
PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Nikt w tym sezonie już w Warriors nie wierzy, ale zespół wicemistrzów NBA, mimo plagi kontuzji i szeregu anonimowych graczy w składzie, potrafi od czasu do czasu sprawić niespodziankę. Tym razem, w świątecznym meczu zaskoczył faworyzowanych Rockets, głównie dzięki inteligentnej grze w obronie.
Patent, trochę wbrew późniejszym słowom Steve’a Kerra o innowacjach, był prosty – zmusić wysokimi podwojeniami Jamesa Hardena do oddawania piłki, aby możliwie ograniczyć ofensywne zagrożenie z jego strony. I udało się – Brodacz zdobył “tylko” 24 punkty, po trafieniu 9/18 z gry.
Ryzyko opłaciło się Warriors, ponieważ tylko niektórzy partnerzy Hardena potrafili wykorzystywać czyste pozycje do rzutu z dystansu, które powstawały w wyniku podwojeń. Radę z trójkami dawał sobie tylko Danuel House jr, który trafił 5 z 12 prób. Reszta wypadła fatalnie – Russell Westbrook miał 0/8 (!!), Ben Mclemore 2/9, a Austin Rivers 1/5.
Bohaterem Warriors był m.in. Damion Lee, który nie tylko zdobył 22 punkty, ale miał też aż 15 zbiórek – to niezwykły wyczyn, jak na obwodowego gracza. Draymond Green w decydujących momentach pokazał swoją najlepszą wersję, którą znamy sprzed kilku sezonów. W całym meczu miał 20 punktów i 11 zbiórek.
Warriors (bilans 8-24) pozostają na ostatnim miejscu Konferencji Zachodniej. Rockets (21-10) są na czwartej pozycji.
RW