W starciu z wicemistrzem olimpijskim byliśmy słabsi, ale znów – jak z Litwą – walczyliśmy do końca. Przegraliśmy 78:85 – 22 punkty zdobył Mateusz Ponitka, a 10 dodał debiutujący w tym sezonie “Big Mamba”.
EuroBasket, PLK, NBA – typuj i wygrywaj kasę! >>
Serbia nawet bez Milosa Teodosicia, który ostatecznie został w Belgradzie, grała dość swobodnie i przez większość czasu kontrolowała mecz. Rywale zdominowali nas pod koszem, momentami sprawiali, że waliliśmy głową w mur w ataku. Wygrali zasłużenie, nie ma wątpliwości.
Ale w drugiej połowie Polacy pokazali momentami płynną i skuteczną grę, w końcówce dogonili rywala. Świetne akcje Mateusza Ponitki doprowadziły do ledwie 78:79 na nieco ponad minutę przed końcem. W ostatnich akcjach doświadczeni Serbowie trafiali jednak z wolnych i z kontry po naszej stracie. Ostatecznie skończyło się wynikiem 85:78 dla rywali.
Zaczęło się bardzo dobrze, prowadziliśmy 15:9, bo wpadło 5 z 6 trójek. Po dwa razy trafili Ponitka i Damian Kulig, jedną trójkę dorzucił Aaron Cel. Jednak potem, do połowy trzeciej kwarty, spudłowaliśmy aż 12 kolejnych rzutów z dystansu, atak szybko zaczął zgrzytać. Serbowie zakończyli pierwsze 10 minut wynikiem 16:4, zaczęli kontrolować mecz.
Głównie dlatego, że – Ognjen Kuzmić, Boban Marjanović i Milan Macvan – niszczyli nas pod koszem. W samej pierwszej kwarcie rywale mieli 10/13 za dwa, a większość tych trafień zaliczyli z pola trzech sekund. Polacy gubili się w rotacji, po pick and rollach, a czasem po prostu źle wracali do obrony.
W ataku długo graliśmy jednostronnie, przez pierwsze 11 minut nawet nie oddaliśmy rzutu z trumny. Niemoc dobitką przełamał wszędobylski, aktywny Ponitka, a potem dobre wejście miał Przemysław Karnowski.
„Big Mamba”, nawet jeśli słabiej momentami wypadał w obronie, to zdecydowanie nadrabiał atakiem – do przerwy zdobył 8 punktów, dzięki niemu mieliśmy zaczątek zrównoważonej gry w ataku, gdy piłka szła do środka. Po trafieniu Karnowskiego było tylko 37:43 po 20 minutach.
Po przerwie Polacy wreszcie zaczęli grać dynamiczniej w ataku, pięć punktów z rzędu po ładnych wejściach i ścięciach zdobył Ponitka. Wciąż jednak mieliśmy problem z obroną obręczy, rywale byli lepsi na deskach i utrzymywali około 10 punktów przewagi, które wypracowali sobie w drugiej kwarcie.
Ale mecz się wyrównał, Polacy grali lepiej w ataku – wyszło kilka rozrysowanych akcji, za trzy z faulem trafił Adam Waczyński, Karnowski znów miał dobre wejście (punkty, zbiórki, blok). Podobnie jak w sparingu z Litwą Polacy pokazali, że potrafią przełamać słabość w trakcie meczu, pokazać progres w grze.
Po 30 minutach przegrywaliśmy 58:64, ale gdy wydawało się, że rozpocznie się walka o zwycięstwo, Serbowie znów docisnęli pedał gazu i dość łatwo uciekli na kilkanaście punktów. Ostatecznie, po pogoni Biało-Czerwonych, wygrali 85:78.
W polskim zespole poza Karnowskim (10 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty i blok w 17 minut) i Ponitką, a także trafiającym z dystansu Kuligiem, pochwalić można – ale tylko za drugą połowę – A.J. Slaughtera i Waczyńskiego. W pierwszej połowie obaj praktycznie nie istnieli, po przerwie trafili po kilka rzutów z dystansu, zaliczali asysty.
Na boisku nie pojawił się w ogóle Maciej Lampe – być może dostanie szansę w sobotę lub niedzielę, gdy Polacy zagrają w Hamburgu kolejno z Niemcami i Rosją. Oba spotkania rozpoczną się o 17.30, transmisje w TVP Sport.
Pełne statystyki z meczu z Serbią – TUTAJ.
ŁC