to pierwsze doświadczenie w innej koszykarskiej kulturze, ale także pierwsze zarobione pieniądze, czy pierwsze momenty odosobnienia od rodziny, czy przyjaciół. Nie każdemu udaje się z marszu w takich warunkach odnaleźć.
Pierwszoroczniacy w PLK
Rookies to zatem inwestycja ze sporym ryzykiem. Jeden może być zmotywowany i chętny na rozwój kariery, drugi zderzy się z brutalną rzeczywistością. Polskie kluby, głównie te z dołu tabeli, często decydują się na tego typu rozwiązanie. Zawodnicy po uczelni zazwyczaj są tani, jest ich stosunkowo dużo, a jak się coś nie uda, to takiego delikwenta się wymienia i po problemie.
Za dwa skrajne przypadki niech posłużą zawodnicy zatrudnieni przez Polpharmę tego lata. Wzięty z bardzo dobrej uczelni Utah, Justin Bibbins, jest gwiazdą ligi i jednym z najskuteczniejszych koszykarzy tego sezonu. Z kolei zakontraktowany przed sezonem Jai Williams zdążył przyjechać do Starogardu Gdańskiego i został po kilku dniach odesłany, bo okazało się, że oprócz wzrostu, nie wiele jest innych rzeczy, których może dać swojej drużynie.
W takich butach finały NBA wygrywał Kevin Durant! >>
Najbogatsi rzadko ryzykują
Kluby z największymi ambicjami w PLK bardzo rzadko decydują się na zatrudnienie młodego gracza prosto po uczelni w USA. Raz, że takiemu trzeba poświęcić o wiele więcej czasu i wszystko kilka razy tłumaczyć, dwa, że potencjał takiego koszykarza, mimo dostępnych gigabajtów jego meczów, jest bardzo ciężki do oszacowania.
W tym sezonie w drużynach ze ścisłego topu (Anwil, Arka, Polski Cukier, Stal, Stelmet) występuje zaledwie 1 gracz, który jeszcze rok temu biegał po parkietach NCAA. Jest nim Gabe DeVoe ze Stelmetu Enea BC Zielona Góra.
DeVoe coraz lepszy
Przyjście do Zielonej Góry Gabe’a DeVoe (190 cm., 23 lata) było traktowane w kategorii uzupełnienia, a nie wzmocnienia. Amerykanin przedstawiany był jako gracz przede wszystkim umiejący zdobywać punkty, z bardzo dobrym rzutem z dystansu.
Raczej nikt się nie spodziewał, że trener Jovović będzie grał DeVoe po 30 minut w meczu, szczególnie, że w Stelmecie konkurencja jest naprawdę duża.
Gabe swoje szanse dostawał, 10-15 minut w lidze i mecze na 11, ale i 0 punktów. Nierówna forma była czymś, co raczej zaskakiwać nie powinno. DeVoe mimo gorszych meczów pod względem strzeleckim, zapisywał się bardzo pozytywnie w rubryce +/-, a zespół z nim na parkiecie był przeważnie zdecydowanie lepszy od rywali. Na dziś, Gabe jest w tym względzie na 5 miejscu w swojej drużynie, przed takimi graczami jak Zamojski, Planinić, czy Sakić.
DeVoe w lidze zdobywa średnio 7 punktów, w VTB ta średnia jest niewiele większa. Jednak ostatnie tygodnie to znaczny wzrost roli Amerykanina w Stelmecie. Kontuzja Starksa, ale i raczej wygrana walka o minuty z Filipem Matczakiem pchnęła go do chociażby 24 punktów przeciwko Treflowi, czy 17 w meczu z Chimkami. W ostatnim spotkaniu z Kingiem był także odpowiedzialny w pewnych fragmentach meczu za łatanie dziur na pozycji numer 1 i wywiązał się z tego zadania naprawdę przyzwoicie.
Jaylin Airington 2.0?
Sytuacja DeVoe łudząco przypomina zeszłoroczną historię Jaylina Airingtona, koszykarza Anwilu, z którym zdobył złoty medal. Z początku popularny JayAir był także krytykowany, a po pierwszych miesiącach niewielu wierzyło, że Airington może być kluczowym zawodnikiem w playoff. Amerykanin zakończył sezon ze średnimi na poziomie 8,5 punktu przy 55% z gry i 38% za 3. Jaylin był w niektórych momentach nieocenionym graczem w rotacji Milicicia. Nie tylko punktował, ale i bardzo często krył rozgrywających rywali, czy ich najlepszych strzelców.
Jednak żeby dostać się na to miejsce, na jakim kończył sezon Airington, musiał przejść przez ciężki początek i słabą grę. W październiku, czy listopadzie można było zobaczyć Jaylina stremowanego i wystraszonego, a pewność siebie u tego gracza Igor Milicić zbudował dopiero z czasem.
W pierwszych 10 meczach w PLK JayAir zdobywał 6 punktów, czyli mniej niż DeVoe, a na parkiecie przebywał dłużej niż gracz Stelmetu. Myślę, że nikt w Zielonej Górze nie będzie miał nic przeciwko, by sezon Gabe’a był odbiciem lustrzanym zeszłorocznego w wykonaniu Airington. Ostatnie mecze to być może moment dla niego przełomowy, po którym nabierze pewności siebie i stanie się jednym z najważniejszych obwodowych graczy Stelmetu.
Grzegorz Szybieniecki, https://twitter.com/gszyb
WINTER SALE – trwa sezon niezwykłych cen w Sklepie Koszykarza! >>