REDAKCJA

Śląsk w półfinale! Trefl wyeliminowany

Śląsk w półfinale! Trefl wyeliminowany

Trefl już powoli zaczynał cieszyć się z wyrównania w serii, ale Kyle Gibson swoją trójką doprowadził do dogrywki i ostatecznie to Śląsk mógł cieszyć się ze zwycięstwa 83:81. Wrocławianie wygrali więc serię 3:1 i w półfinale zmierzą się z wygranym z pary 1-8.

Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>

To już czwarty mecz w tej parze, ale wciąż trenerzy próbują zaskoczyć siebie nawzajem. Szkoleniowiec wrocławian w pierwszej piątce tym razem wystawił Jana Wójcika, który miał od samego początku straszyć obwodowych Trefla swoim zasięgiem. Skrzydłowy Śląska w niespełna 4 minuty złapał jednak 4 faule i już na parkiecie więcej się nie pojawił.

Gospodarze okropnie męczyli się w ataku – straty się mnożyły a skuteczność z gry po 10 minutach wynosiła ledwo 19%.. Śląsk musiał to wykorzystać – wrocławianie punktowali z szybkiego ataku (22 punkty ze strat do przerwy), bardziej szanowali piłkę niż rywale, co zaprowadziło ich do dwucyfrowego prowadzenia.

Trefl w drugiej kwarcie postawił na grę pod kosz, sopocianie wręcz wpychali piłkę do obręczy. Wykorzystanie duetu Dominik Olejniczak – Paweł Leończyk pozostawiło gospodarzy w grze, a udane akcje 2+1 z końca pierwszej połowy Nikoli Radicevicia i Martynasa Paliukenasa pozwoliły zniwelować straty do ledwie 4 punktów.

Śląsk przez trzy kwarty wydawał się być drużyną lepszą, grającą bardziej poukładaną koszykówkę, ale wynik niekoniecznie to odzwierciedlał, bo Trefl cały czas trzymał się blisko. Sopocianie, trochę na siłę, trochę indywidualnie, trochę chaotycznie, ale dorzucali po kilka punktów co parę akcji i ta przewaga gości wciąż oscylowała między 4 a 8 punktami.

Ciężko znów było znaleźć lidera po stronie gospodarzy, który byłby w stanie szarpnąć zespołem i pomóc w ataku. Nuni Omot miał ogromne problemy z uwalnianiem się od obrońcy, a Łukasz Kolenda tym razem nie był skuteczny – cały Trefl zdobył jedynie 12 punktów w trzeciej kwarcie. Śląsk w końcu dopiął swego i po 30 minutach prowadził 58:49.

Mogło się wydawać, że wrocławianie mieli już autostradę do półfinału, jednak nie Trefl nie złożył broni. Bardzo dobre wejście zaliczył Paliukenas, a z chaosu wyłonił się wreszcie także Nuni Omot, który w czwartej kwarcie wyraźnie chciał udowodnić Ivanowi Ramljakowi, że jest w stanie zdobyć przeciwko niemu punkty. Po punktach gwiazdora Trefla gospodarze prowadzili +4.

Śląsk wyraźnie się zaciął w ofensywie, nie szło zwłaszcza z dystansu – tylko 4 celne trójki w całym spotkaniu. W końcówce wrocławianie musieli sobie na dodatek radzić bez Elijah Stewarta, który spadł za 5 fauli na 3 minuty przed końcem meczu.

Kluczową zbiórkę w ataku zgarnął Olejniczak, który zaatakował obręcz po rzucie Radicevicia. Trefl prowadził w tym momencie 3 punktami – 50 sekund do końca. Potem znów nie wiedzieć czemu, rzucał Radicević – na jego szczęście zebrał Omot, którego punkty z linii rzutów wolnych wydawało się, że przesądzają o zwycięstwie Trefla.

Wydawało się – Trefl stracił piłkę w kolejnym posiadaniu i trójka Kyle’av Gibsona dała remis gościom na kilka sekund przed końcem. W akcji na zwycięstwie rzucał, nie kto inny, jak Radicević – nie trafił. Kolejna dogrywka w tej serii – po 68. W dodatkowych pięciu minutach inicjatywę miał Śląsk i to goście prowadzili już +7.

Trefl mógł jeszcze postraszyć, ale Omot nie trafił w kontrze najprostszego rzutu (byłoby -2) i Śląsk mógł powoli zacząć szykować się do świętowania. Wrocławianie awansowali więc do półfinału pokonując w tym meczu Trefla 83:81 i w całej serii 3:1.

GS

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami