
Maciej Kwiatkowski: Trener potrafi wynieść zawodnika na wyższy poziom, ale też go mentalnie „zakopać” – czy w takim razie rodzic może być osobą toksyczną, która zgasi zapał swojego dziecka?
Dominika Kuchta: Jak najbardziej.
Każdy może mieć na to wpływ, a szczególnie rodzic, który jest najważniejszy dla dziecka i to właśnie jego słucha. Nasze zachowania i narracja, którą się posługujemy, mają ogromne znaczenie w rozwoju oraz sposobie postrzegania świata i różnych sytuacji przez młodego człowieka.
Jakie zachowania rodzica możemy uznać za toksyczne w sporcie?
Takich zachowań jest bardzo wiele i są często obserwowane podczas meczów, a nawet treningów. Rodzice chcąc jak najlepiej dla dziecka mogą nawet nieświadomie wywierać presję zarówno emocjonalną, jak również skupiać się na swoich oczekiwaniach względem gry swojej pociechy. Na trybunach wielokrotnie jesteśmy świadkami nadmiernego zaangażowania rodzica, który krzyczy, gestykuluje, krytykuje, obraża – nawet trenera czy sędziów. Rodzice, którzy są nadmiernie zaangażowani mogą w pewnym momencie traktować doświadczenia sportowe dziecka jako osobiste – a to jest życie i rozwój dziecka, które niech nim pozostanie jak najdłużej.
Sport ma być dla niego przede wszystkim zabawą, aby ta miłość, którą zaszczepiliśmy pozostała jak najdłużej. To jest najważniejsze, a dodatkowo to oczywiście okazja do nauki – samodyscypliny, współpracy w grupie, rozwijania umiejętności społecznych i poznawczych. Nie zapominajmy jednak, że to ma wspierać jego rozwój, a nie stać się z góry zaplanowaną ścieżką zawodową, jego planem na życie.
Czy dziecko ma szansę obronić się przed takim rodzicem?
Mówimy o wczesnym wieku, w którym dziecko tego nie rozumie. Może to być możliwe jedynie przy wsparciu innej dorosłej osoby, która miałaby realny wpływ na sytuację.
Samo dziecko, zwłaszcza małe, często nie potrafi rozróżnić, co jest dobre, a co złe. Nie pomyśli: „Mój tata jest toksyczny, więc nie będę go słuchać”. Ono nie zna takich pojęć. Może czuć smutek, zauważać, że inni rodzice zachowują się inaczej wobec swoich dzieci, ale nadal nie będzie tego rozumiało. To przecież jego mama lub tata – osoba, która – według dziecka – wie najlepiej. W efekcie maluch zaczyna obwiniać siebie: „To ze mną jest coś nie tak, jestem beznadziejny, nie umiem grać, skoro tata na mnie krzyczy„. Dziecko przyjmuje winę na siebie i zaczyna wierzyć, że zasługuje na karę, jaką jest krzyk czy surowa krytyka.
Czy w pewnym sensie jest to też rola trenera, żeby reagować, jeśli zauważy takie zachowania?
Z pewnością i myślę, że kluczowe jest tutaj uświadamianie. Oczywiście są przypadki, w których nawet to niczego nie zmienia – nawet jeśli interweniują trenerzy, psychologowie czy inni rodzice. Mimo to warto nieustannie podnosić świadomość zarówno wśród trenerów, którzy powinni zwracać uwagę na takie sytuacje, jak i wśród samych rodziców. Edukacja w tym zakresie jest istotna.
Dobrze, że w mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej treści na ten temat. Dzięki temu rodzice mają dostęp do informacji o tym, jak najlepiej wspierać i po prostu być przy tym sportowym rozwoju. Często sami są zagubieni – zwłaszcza, gdy ich dziecko zaczyna wchodzić na bardziej zaawansowany poziom gry i nie wiedzą, w jaki sposób się w różnych sytuacjach zachować. Nie ma idealnego rodzica – idealny to taki, który jest na tyle świadomy, aby zauważać swoje błędy i je poprawiać.
Pomocne są również takie osoby jak ja, do których często trafiają rodzice, aby być bardziej świadomymi w tych aspektach wsparcia sportowego.
A co z rodzicami, którzy podczas meczu podpowiadają dziecku, np. „Podejdź bliżej„, „Rzuć„, „Wejdź pod kosz„, „Leć„. To są spontaniczne reakcje, które w teorii mają pomóc i dodać otuchy. Jednak dziecko ma już swoją wizję gry, a do tego dochodzą założenia taktyczne trenera. Kiedy rodzic zaczyna się w to angażować, pojawiają się sprzeczne komunikaty. Jak to wpływa na dziecko?
To powoduje dezorientację. Jeśli chcemy, żeby dziecko się rozwijało i uczyło, musimy dać mu przestrzeń do samodzielnego myślenia. Trener już dba o odpowiednie założenia techniczne oraz taktyczne i przekazuje je zawodnikom. Zaufanie do trenera to jedno, ale drugą kwestią jest umożliwienie dziecku podejmowania własnych decyzji i rozwijania kreatywności.
Jeśli z każdej strony dociera do niego mnóstwo sprzecznych komunikatów, trudno oczekiwać, że będzie umiało prawidłowo reagować na boisku. Jak ma nauczyć się myślenia podczas gry czy w życiu – jeśli cały czas ktoś mówi mu, co ma robić?
Dziecko powinno mieć szansę na podejmowanie decyzji – także tej błędnej. To właśnie w taki sposób uczy się i wyciąga wnioski.
Mam wrażenie, że dochodzimy do momentu, w którym rodzic, chcąc zapewnić dziecku szczęście, stara się uchronić je przed błędami. Jeśli wie, że coś może pójść źle, próbuje temu zapobiec. Ale ostateczny wniosek jest prosty – powinniśmy pozwolić dzieciom na popełnianie błędów.
Oczywiście. I to jest normalne, że rodzic chce chronić swoje dziecko, ale tak naprawdę je uchroni ucząc samodzielności, podejmowania decyzji i radzenia sobie z ich konsekwencjami, a także porażkami, które są nieodłączną częścią rozwoju.
Czyli nie jest tak, że jednym okrzykiem zniszczyliśmy dziecku psychikę na lata?
Absolutnie nie. Nie popadajmy w skrajność. Tu nie chodzi o to, żeby „bezstresowo” wychowywać dzieci, bo to wyrządza jeszcze więcej krzywdy. Dyscyplina jest bardzo ważna – cały czas chodzi o konstruktywne zwracanie uwagi i tłumaczenie naszych zachowań. A pamiętajmy, że każdy z nas jest tylko człowiekiem ze swoimi emocjami, doświadczeniami i popełnionymi błędami. Pytanie, czy potrafimy się do nich przyznać i wyciągnąć wnioski?
A skoro jesteśmy przy rodzicach – co w sytuacji, gdy nie chodzi bezpośrednio o wpływ na dziecko, ale o rywalizację między dorosłymi? Zdarza się, że jedno dziecko wyróżnia się na tle grupy – więcej gra, zdobywa nagrody, a inne nie. I wtedy rodzic tego drugiego dziecka uważa, że jego dziecku też się to należy. Nie wyładowuje frustracji na dziecku, ale przenosi ją na innych rodziców, a nawet trenerów. Jak radzić sobie z takimi emocjami? Jak reagować, gdy ktoś ma pretensje, że drugie dziecko jest lepsze? Bo takie sytuacje wcale nie są rzadkie.
Myślę, że wchodzimy tutaj na temat, który wykracza poza kwestie sportowe i dziecięce emocje. Jeśli rodzic nie radzi sobie z własnymi emocjami i zaczyna przenosić swoje frustracje na innych, to powinien sam poszukać wsparcia, np. u psychologa. Tak samo naszym wyborem jest to, czy wdajemy się w dyskusje z drugim rodzicem i jak ta rozmowa wygląda, ale nie mamy wpływu na zachowania drugiego człowieka – mamy wpływ na to, co do siebie dopuścimy i jak zareagujemy, a pamiętajmy, że w tej całej sytuacji najważniejsze jest dziecko, którego ona dotyczy.
To już raczej problemy dorosłych, którzy nie radzą sobie z emocjami. Ale jednak ich zachowanie może mieć wpływ na dziecko i na to, jak ono funkcjonuje w relacjach.
Zgadza się. Jeśli ktoś dostrzega ten problem i chce nad nim pracować, to świetnie, ale często bywa inaczej.
A jak myślisz, dlaczego dorosłym tak trudno rozmawiać z dziećmi o emocjach i ich przeżyciach? Czasami nawet o samych emocjach jest trudno mówić, a co dopiero o tym, co dziecko czuje i jak to przeżywa. Niekiedy mam wrażenie, że łatwiej rozmawiać z obcymi dziećmi niż z własnymi.
Może dlatego, że niektórzy rodzice tak bardzo chcą chronić swoje dziecko, że unikają trudnych rozmów, myśląc, że w ten sposób zapewnią mu bezpieczeństwo. Tworzą wokół niego swoisty „parasol ochronny”, sądząc, że to najlepsze rozwiązanie. Inni z kolei wychodzą z założenia, że dziecko i tak nie zrozumie pewnych rzeczy, więc nie widzą sensu w tłumaczeniu czegokolwiek. W ich podejściu mogą dominować krótkie, nakazowe komunikaty: „Nie wolno”, „Nie rób tak”, „Tak się nie zachowujemy” – bez wyjaśniania przyczyn i konsekwencji.
Często pytamy, dlaczego dorośli nie potrafią rozmawiać z dziećmi, ale prawda jest taka, że wielu z nich nie potrafi rozmawiać między sobą (mam na myśli na przykład rodziców). Jeśli dorosły z różnych względów nie mówi otwarcie o swoich emocjach, nie nazywa ich i nie dzieli się nimi z bliskimi, to trudno oczekiwać, że będzie w stanie nauczyć tego swoje dziecko. Brak tej samoświadomości powoduje, że rodzic nie wie, jak przekazywać ją dalej.
Podsumowując, jeśli my – dorośli – nie mamy świadomości własnych emocji, zachowań i nie potrafimy o nich mówić, to jak mamy nauczyć tego dzieci?
A czy podobnie jest z trenerami? Oczywiście, przekazują dzieciom instrukcje, uczą ich techniki, mówią, co mają zrobić na boisku. Ale czy rozmawiają z nimi o ich emocjach? Czy pytają, jakie dzieci mają cele w drużynie, co chciałyby osiągnąć w sporcie, jak się czują po meczu? Wydaje się, że młodzi zawodnicy nie dostają żadnej informacji zwrotnej. Nie wiedzą, czy zagrali dobrze, czy źle, co mogli zrobić lepiej. Owszem, nie dotyczy to wszystkich trenerów, ale czy również tutaj w grę wchodzi brak umiejętności komunikacyjnych?
Oczywiście, że tak. Niektórzy trenerzy mogą myśleć: „Po co w ogóle o tym rozmawiać?”. Ale to wynika przede wszystkim z braku świadomości, jak bardzo jest to potrzebne – zarówno młodym zawodnikom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem, jak i tym starszym, bardziej doświadczonym.
Podczas różnych szkoleń dla trenerów, niezależnie od kategorii wiekowej, zawsze podkreślam jedno: świadomy trener to świadomy zawodnik. Dlatego warto zacząć od siebie – być świadomym tego, co dzieje się w drużynie, poznawać swoich zawodników, umieć z nimi rozmawiać. To buduje relację, dzięki której trener widzi więcej i potrafi dotrzeć do zawodnika.
Nie można też zapominać, że każdy zawodnik jest innym człowiekiem. Na jednego motywująco zadziała podniesiony głos, na innego wręcz przeciwnie – krzyk go przytłoczy i zablokuje. Dlatego trener, który zna swoich zawodników i rozumie ich reakcje, będzie potrafił skuteczniej nimi zarządzać – zarówno podczas meczu, jak i w długofalowym procesie treningowym.
Wspomniałaś, że dzisiejsze dzieci są bardziej wrażliwe niż kiedyś. Pamiętam, że gdy ja byłem dzieckiem, płacz uważano za oznakę słabości. W klubie, na podwórku – wszędzie słyszało się: „Trzeba być twardym, a nie miękkim”. Takie było podejście. Jak to wygląda dzisiaj? Czy dzieci nadal powinny być „twarde” i po prostu zaciskać zęby?
Przede wszystkim – pokazanie emocji, w tym płaczu, nie oznacza słabości. To nie jest kwestia „twardości” ani „miękkości”. Wręcz przeciwnie – potrzeba dużej odwagi, aby stawić czoło emocjom i tym, co z nami się dzieje.
Żyjemy w zupełnie innych czasach. Wielu dorosłych mówi: „Za moich czasów było inaczej, dzisiejsza młodzież przesadza„. Ale to nie jest kwestia przesady – to po prostu inna rzeczywistość. Kiedyś nie mieliśmy dostępu do Internetu, mediów społecznościowych, nie byliśmy bombardowani bodźcami z każdej strony. Nasza wiedza o świecie opierała się na tym, co widzieliśmy wokół siebie. Dzisiaj młody człowiek ma nieograniczony dostęp do informacji, porównań, opinii. To zmienia jego sposób myślenia i przeżywania emocji.
Można powiedzieć, że żyliśmy w bańkach?
Nie, nie żyliśmy w bańkach, wręcz przeciwnie. Każde czasy charakteryzują się swoją trudnością. Teraz po prostu jest inaczej i pojawiły się w związku z tym inne problemy.
Moglibyśmy teraz powiedzieć, że dzisiejsi młodzi żyją w bańkach, bo jest wychowanie bezstresowe, dostęp do wszelkich informacji jest na wyciągnięcie ręki – czasem już nawet nie trzeba robić zadań domowych, bo wszystko jest w Internecie.
Nie będę się wypowiadał na ten temat (śmiech).
Chodzi mi o to, że dzisiejsi młodzi są po prostu bardziej wrażliwi, zwłaszcza w kontekście porównań. W sieci wszystko wydaje się być idealne, ale to jest bardzo dalekie od rzeczywistości.
Młodzi ludzie widzą te wyidealizowane życia swoich rówieśników i zaczynają porównywać się z nimi. Oglądają te „idealne” życia online, a później czują, że muszą dążyć do tego samego. Te wzorce, które czerpią, nie mają nic wspólnego z realnym światem. Każdy w Internecie może być kim chce i ma przyzwolenie na wiele rzeczy, jak na przykład komentowanie. I tak – zawodnicy czytają komentarze i to zostaje z nimi. Ich samoocena zależy od tego, co do nich dociera, więc zobacz – ile tych informacji do nich każdego dnia trafia? Mnóstwo.
Trochę wyprzedziłaś moje kolejne pytanie dotyczące wpływu mediów społecznościowych i Internetu na młodego człowieka. Do tego za chwilę przejdziemy, ale jeszcze jedna myśl przyszła mi do głowy. Ostatnio oglądałem mecz Anwilu Włocławek w Pucharze Polski, i w końcówce dwóch zawodników nie trafiło rzutów wolnych, mecz przegrany. I potem pojawiły się komentarze, że to są zawodnicy słabi psychicznie. Czy rzeczywiście tak jest? Czy tylko twardzi zawodnicy poradziliby sobie w takiej sytuacji? Ci, którzy nie trafili, zostali zaszufladkowani jako słabi psychicznie. Często komentujący mecze bardzo to podkreślają słowami: „Zobaczymy, czy dany koszykarz jest silny psychicznie, czy udźwignie presję„.
Nie. Po prostu nie trafili – może z powodu presji, koncentracji, zmęczenia lub zwyczajnie czasami nie wpadnie. To nie znaczy, ze zawodnik jest słaby psychicznie i kto ma w ogóle prawo do takich stwierdzeń na podstawie jakiejś sytuacji? Nawet jeśli w danym momencie meczu zawodnik zestresuje się i popełni błąd to nie oznacza, że jest słaby – koszykówka to gra błędów, a koszykarze to nie są roboty. Każdy doświadcza stresu, presji, ulega emocjom i nad tym właśnie można pracować, aby takie sytuacje nie wpływały na grę.
Takie komentarze tylko wzmacniają stereotypy, które się z nimi wiążą. Ludzie często mówią, że „głowa zawiodła”, bo to najłatwiejsze wytłumaczenie, co zresztą mnie czasem bawi. W takim razie kiedy zaczniemy robić coś, aby zapobiegać temu, żeby ta głowa nie zawodziła w takich momentach?
Takie nazewnictwo jest po prostu błędne i często krzywdzące, jednak na to, co ktoś powie czy napisze nie mamy wpływu, zatem moją rolą jest, aby nauczyć zawodnika radzenia sobie w takich sytuacjach.
Dobrze, pociągnijmy jeszcze trochę temat odporności psychicznej. Czy to kwestia predyspozycji psychicznych, fizycznych, że gracze w wieku 21–23 lat są nadal traktowani jak juniorzy? Mamy nawet przepis w pierwszej lidze dotyczący młodego zawodnika do 23. roku życia. A jednocześnie zachwycamy się Amerykanami, którzy przyjeżdżają tu w wieku 21, 22, 23 lat i powierzamy im kluczowe role w drużynie. Czym ten Amerykanin różni się od naszego „Kowalskiego w Polsce”, w tym samym wieku?
To zależy.
Od czego to zależy? Dlaczego rodzimy zawodnik „jeszcze ma czas na rozwój”, a przykładowy „Smith”, który właśnie przyleciał, od razu zostaje starterem? Często ma podobne umiejętności, ale twierdzimy, że on „będzie lepszy”.
Zgadza się, wcale nie musi być lepszy, ale przykładowo Amerykanin w takim wieku może mieć większe doświadczenie na różnych poziomach i w większej roli w porównaniu do młodego Polaka, który w tym wieku takiej szansy jeszcze nie dostał, przez co nie ma na tyle zaufania od trenera, aby być starterem. Takich czynników jest wiele, co nie zmienia faktu, że oczekujemy od młodych zawodników, aby grali pewnie, podejmowali decyzje, nie popełniali błędów jak już dostaną swoje pięć minut – i to kluczowe pytanie, w jaki sposób mają się tego nauczyć? Tylko trenując jest to niemożliwe.
Tak samo w przypadku sytuacji, w której młody dostaje swoją szansę i po pierwszym błędzie będzie zdjęty z boiska, to oczywiste, że jak znajdzie się na nim ponownie to nie będzie grał – on będzie skupiał się na tym, aby nie popełnić błędu, który i tak popełni. A to spowoduje, że zacznie się wycofywać i będzie grał zachowawczo. To jest oczywiście przykład jeden z wielu, ale to wszystko ma znaczenie w tym, jak młody zawodnik będzie przygotowany do przejścia w seniorskie granie.
Dokładnie. W jego głowie jest tylko jedno: „Nie mogę popełnić błędu”.
Tak i to do niczego nie prowadzi. Niestety, często tak to wygląda. Oczywiście są trenerzy, którzy dają szansę tym młodym i tak powinno to wyglądać. Ale jest jeszcze druga strona medalu – trenerzy są zatrudniani na dany sezon, za który są rozliczani. Stoi za nimi zarząd, są oczekiwania dotyczące wyników, wymagania – mają wygrywać mecze, aby zachować swoją pracę. I tutaj mamy błędne koło.
Na szczęście, coraz więcej klubów, zarówno w ekstraklasie, jak i w pierwszej lidze, zaczyna to dostrzegać. Młodzi zawodnicy częściej dostają okazję do gry, oswajają się z presją i zdobywają doświadczenie.
Skoro już jesteśmy przy treningach – jak sprawić, żeby młody zawodnik, który jest „mistrzem treningu”, stał się „mistrzem meczu”? Czy to zależy tylko od niego? Znam osoby, które świetnie radzą sobie na treningach, ale w sytuacji meczowej stres ich paraliżuje. Przeżywają to już na długo przed pierwszym gwizdkiem. Zapewne, wpływ na to mogą mieć też czynniki zewnętrzne – trener, rodzice, otoczenie. Ale co może zrobić sam zawodnik, jeśli wie, że ma z tym problem? Jeśli przed meczem boli go brzuch, stres go zjada – jak może pracować nad sobą, żeby przełożyć swoją formę z treningu na prawdziwe spotkanie?
To już kwestia pracy psychologicznej – kluczowe jest znalezienie źródła stresu i dokładna analiza tego, co go powoduje. Dlaczego na treningu zawodnik radzi sobie świetnie, a w meczu już nie? Co dokładnie go blokuje? Trzeba to zidentyfikować i pracować nad wzmocnieniem tych aspektów, które na to wpływają. Znając przyczynę, możemy dobrać odpowiednie techniki i metody, których jest bardzo wiele. To bardzo indywidualna sprawa – każdemu może pomóc coś innego.
Jeśli mówimy o stresie to już na samą myśl postrzegamy go negatywnie, ale w rzeczywistości jest niezbędny – mobilizuje organizm do działania i daje nam wiele korzyści, przy czym wytwarza konkretne reakcje w organizmie. W momencie, kiedy zaczynamy te objawy odczuwać to w naszej głowie pojawia się strach – i to jest strach przed stresem, który powoduje błędne koło nakręcania się, skupiania uwagi na tych negatywnych emocjach, co w konsekwencji wpływa na nasze wykonanie. Często zrozumienie tego, co dzieje się w naszym organizmie jest kluczowe, aby nauczyć się zapobiegać tym niepożądanym reakcjom.
To ciekawe, nigdy o tym tak nie myślałem. A czy są jakieś uniwersalne metody, które młodzi zawodnicy mogą stosować, nawet jeśli nie mają dostępu do profesjonalnej pomocy psychologicznej?
W Internecie znajdziemy wiele różnych ćwiczeń, które wykonują zawodnicy, aby rozwijać przykładowo umiejętności psychomotoryczne, więc niektóre z nich są uniwersalne, ale we wszystkim ważna jest celowość i odpowiednie dobranie metody do potrzeb zawodnika, aby spełnił swoje cele, bo każdy zawodnik jest inny i dana metoda może inaczej zadziałać.
A co z rytuałami przedmeczowymi? Czy mogą pomóc?
Oczywiście. Wszystko zależy od tego, jakie będą to rytuały – czy będzie to forma przesądu, czyli „szczęśliwej skarpetki”, którą trzeba mieć przy sobie, czy np. jakieś ćwiczenia, zabawy, metody, które służą lepszemu skoncentrowaniu przed meczem. Zachęcam do tych drugich, bo co w przypadku, jeśli tej „szczęśliwej skarpetki” tego dnia zabraknie?
Równie ważne jest ustalenie celu posiadania tego rytuału – czy ma być rozluźniający, wpływający na atmosferę i komunikację miedzy zawodnikami, skupiający czy pobudzający. To również jest indywidualna kwestia. Wielu zawodników dzieli się w mediach społecznościowych swoimi rytuałami i Ci młodsi czerpią z tego inspirację, ale niekiedy chyba nie do końca rozumieją znaczenia wypracowania rytuałów.
W psychologii sportu jest wiele różnych technik i metod wykorzystywanych do poprawy umiejętności, nie tylko tych wspomnianych powyżej. Ja podchodzę w swojej pracy bardzo indywidualnie i zadaniowo do każdego. Korzystam z różnych sprzętów, które dają nam mierzalny obraz tego, co dzieje się w głowie i ciele zawodnika, takie jak biofeedback, neurofeedback czy pomoce jak flash reflex.
Przykładowo – zawodnik zakłada specjalną opaskę na głowę, która w czasie rzeczywistym szczytuje pracę fal mózgowych, podczas tego gra on w różne gry mentalne i symulacje różnych sytuacji, a my na wykresie widzimy jak reaguje jego mózg, czyli jak zachowuje się w sytuacji napięcia, rozluźnienia, na jakim poziomie jest jego koncentracja i inne umiejętności poznawcze. To bardzo pomocne sprzęty, które regularnie używane dają poprawę, jak również wymierne dane odnośnie progresu.
Nie ma jednej prostej odpowiedzi na to, jak pomóc dziecku przed meczem, by ograniczyć jego stres. Możemy próbować prostych technik albo skonsultować się ze specjalistą, który przeprowadzi odpowiednie ćwiczenia, badania i stworzy plan działania. Natomiast czy sama obecność rodzica, jego wsparcie, czy sposób rozmowy z dzieckiem mogą pomóc? Czy na przykład mówienie „nie przejmuj się wynikiem” albo „nie zwracaj uwagi na to, jak się czujesz” jest pomocne, czy raczej wszystko zależy od dziecka i sposobu komunikacji?
Myślę, że to jest bardzo pomocne, bo każde dziecko – i nie tylko dziecko – potrzebuje wsparcia. Sama rozmowa, obecność, przypominanie o jego mocnych stronach są bardzo ważne. Natomiast mówienie „nie zwracaj uwagi na to, jak się czujesz” nie jest poprawne, ale rozumiem, co miałeś na myśli.
Warto zwrócić uwagę na to, jakich słów używamy. Zamiast mówić „nie przejmuj się wynikiem”, nakierujmy myślenie dziecka na jego indywidualne aspekty, które zrobił dobrze. Tak samo przed meczem zamiast mówić „nie stresuj się” czy „nie przejmuj się wynikiem”, lepiej przypomnieć na czym konkretnie powinien się skupić podczas gry. Gdy jesteśmy zestresowani i słyszymy, że nie mamy czegoś robić to słowo „nie” przestaje działać, dlatego tak ważne są proste, ale konkretne komunikaty w trakcie meczu, które dotyczą tego, na czym mamy się skupić.
Czyli podświadomie zamiast pomóc, to ciągle podkreślamy ten wynik.
Dokładnie! Dlatego proste, ale precyzyjne komunikaty mają ogromne znaczenie.
Okej, to jeszcze zostanę przy temacie młodych zawodników. Mówiliśmy, że koszykówka powinna być dla nich zabawą. A co w sytuacji, gdy trzynastolatkowie biorą udział w Mistrzostwach Polski? Gdy drużyna awansuje do fazy centralnej, pojawia się presja – zarówno ze strony samych zawodników, jak i klubów, które chcą wygrywać. Jak połączyć radość z gry z poważnymi ambicjami dorosłych, które często nie są wcale ambicjami dzieci? Czy rozwiązaniem mogłoby być przesunięcie Mistrzostw Polski na kategorię U-15, żeby dopiero wtedy zaczynało się prawdziwe rywalizowanie?
Nie, likwidacja Mistrzostw Polski U-13 nie jest dobrym pomysłem. Młodzi w wieku 11-13 lat muszą nauczyć się mierzyć zarówno ze zwycięstwem, jak i z porażką. To kolejny etap, z którego muszą jak najwięcej czerpać. Wynik zaczyna mieć znaczenie, ale to w jaki sposób ta rywalizacja wpłynie na młodego człowieka zależy od tych dorosłych, o których wspomniałeś. To edukacja w tym temacie powinna być skierowana do nich.
Właśnie dlatego ogromne znaczenie ma rola trenera i rodziców – to oni kształtują podejście dziecka do rywalizacji. Ważne jest, by po porażce nie traktować meczu jako „końca świata”, ale zamiast tego skupić się na analizie gry. Czy dziecko powinno widzieć porażkę jako dramat, czy jako lekcję? To zależy od otoczenia – jeśli trener i rodzice właściwie pokierują narracją, mogą nauczyć młodego zawodnika, że wynik to jedno, ale liczy się także to, jak zagrał, nad czym może popracować i jakie wyciągnąć wnioski.
Sport uczy nie tylko rywalizacji, ale też radzenia sobie z emocjami, współpracy w grupie, wsparcia zespołowego. To są umiejętności, które przydadzą się dzieciom niezależnie od tego, czy będą kontynuować sportową karierę, czy nie. Nawet jeśli przestaną grać w wieku siedemnastu lat, te doświadczenia pozostaną z nimi i pomogą im w różnych aspektach życia.
Czyli chodzi o to, żeby dzieci doświadczały presji, by mogły się kształtować? A skoro mówimy o presji – dlaczego w Polsce tak często podkreśla się jej unikanie? W seniorskiej koszykówce wielu trenerów nie mówi wprost o celach, tylko skupia się na kolejnym meczu. Tymczasem w tym sezonie trener Anwilu od razu zapowiedział: „Gramy o mistrzostwo i każde inne miejsce będzie porażką.” Zatem, które podejście jest lepsze, zwłaszcza w kontekście młodzieży? Powiedzieć trzynastolatkom: „Gramy o mistrzostwo, musicie się z tym zmierzyć”, czy raczej „Zobaczymy, co się wydarzy”? Wielu osobom podoba się jasne postawienie celu – czy jednak takie podejście powinno dotyczyć także dzieci, czy to raczej sprawa dla seniorów?
Mówimy o dzieciach w wieku jedenastu – trzynastu lat, więc sytuacja jest zupełnie inna niż w dorosłym sporcie. One dopiero uczą się radzenia sobie z presją.
Wśród trenerów istnieją różne podejścia i jak widzimy na wielu przykładach nie ma złotego środka. Oczywiście, że praca z dziećmi, młodzieżą i seniorami bardzo się różni.
Podobnie jak z osobowością trenera – czy lepszy jest ten ekspresyjny i energiczny, czy spokojny i opanowany? Obydwaj mogą być świetni, obydwaj mogą popełniać błędy. To, co widzimy na meczu, to jedno, ale to, jak trener rozmawia z zawodnikami w szatni i jak ich prowadzi, to zupełnie inna sprawa.
Cel w drużynie zawsze musi być jasno określony – każdy zawodnik powinien wiedzieć, do czego dąży i jaką rolę pełni w zespole.
Pamiętajmy też, że jeśli młody zawodnik chce grać profesjonalnie i marzy o karierze sportowej, to musi nauczyć się radzić sobie z różnymi sytuacjami. W sporcie nic nie jest stałe – trenerzy się zmieniają, podejścia się zmieniają, a zawodnik musi umieć dostosować się do różnych sytuacji. Jeśli dziś będzie otoczony wyłącznie bezstresowym podejściem, a za rok trafi na wymagającego trenera, może to rodzić wiele problemów. Dlatego kluczowe jest stopniowe oswajanie młodych zawodników z presją, ale w sposób dostosowany do ich wieku i etapu rozwoju.
Dobrze, wracając do wcześniejszej wypowiedzi o mediach społecznościowych – jaki wpływ mają one na młodych ludzi? Mam na myśli zarówno same media, jak i komentarze dotyczące ich gry oraz styl życia ich rówieśników. Może im brakować pewnych doświadczeń, bo są zajęci treningami i meczami.
Media społecznościowe mają ogromny wpływ na młodych ludzi – zarówno pozytywny, jak i negatywny. Z jednej strony dają dostęp do informacji, umożliwiają edukację i szerzą wiedzę w różnych tematach. Dzięki nim można uświadamiać młodych sportowców, pokazywać im, co jest ważne w życiu i w sporcie. Widząc, jak ich idole trenują, dbają o dietę czy regenerację, sami mogą chcieć naśladować te wzorce. Nie można więc mówić, że media społecznościowe to samo zło – niosą też wiele wartościowych treści.
Z drugiej strony, jak wszystko, mają swoje minusy. Problem pojawia się, gdy młodzi ludzie spędzają w telefonach zbyt wiele czasu, ograniczając przez to bezpośrednie kontakty społeczne. Kolejna kwestia to przebodźcowanie. Dziś krótkie, dynamiczne formaty – TikToki, rolki – bombardują mózg w krótkim czasie mnóstwem bodźców: szybko zmieniającymi się obrazami, dźwiękami, napisami – a to powoduje, że najprościej mówiąc, nasza głowa nie nadąża. Podkreślę znaczenie tego w kontekście snu, przed którym organizm powinien wyciszać się, aby lepiej się regenerował, a sen był jakościowy. Natomiast w momencie, gdy godzinę przed snem tyle bodźców dociera do naszej głowy pobudzając ją, to ten sen i regeneracja nie są efektywne, a jeśli tak wygląda codzienna rutyna, to spada wydajność na treningach zarówno ta mentalna, jak i fizyczna.
Kolejna kwestia treści, które są w Internecie. Jak wspomniałam, jest wiele wartościowych, ale jeszcze więcej tych fałszywych, manipulujących i wprowadzających błędne postrzeganie. Trzeba wiedzieć, co z tego dopuszczać do siebie, a tego niestety często ludzie nie wiedzą.
O komentarzach pojawiających się na temat danych zawodników już mówiliśmy i to wszystko ma ogromne znaczenie w rozwoju nie tylko sportowym. To bardzo szeroki temat i o wpływie mediów społecznościowych można zrobić osobny wywiad.
Mamy takie czasy, w których bezcelowa jest walka z tym, aby nie korzystać z telefonu, bo zwyczajnie jest on potrzebny. Ja staram się bardzo uświadamiać w tym obszarze wszystkich zawodników, z którymi pracuję niezależnie od wieku, aby potrafili poruszać się po tym wirtualnym świecie, jak i odpowiednio reagować i selekcjonować docierające do nich informacje.
A jak przekonać młodego człowieka, żeby ograniczył czas przed ekranem przed snem, ale żeby nie odbierał tego jako karę? Bo łatwo powiedzieć: „Nie oglądaj telefonu godzinę przed snem”, ale co dać mu w zamian? Jakie mogą być alternatywy, które pomogą mu się zrelaksować? Bo odpowiedź „ale wszyscy tak robią i żyją” na pewno się pojawi.
Warto porozmawiać o celach młodego człowieka i na tym przykładzie wytłumaczyć, w jaki sposób telefon wpływa na ich osiągnięcie. Może zainteresować go inną aktywnością przed snem – wspólnie z rodzicem, rodzeństwem, znaleźć czas dla siebie wzajemnie. Zaciekawić i zaszczepić innym hobby, którym się zainteresuje. Na podstawie tych celów można wspólnie z rodzicem, trenerem czy psychologiem wypracować odpowiednią rutynę przed snem, która będzie atrakcyjna, tak samo przed meczem, czy treningiem. Z pewnością, „szlaban na telefon” nie spowoduje zmiany, wręcz przeciwnie – jak sami wiemy, zakazany owoc smakuje jeszcze lepiej.
Tak, czyli nie zabierać wszystkiego i nie żyć jak Amisze, tylko…
Tak, zbyt restrykcyjne podejście często przynosi więcej szkody niż pożytku. Dlatego warto szukać rozsądnych alternatyw i zamiast karać to pokazywać, inspirować, zachęcać. Nawet na telefonie można konstruktywnie spędzać czas – mam różne aplikacje i gry, które ćwiczą umiejętności mentalne w formie aplikacji, którą zawodnicy sobie często robią. To też jest sposób na tych, którzy bez telefonu żyć nie potrafią.
Na przykład dzień przed meczem możemy zaplanować wieczór w inny sposób.
Dokładnie! Dzień przed meczem warto pokazać młodemu zawodnikowi, że profesjonalni sportowcy również mają swoje rytuały przed ważnymi wydarzeniami. W Internecie można znaleźć mnóstwo informacji o tym, jak przygotowują się znani sportowcy – kto stosuje określone techniki relaksacyjne, kto skupia się na wizualizacji, a kto ma inne sprawdzone sposoby.
Warto wykorzystać media społecznościowe w pozytywny sposób – zamiast traktować je tylko jako źródło rozrywki, można pokazać, jak najlepsi w danej dyscyplinie podchodzą do przygotowań. Młodzi ludzie są ciekawi świata i chętnie chłoną informacje o swoich idolach, dlatego to doskonały sposób na przekonanie ich do zdrowych nawyków.
To może pociągnijmy jeszcze temat świadomości. Mam pytanie dotyczące odrzucenia w sporcie. Jak poradzić sobie z sytuacją, gdy zawodnik obawia się, że jeśli nie poświęci się w pełni treningom, będzie gorszy od innych, ale jednocześnie nie chce rezygnować z życia towarzyskiego? Albo odwrotnie – gdy nastolatek decyduje się na pełne zaangażowanie w sport, a przez to może być odrzucony przez swoich rówieśników? Czy da się to jakoś pogodzić? Jak powinien sobie z tym radzić?
To bardzo złożona kwestia i rzeczywiście może stanowić problem. Jednak w pewnym momencie trzeba dokonać wyboru – zwłaszcza, gdy mówimy o zawodniku w wieku 16, 17 czy 18 lat. To już na tyle świadoma osoba, że choć nie posiada jeszcze pełnej dojrzałości, to jednak zdaje sobie sprawę ze swojego potencjału i kierunku, w którym chce podążać.
Da się to pogodzić. Wielu zawodników łączy intensywne treningi z życiem towarzyskim – mają znajomych, znajdują czas na relacje, nie są zamknięci tylko na koszykówkę, bo to wcale nie jest wskazane. Jednak kluczowe jest znalezienie równowagi. Odskocznia od danej dyscypliny jest potrzebna. Życie poza boiskiem napędza także rozwój sportowy. Jeśli młody człowiek ma przestrzeń na inne aktywności, to zmniejsza się ryzyko, że w pewnym momencie poczuje frustrację i zmęczenie ciągłą dyscypliną.
Nie jest łatwo znaleźć ten balans, ale właśnie nad tym trzeba pracować – rozwijać świadomość, uczyć, jak łączyć sport z innymi aspektami życia. Gdy pracuję z zawodnikami, bez względu na to, czy mają 15 czy 20 lat, to uczymy się tego, jak zachować taki balans.
To życie poza sportem pozwala im też zatęsknić za treningiem.
Tak, ale równie ważne jest, żeby mogli po prostu odpocząć. Tym bardziej, że dzień młodego zawodnika często zaczyna się wcześnie rano szkołą i kończy późnym wieczorem po treningu przygotowując się na kolejny dzień w szkole.
A jak pogodzić talent z lenistwem? Da się?
Jak się dowiem, to Ci powiem. To do wycięcia (śmiech).
Mam zawodników, którzy są prawdziwymi tytanami pracy, wręcz na granicy skrajności. To też nie jest dobre, bo kiedy dochodzimy do perfekcjonizmu pojawiają się negatywne konsekwencje. Z drugiej strony, są zawodnicy niezwykle utalentowani, którzy mają wysokie cele, ale czasami lenistwo bierze górę. Jeśli zawodnik jest świadomy swoich celów i tego, w jaki sposób pracować na ich osiągnięcie to wie również, że wiąże się to z dyscypliną i często pewnym poświęceniem. Nie ma drogi na skróty i to też jest czynnik weryfikujący to, w którym miejscu dana osoba się znajdzie.
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że są zawodnicy, których gubiło lenistwo i jeśli potrafiło się do nich odpowiednio dotrzeć, znaleźć źródło lenistwa i sposób na wypracowanie kompromisu, który go zachęci to zdawało egzamin. Takie przykłady pokazują, że jest to możliwe.
A jak połączyć sport ze szkołą? Czy to powinno być równoważone, czy trzeba postawić jedno ponad drugim? Czy to zależy od indywidualnej sytuacji?
Szkoła jest równie ważna, jak sport i trzeba dążyć do połączenia jednego z drugim. Tak samo w późniejszym czasie studia. Nie można stawiać wszystkiego na jedną kartę, choćby dlatego, że to powoduje tylko większą presję w głowie zawodnika, jeśli ten ma gorszy moment sportowo i zaczynają dopadać go myśli o przyszłości, a to wpływa na jego performance.
Może doprecyzuję kontekst. W jednej z rozmów Wojciech Glabas powiedział, że jedną z najlepszych decyzji w jego życiu było to, że równocześnie grał w koszykówkę i studiował. Oczywiście, było to trudne, ale dzięki temu, gdy jego kariera sportowa nie potoczyła się dokładnie tak, jak sobie wyobrażał, nie czuł ogromnego stresu związanego z niepewną przyszłością.
Tak i o tym mówię. Plan B jest kluczowy, sport bywa przewrotny. Czasem kontuzja lub inne okoliczności mogą na długo, a nawet na zawsze wyłączyć zawodnika z gry. Posiadanie alternatywy daje poczucie bezpieczeństwa i spokoju, zwłaszcza, gdy sportowiec ma rodzinę i czuje odpowiedzialność za jej przyszłość.
Zdarza się, że zawodnicy, którzy zbliżają się do końca kariery, odczuwają ogromną presję, ponieważ nie mają planu na życie po sporcie. Ta niepewność może ich paraliżować do tego stopnia, że tracą radość z gry, a to przekłada się na gorsze wyniki, mniejsze kontrakty i rosnącą frustrację. To naprawdę częsty problem.
Czyli warto dbać o edukację i alternatywne ścieżki kariery, niezależnie od tego, jak dobrym sportowcem się jest?
Dokładnie. Jeśli młody zawodnik od liceum jest przyzwyczajany do tego, że edukacja i rozwój poza sportem są ważne, to później, już na studiach, naturalnie łączy te dwie rzeczy. Budowanie tej świadomości od najmłodszych lat sprawia, że w dorosłości będzie bardziej odpowiedzialny i sam zadba o swoją przyszłość.
Szkoła to nie tylko nauka, ale też rozwój intelektualny i społeczny – umiejętność funkcjonowania w grupie, zarządzanie czasem, radzenie sobie z presją. To wszystko idzie w parze ze sportem i wzajemnie się uzupełnia.
A powiedz mi, jak patrzysz na dzisiejszą młodzież – czy faktycznie mamy teraz większy kryzys psychiczny wśród dzieci niż kiedyś, czy po prostu więcej się o tym mówi i jako dorośli potrafimy lepiej reagować?
Mamy do czynienia z dużo większym kryzysem psychicznym wśród młodzieży.
A w sporcie?
Tak, oczywiście. W sporcie również to zjawisko jest widoczne. Powiem więcej – nawet jeszcze częściej. Kryzys może dosięgnąć każdego człowieka, w sporcie mamy dodatkowe bodźce powodujące presje i oczekiwania, również te społeczne, a to powoduje zwiększone ryzyko.
Czyli skoro problem istnieje w społeczeństwie, to naturalnie przenosi się także na sport?
Oczywiście, to się przecież łączy. Sportowiec to nie jest jakiś „superbohater” tylko człowiek, który ma tak samo życie prywatne i problemy takie same, jak reszta społeczeństwa. Te problemy poza parkietem mają często bardzo duże znaczenie w kontekście rozwoju sportowego i wyników, dlatego nie można tego traktować oddzielnie.
Czy młody sportowiec dojrzewa szybciej? Czy sport przyspiesza dorosłość?
Może tak być, ale nie jest to regułą. Sport uczy wielu wartości, jak odpowiedzialność, dyscyplina, konsekwencja czy praca zespołowa, co może sprzyjać dojrzewaniu. Jednak nie u każdego przebiega to w ten sam sposób. Nie zawsze uprawianie sportu oznacza, że dana osoba szybciej stanie się dojrzała.
A jak wygląda podejście do psychologii sportowców za granicą? Czy Polska jest w tyle, czy wręcz przeciwnie – wyznaczamy trendy?
Temat zdrowia psychicznego w sporcie jest coraz bardziej zauważalny, ale myślę, że w Polsce nadal mamy sporo do nadrobienia. Jeśli mamy brać przykład to od najlepszych – na przykład z NBA. Oczywiście, tam budżety są zupełnie inne, ale to nie tylko kwestia finansów, bo wiele działań, które liga wykonuje w tej kwestii nie jest związana z nakładem finansowym.
W jednym z artykułów na „Polskim Koszu” podkreśliłam, że w NBA (National Basketball Association) każdy klub ma obowiązek zapewnienia dostępu do wyspecjalizowanych psychologów. Co więcej, ci specjaliści są dokładnie weryfikowani, co ma ogromne znaczenie, ponieważ w dzisiejszych czasach zawód psychologa nie jest do końca uregulowany prawnie w Polsce, co znaczy, że każdy może się nazwać psychologiem czy specjalistą od mentalu – nie mając do tego kwalifikacji, uprawnień i wiedzy. Dlatego ważne jest, aby weryfikować osoby, z którymi podejmuje się współpracę.
Ponadto, każdy klub ma dostęp do lekarza psychiatry, co pokazuje, że liga traktuje ten aspekt wyjątkowo poważnie.
A w sporcie młodzieżowym?
To zależy od miejsca. Nie chciałabym generalizować, bo nie mam pełnego obrazu, ale wiem, że są akademie, w których pracują psycholodzy, a nawet całe zespoły specjalistów. Wszystko zależy od struktury danej organizacji.
Nadmienię, że organizacja NBPA (National Basketball Players Association) ma osobne stanowisko – dyrektora ds. zdrowia psychicznego. To osoba odpowiedzialna za kompleksowe podejście do zdrowia psychicznego zawodników. Stworzono nawet specjalny program, który określa zasady i wytyczne dotyczące wsparcia psychologicznego, a każdy klub ma obowiązek ich przestrzegania. To świetna inicjatywa, która przede wszystkim uświadamia i podkreśla wagę tematu zdrowia psychicznego, odchodząc od stereotypów tabu.
Z jakim typem zawodników pracujesz? To głównie seniorzy czy juniorzy?
Obecnie współpracuję głównie z seniorami i młodzieżowcami. Są to zawodnicy ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi, młodzieżowcy i oczywiście kadrowicze Polski. Prowadzę też zawodników grających w różnych ligach w Europie i w Stanach Zjednoczonych, w tym Euroliga i NCAA, więc to daje mi szeroki obraz tego, jak to wszystko prosperuje w innych miejscach. Staram się też przenosić różne metody, które są skuteczne w miejscach na najwyższym poziomie, aby wykorzystywać je prowadząc naszych zawodników w Polsce.
A ci zawodnicy w Stanach to głównie Polacy, czy współpracujesz także z zagranicznymi sportowcami?
Zarówno z Polakami, jak i zawodnikami zagranicznymi.
Współpracowałaś przy campach Krzysztofa Szubargi, a on jest powszechnie uważany za zawodnika niezwykle silnego psychicznie – takiego, który przebije każdą przeszkodę i nie cofa się przed żadnym wyzwaniem. Mimo to zdecydował się na współpracę z Tobą. Jak wyglądała ta współpraca? I czy zdradził, dlaczego w ogóle chciał z niej skorzystać?
Cieszę się, że tacy wybitni zawodnicy, którzy obecnie są trenerami – jak na przykład Krzysztof Szubarga – dostrzegają, jak ważny jest aspekt mentalny w sporcie. To nie jest kwestia tego, że ktoś rodzi się silny psychicznie albo nie. Chodzi o świadomość tego, jak funkcjonuje psychika sportowca i jak duże ma znaczenie dla wyników. To jeden z kluczowych elementów, obok treningu technicznego, taktycznego i motorycznego. W momencie, gdy zawodnik z takim autorytetem podkreśla rolę przygotowania mentalnego to jest to ogromną inspiracją dla tych młodych ludzi, do których trafia to najbardziej.
Na „Krzysztof Szubarga Camp” jest kompleksowe podejście do szkolenia młodych zawodników. Oprócz zajęć koszykarskich i wielu innych dodatkowych atrakcji organizowane są również treningi mentalne, aby dzieci i młodzież miały szansę zobaczyć, jak wygląda sport z różnych perspektyw i jak pracują profesjonaliści. Bardzo doceniam takie podejście i cieszę się, że Krzysztof zwrócił się z tym do mnie – to już trzeci rok współpracy przy campie. Dlaczego chciał skorzystać z tej współpracy? Bo wie, jak to jest ważne – tak samo inne aspekty, takie jak trening motoryczny, dieta, sen, regeneracja, o których mówi na swoich obozach.
A jak wygląda kwestia systematyczności w treningu mentalnym? Czy zajęcia z psychologiem sportu powinny być tak samo regularne, jak treningi techniczne?
Oczywiście. Na campach jest to specyficzna sytuacja, bo trwają one tylko kilka dni, więc bardziej chodzi o pokazanie pewnych narzędzi, metod i budowanie świadomości. Jeśli ktoś chce kontynuować pracę nad swoją psychiką, to może się ze mną skontaktować indywidualnie.
Natomiast w dłuższej perspektywie trening mentalny powinien być regularny, podobnie jak trening fizyczny. Oczywiście częstotliwość i forma zależą od konkretnej potrzeby zawodnika, ale nie jest to coś, co można załatwić jednorazowo. Praca nad mentalnością to proces.
Tak, jak zawodnicy codziennie trenują swoje ciało – siłę, technikę, także taktykę – tak samo powinni dbać o swój umysł. To mózg jest tym centrum sterowania. A jak wiemy, to na najwyższym poziomie właśnie te aspekty decydują.
Moje zajęcia z zawodnikami również często wyglądają jak trening i odbywają się w hali, ponieważ ćwiczymy różne umiejętności, przykładowo psychomotoryczne i tutaj ważny jest odpowiedni plan, sprzęt i przestrzeń.
A jak młody zawodnik może sobie poradzić z negatywnymi emocjami podczas meczu? Na przykład, gdy się „podpali”, za bardzo chce udowodnić swoją wartość i przez to zaczyna popełniać błędy? Czy można wypracować taką zimną krew?
Tak, można to wypracować. Kluczowe jest nauczenie się zarządzania emocjami w danym momencie. Ale, tak jak wspomniałam wcześniej, to proces – każdy zawodnik reaguje na emocje inaczej, a ich źródła mogą być różne.
Nie ma magicznego przycisku, który pozwoliłby natychmiast wyłączyć negatywne emocje – choć szkoda, bo sama chętnie bym taki miała! Natomiast dzięki systematycznej pracy można nauczyć się zarządzania emocjami w taki sposób, aby to one nie rządziły nami. Chodzi o to, by podczas meczu skupić się na tym, na co mamy realny wpływ, zamiast rozpraszać się czynnikami, których nie możemy kontrolować. Właśnie umiejętność radzenia sobie z takimi rozpraszaczami i tzw. dystraktorami jest kluczowa.
Okej, to dopytam – czym właściwie jest skupienie? Bo kiedy mówię dziecku „skup się”, to nie mam pewności, czy ono rozumie, co to znaczy.
Skupienie, czyli inaczej możemy w tym kontekście powiedzieć koncentracja, to przede wszystkim umiejętność świadomego kierowania swojej uwagi na konkretną rzecz, działanie, zjawisko.
I należy to sobie wbić do głowy, że samo powiedzenie wyrażenia w stylu „skoncentruj się” nie zadziała – i to nie tylko w przypadku dzieci, ale również dorosłych.
Jeśli chcemy, żeby ktoś skupił swoją uwagę, powinniśmy jasno określić to, na czym ma się skoncentrować – czyli konkrety. I to automatycznie powoduje, że jego koncentracja kieruje się w odpowiednim kierunku, a nie wprowadza dezorientację.
Czyli można powiedzieć, że wiele problemów, zarówno u młodych, jak i starszych zawodników, wynika z nieprecyzyjnej komunikacji? Oczekujemy od nich określonych działań, ale nie sprawdzamy, czy właściwie rozumieją nasze instrukcje?
Z pewnością wiele problemów z tego wynika, ale nie jest to wyłączna przyczyna. Odpowiednia komunikacja jest fundamentem zarówno zapobiegawczym, jak i rozwiązującym problemy. Jest niezbędna.
Czyli podsumowując – kluczowym elementem jest dobra komunikacja?
Tak, to podstawa. Współpraca w sporcie opiera się na komunikacji – zarówno między trenerem, a zawodnikiem, jak i wewnątrz drużyny. Każdy zawodnik jest inny, ma inną osobowość, sposób myślenia i podejście do gry. Dlatego tak ważne jest, aby komunikacja była jasna, precyzyjna i dostosowana do odbiorcy. Tylko wtedy można skutecznie dążyć do wspólnego celu.
Dorośli często mają problem z rozmową, o czym już wspominaliśmy. Ale jak nauczyć dziecko, żeby nie bało się mówić o swoich odczuciach? Jak jednocześnie pokazać mu, kiedy warto rozmawiać, bo to też jest istotne? Czy to powinno wynikać z wychowania, z domu?
Po prostu rozmawiać z dzieckiem. Jak najwięcej. Pytać o jego uczucia, potrzeby, nazywać emocje razem z nim. Słuchać go, zachęcać i dawać przykład tego, że rozmowa w domu pomiędzy członkami rodziny jest ważna.
Załóżmy, że młody zawodnik nie jest zadowolony ze swojej roli w drużynie. Może chciałby częściej dostawać piłkę, ale nie powie tego trenerowi, bo obawia się, że zostanie skrytykowany. Jednocześnie trener może obserwować tego chłopaka i myśleć: „Fajny zawodnik, ale mógłby być bardziej aktywny, a on się chowa po bokach.” I teraz – każdy ma swoje wyobrażenie, ale żaden nie podejmuje rozmowy. Trener może uznać, że młody sam musi dojść do pewnych rzeczy, a zawodnik myśli, że skoro trener nic nie mówi, to znaczy, że wszystko jest w porządku.
Myślę, że te rzeczy już się przewijały w naszej rozmowie wielokrotnie. Rozmowa jest tutaj kluczowa. Jestem zwolenniczką tego, żeby zachęcać młodych zawodników do komunikacji z trenerami. Nie chodzi o to, żeby przychodzić i czegoś żądać, ale żeby uczyć się wyrażania swoich potrzeb i myśli. W sporcie to bardzo ważne.
Rodzice też powinni pozwolić dziecku na samodzielność w tym zakresie. Jeśli ciągle będziemy wyręczać dziecko, to później, gdy jako obiecujący zawodnik wyjedzie do innej akademii, nagle może się okazać, że nie potrafi porozumieć się z trenerem. Będzie miał swoje obawy, trener swoje oczekiwania – a brak rozmowy sprawi, że pojawi się frustracja. Jeśli nie nauczy się komunikacji, zacznie tłumić emocje i spowoduje to negatywne konsekwencje.
Warto więc zachęcać dzieci do inicjatywy – nie wyręczać ich, ale pokazywać, jak mogą samodzielnie radzić sobie w takich sytuacjach.
Czyli od najmłodszych lat warto uczyć ich, jak sobie radzić?
Najlepszym sposobem jest dawanie przykładu.
Jest jeszcze jedno zjawisko, z którym często się spotykam – dzieci boją się wykonać pewne zagrania, żeby nie zostać skrytykowanymi przez trenera. Czasem mogłyby podjąć dobrą decyzję, ale nie robią tego, bo boją się, że trener oczekuje czegoś innego i na nich nakrzyczy. Jak przekonać dziecko, że czasem warto zaryzykować? Że nawet jeśli trener zwróci mu uwagę, to może to być konstruktywna krytyka? Że dopóki nie spróbuje, nie dowie się, czy postąpiło dobrze? Czy w ogóle warto do tego zachęcać, czy lepiej trzymać się instrukcji trenera?
To ważna kwestia.
Rodzice, mogą starać się tłumaczyć dzieciom, że trener nie krzyczy dlatego, że jest zły, ale często po prostu chce być dobrze słyszany, szczególnie na boisku. Czasem to nie wynika z emocji, tylko z potrzeby dotarcia z przekazem do zawodnika. Wszystko zależy od sytuacji.
Jeśli młody człowiek nadal czuje się niepewnie, warto zachęcić go, by samo porozmawiało z trenerem. Dzięki temu nauczy się, że rozmowa rozwiewa wątpliwości i pomaga lepiej zrozumieć sytuację.
Czyli, podsumowując, niezależnie od sytuacji, rozmowa jest kluczowa?
Tak, warto podejmować inicjatywę i uczyć się komunikacji, bo to przydaje się nie tylko w sporcie, ale i w całym życiu. Unikanie rozmowy i uciekanie od problemów nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.