– O prezencji 20 lat temu w Europie nikt nie mówił. Obecnie jest to bardzo istotna część sędziowania: to jak wyglądasz na boisku, jak „sprzedajesz” swoje gwizdki, jak pokazujesz faule, nawet to w jaki sposób biegasz – mów Sasa Pukl ze Słowenii, jeden z najbardziej doświadczonych sędziów Euroligi.

Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>
Jan Delmanowski: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z sędziowaniem?
Sasa Pukl: Kiedy byłem zawodnikiem – mniej więcej w wieku 12 lat – zdaje się, że jeden z trenerów (obecnie ma ok. 90 lat – nadal widuję go przy drużynach młodzieżowych, ponieważ trenuje zespoły U12 i U14 już prawie 38 lat) miał zwyczaj zapraszania zawodników ze starszych drużyn/roczników do sędziowania na treningach tych młodszych drużyn. Kiedy to zobaczyłem, poprosiłem go o to, czy też też mogę spróbować. Spróbowałem i okazało się, że bardzo mi się to podoba.
Zacząłem sędziować, będąc jeszcze aktywnym zawodnikiem. Podczas jednego z moich pierwszych meczów w roli sędziego, straciłem przednie zęby ponieważ jeden z zawodników trafił piłką prosto w moją twarz. Dwa z nich złamały się, z czego z jednym miałem naprawdę poważny problem. Jakkolwiek, pokochałem tą „robotę” i ten zawód. W innym przypadku nie kontynuowałbym tej drogi. Tak jak wspominałem, zacząłem będąc bardzo młodym chłopakiem i w tym samym czasie grałem w pierwszej lidze w Macedonii i w drugiej ludzie w Jugosławii jako junior – ale już w seniorskim zespole.
W wieku 20 lat – po tym jak wróciłem z wojska – zdałem sobie sprawę z tego, że nie będę żadnym topowym zawodnikiem, który może zawojować Euroligę czy osiągnąć podobny poziom, więc przestałem grać i skupiłem się na sędziowaniu. Miałem też sporo szczęścia, ponieważ kiedy Słowenia uzyskała niepodległość, sędziowałem w 2 lidze słoweńskiej, która wówczas była powiedzmy czwartą ligą w regionie. I byłem tam najlepszy, więc w ciągu jednego sezonu awansowałem z poziomu tej czwartej ligi do pierwszej ligi.
Kiedy zaczynałem sędziować w pierwszej lidze słoweńskiej, miałem niespełna 21 lat. Byłem więc młodszy od większości zawodników, którzy w niej grali.
JD: Czy bycie wcześniej zawodnikiem, pomaga w późniejszym byciu sędzią?
SP: Tak, myślę że wtedy lepiej czujesz grę, wiesz czego się spodziewać na boisku. Aczkolwiek pamiętajmy, że zawsze zdarzają się wyjątki od tej reguły – jest wielu świetnych zawodników, którzy próbują sędziować i część z nich radzi sobie bardzo dobrze, a część nie. I mamy też bardzo dobrych sędziów, którzy nigdy wcześniej nie grali w koszykówkę.
JD: Obserwując młodych sędziów na Campie, na co zwracasz szczególną uwagę?
SP: Próbuję znaleźć płaszczyznę, na której dany sędzia może się jeszcze rozwinąć. To może być mechanika, czytanie gry czy też inne kwestie techniczne, prezencja. Na przykład sama prezencja jest czymś, o czym 20 lat temu w Europie nikt nie mówił. Obecnie jest to bardzo istotna część sędziowania – to jak wyglądasz na boisku, jak „sprzedajesz” swoje gwizdki, jak pokazujesz faule, nawet to w jaki sposób biegasz na boisku.
Dziś na przykład oglądałem jednego z sędziów, któremu wprost powiedziałem, że musi zobaczyć siebie na boisku i popracować nad tym, ponieważ biega w zabawny sposób. Machał dziwnie rękoma – niczym policjant kierujący ruchem na drodze. Sędzia musi mieć świadomość tego, jak wygląda na parkiecie.
Także to wszystko zależy od danego sędziego. Staram się od siebie przekazać jak najwięcej, aczkolwiek musimy też pamiętać o różnicach poziomu wśród uczestników – mamy bowiem i sędziów FIBA i bardzo młodych sędziów, którzy dopiero rozpoczynają swoją karierę.
JD: Gdybyś miał spojrzeć na całą swoją dotychczasową karierę, to co było dla Ciebie największym wyzwaniem? Taki najcięższy mecz albo turniej.
SP: Moja kariera faktycznie trwa już dość długo, ponieważ sędzią FIBA jestem od 23 lat i zawsze pojawiały się kolejne wyzwania, z którymi musiałem się zmierzyć. Jeśli jesteś świadomy, masz swoje marzenia, ale też konkretne cele. Myślę, że to część życia każdego sędziego.
Pamiętam, że gdy zaczynałem sędziować, moim marzeniem było dostanie się do pierwszej ligi w Jugosławii – i to osiągnąłem będąc bardzo młodym chłopakiem. Więc później zacząłem myśleć o tym, że świetnie byłoby zostać sędzią międzynarodowym ale też miałem nowy cel – uzyskując licencję FIBA = zostać sędzią Euroligi. Po 4 latach sędziowania w międzynarodowym środowisku, w wieku 28/29 lat zostałem awansowany do tzw „starej Euroligi”, która wtedy funkcjonowała jeszcze pod egidą FIBA. Zawsze musisz mieć konkretne cele.
Co było najcięższe? Powiedzmy… Myślę, że najcięższym turniejem dla mnie były… może moje pierwsze Mistrzostwa Świata w Japonii w 2006 roku. Byłem wtedy bardzo młody i musiałem do siebie przekonać pozostałych kolegów. Również mój pierwszy turniej Final Four Euroligi w Atenach w 2007 roku był bardzo wymagający – ale to część naszej pracy, być jak najlepszym w danym momencie.
Tak się zastanawiam nad tym pytaniem – i myślę, że najtrudniejszą rzeczą dla mnie jest przeskok z hali wypełnionej szczelnie kibicami, którzy fanatycznie i głośno dopingują swoją drużynie – jak chociażby w Eurolidze, gdzie bywa i 10.000 kibiców, do hali w trakcie ligi słoweńskiej, kiedy na trybunach zasiada 200 osób i to krzyczących na ciebie w twoim języku.
To pewnie trudniejsza rzecz dla mnie, niż jako takie sędziowanie trudnego, wymagającego meczu. Wiesz, w trakcie takiego spotkania, które jest wymagające, również od siebie wymagasz jak najwięcej i w danym momencie jesteś najlepszą wersją siebie. Ja mam problem z meczami, które nie stanowią większego wyzwania, z tzw. blow-outami, itd. Wtedy ciężko o właściwą koncentrację, o skupienie na grze. Myślę, że taki mecze są dla mnie najtrudniejsze.
JD: Masz jakieś szczególne nawyki, rutyny w trakcie dnia meczowego?
SP: W Eurolidze mamy dokładnie zaplanowany dzień meczowe, są pewne procedury których należy przestrzegać także nie ma za bardzo czasu na nic specjalnego. Oczywiście mam swoje nawyki związane z właściwą rozgrzewką, ubiorem, rozciąganiem, ale nic specjalnego.
Natomiast zauważyłem jedną ciekawą rzecz na przestrzeni swojej kariery – kiedy byłem młodym sędzią międzynarodowym, zawsze zaliczałem drzemkę popołudniu przed meczem, za to dziś muszę być naprawdę zmęczony (na przykład po długiej podróży), żeby zasnąć przed meczem. Oglądam filmy, ale bardzo rzadko udaje się zasnąć.
JD: Przeważnie jesteś crew chief-em (sędzią głównym) w trakcie meczu. Jak sędzia główny powinien postępować ze swoimi mniej doświadczonymi kolegami?
SP: Przede wszystkim – wychodząc na boisko, mamy 3 równorzędnych sędziów. Oczywiście są między nami pewne różnice, ale nie o to chodzi. Obecnie sędzia główny powinien być swego rodzaju wzorem dla młodszych kolegów, dać dobry przykład, pewną etykę pracy sędziego ale tez w sytuacjach specjalnych, powinien stanowić wsparcie. I tyle.
Jan Delmanowski
Nike Kyrie 5 “Bred” – w takich butach się teraz gra! >>