Warto zaznaczyć, że nie był to zły występ w wykonaniu koszykarzy z Lublina. Szczególnie wyróżniał się Scoochie Smith, który na początku potrzebował raptem sześciu minut, by zejść z parkietu, mając 13 oczek. Między innymi dzięki niemu Start prowadził 24:19. W końcu jednak Czarni zaczęli przejmować inicjatywę – szczególnie po zmianie stron, gdy dosłownie w pierwszej akcji objęli ponowne prowadzenie po trafieniu Mikołaja Witlińskiego.
I tak jak Start miał swojego Scoochiego Smitha, tak Czarni mieli Davida DiLeo, którego lublinianie nie byli w stanie zatrzymać. Amerykanin siedmiokrotnie rzucał z dystansu i… siedmiokrotnie trafił. Co ciekawe, nie jest to rekord tego sezonu, bowiem byli już tacy, którzy mieli jeden celny rzut więcej. Do tego należy również uwzględnić naprawdę przydatnych polskich graczy – Musiała, Chylińskiego, Witlińskiego oraz Schenka, choć w przypadku tego ostatniego skuteczność z gry była mało efektowna.
W czwartą kwartę słupszczanie wchodzili z przewagą wynoszącą dokładnie osiem punktów. Jak już wiemy – podopieczni Mantasa Cesnauskisa utrzymali korzystny dla siebie wynik i nie zaprzepaścili naprawdę udanego meczu. Finalnie – 91:80 dla Czarnych.
A tym samym nadal trwa kalkulacja, kto załapie się do play-offów, a kto spadnie. Czarni z bilansem 15-12 zajmują 8. miejsce w tabeli. W nieco gorszej sytuacji jest Anwil, choć w przypadku ewentualnej wygranej z GTK, warunki będą identyczne.
Start z kolei wciąż walczy o utrzymanie w Energa Basket Lidze. Wobec (przed)ostatnich Twardych Pierników mają jedno zwycięstwo więcej.