Ligowa przegrana mistrzów Polski kiedyś “musiała” nadejść. Ale czy ktoś się spodziewał, że nadejdzie właśnie w starciu z Rawlplug Sokołem? Łańcucianie świętują, bo na pewno mają co! Wygrali piąty mecz w sezonie – już czwarty w roli gospodarzy.
Takie spotkania chyba sprzyjają niespodziankom. Zespoły z dwóch różnych krańców tabeli, mistrz kontra beniaminek… Można by tak wymieniać. Dalsze wyliczenia nie mają jednak sensu, bowiem dziś górą są podopieczni Marka Łukomskiego.
Już w trakcie pierwszej połowy Śląsk prezentował się jakby inaczej. Po 20 minutach prowadził nieznacznie, bo 46:45, ale sam wynik był chyba bardziej satysfakcjonujący dla ekipy… przegrywającej. Wrocławianie grali bez dotychczasowej energii, radości, optymizmu. I być może właśnie to było kluczowe dla kolejnych fragmentów rywalizacji. W trzeciej kwarcie Sokół objął siedmiopunktowe prowadzenie.
W końcówce spotkania Mistrz Polski desperacko rzucił się do odrabiania strat. Na 48 sekund przed końcem przegrywał 82:87. Później Jakub Nizioł popełnił faul niesportowy, który na punkty z linii zamienił Corey Sanders. Po drugim piłkę zebrał Delano Spencer, którego sfaulował od razu Łukasz Kolenda. Amerykanie z linii rzutów wolnych zamknęli wynik meczu
Corey Sanders miał 22 punkty, Raynere Thornton rzucił 17 oczek, tyle samo dołożył Delano Spencer. Dla pokonanych nie wystarczył 24 punkty Jeremiah Martina ani 20 oczek Aleksandra Dziewy.
Śląsk Wrocław ma bilans 14-1, dla Sokoła to bardzo ważna wygrana w kontekście utrzymania. Sokół ma bilans 5-10. Od momentu przyjścia do zespołu Marka Łukomskiego pokonał u siebie w hali Suzuki Arkę Gdynia, a później BM Stal Ostrów Wielkopolski.