PRAISE THE WEAR

Serbia za mocna, ale Ponitka i Karnowski w formie

Serbia za mocna, ale Ponitka i Karnowski w formie

W starciu z wicemistrzem olimpijskim byliśmy słabsi, ale znów – jak z Litwą – walczyliśmy do końca. Przegraliśmy 78:85 – 22 punkty zdobył Mateusz Ponitka, a 10 dodał debiutujący w tym sezonie “Big Mamba”.

Przemysław Karnowski (fot. Wikimedia Commons)

EuroBasket, PLK, NBA – typuj i wygrywaj kasę! >> 

Serbia nawet bez Milosa Teodosicia, który ostatecznie został w Belgradzie, grała dość swobodnie i przez większość czasu kontrolowała mecz. Rywale zdominowali nas pod koszem, momentami sprawiali, że waliliśmy głową w mur w ataku. Wygrali zasłużenie, nie ma wątpliwości.

Ale w drugiej połowie Polacy pokazali momentami płynną i skuteczną grę, w końcówce dogonili rywala. Świetne akcje Mateusza Ponitki doprowadziły do ledwie 78:79 na nieco ponad minutę przed końcem. W ostatnich akcjach doświadczeni Serbowie trafiali jednak z wolnych i z kontry po naszej stracie. Ostatecznie skończyło się wynikiem 85:78 dla rywali.

Zaczęło się bardzo dobrze, prowadziliśmy 15:9, bo wpadło 5 z 6 trójek. Po dwa razy trafili Ponitka i Damian Kulig, jedną trójkę dorzucił Aaron Cel. Jednak potem, do połowy trzeciej kwarty, spudłowaliśmy aż 12 kolejnych rzutów z dystansu, atak szybko zaczął zgrzytać. Serbowie zakończyli pierwsze 10 minut wynikiem 16:4, zaczęli kontrolować mecz.

Głównie dlatego, że – Ognjen Kuzmić, Boban Marjanović i Milan Macvan – niszczyli nas pod koszem. W samej pierwszej kwarcie rywale mieli 10/13 za dwa, a większość tych trafień zaliczyli z pola trzech sekund. Polacy gubili się w rotacji, po pick and rollach, a czasem po prostu źle wracali do obrony.

W ataku długo graliśmy jednostronnie, przez pierwsze 11 minut nawet nie oddaliśmy rzutu z trumny. Niemoc dobitką przełamał wszędobylski, aktywny Ponitka, a potem dobre wejście miał Przemysław Karnowski.

„Big Mamba”, nawet jeśli słabiej momentami wypadał w obronie, to zdecydowanie nadrabiał atakiem – do przerwy zdobył 8 punktów, dzięki niemu mieliśmy zaczątek zrównoważonej gry w ataku, gdy piłka szła do środka. Po trafieniu Karnowskiego było tylko 37:43 po 20 minutach.

Po przerwie Polacy wreszcie zaczęli grać dynamiczniej w ataku, pięć punktów z rzędu po ładnych wejściach i ścięciach zdobył Ponitka. Wciąż jednak mieliśmy problem z obroną obręczy, rywale byli lepsi na deskach i utrzymywali około 10 punktów przewagi, które wypracowali sobie w drugiej kwarcie.

Ale mecz się wyrównał, Polacy grali lepiej w ataku – wyszło kilka rozrysowanych akcji, za trzy z faulem trafił Adam Waczyński, Karnowski znów miał dobre wejście (punkty, zbiórki, blok). Podobnie jak w sparingu z Litwą Polacy pokazali, że potrafią przełamać słabość w trakcie meczu, pokazać progres w grze.

Po 30 minutach przegrywaliśmy 58:64, ale gdy wydawało się, że rozpocznie się walka o zwycięstwo, Serbowie znów docisnęli pedał gazu i dość łatwo uciekli na kilkanaście punktów. Ostatecznie, po pogoni Biało-Czerwonych, wygrali 85:78.

W polskim zespole poza Karnowskim (10 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty i blok w 17 minut) i Ponitką, a także trafiającym z dystansu Kuligiem, pochwalić można – ale tylko za drugą połowę – A.J. Slaughtera i Waczyńskiego. W pierwszej połowie obaj praktycznie nie istnieli, po przerwie trafili po kilka rzutów z dystansu, zaliczali asysty.

Na boisku nie pojawił się w ogóle Maciej Lampe – być może dostanie szansę w sobotę lub niedzielę, gdy Polacy zagrają w Hamburgu kolejno z Niemcami i Rosją. Oba spotkania rozpoczną się o 17.30, transmisje w TVP Sport.

Pełne statystyki z meczu z Serbią – TUTAJ.

ŁC

EuroBasket, PLK, NBA – typuj i wygrywaj kasę! >> 

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami