fot. Wojciech Cebula / WKS Śląsk Wrocław
Na początku Śląskowi szło wręcz wybornie. Wrocławianie zaczęli od serii 12:0! Z kolei Zastal miał problem ze zdobywaniem punktów, natomiast do przełamania doszło za sprawą akcji Geoffrey’a Groselle’a. Można jednak powiedzieć, że Amerykanin z polskim paszportem nie wykorzystywał całego potencjału. Prędko zszedł z parkietu za sprawą trzech przewinień. Pochwalić można Jamesa Washingtona. Doświadczony rozgrywający ma 35 lat na karku, a widać, że jego powrót do ekstraklasy wcale nie musi być nieudany.
Śląsk wraz z początkiem drugiej kwarty znów odskoczył rywalom. Dało się odczuć, że zza linii bocznej zerka nowy trener z nowymi rozwiązaniami. Mateusz Zębski? Wyjątkowo dużo minut. Saulius Kulvietis? Trener Winnicki może szykować dla niego wiele akcji. Jakub Nizioł? Wszedł z ławki. Kendale McCullum? Zaangażowania mu nie brakowało, ale niezrozumienie z nowymi kolegami powodowało liczne straty. Ożywiony Śląsk po pierwszej połowie prowadził 38:26.
Gdy Hepa zaliczył dość efektowny wsad, różnica między zespołami wynosiła już tylko… pięć oczek! Wicemistrzowie Polski mieli problem z trafianiem z dystansu. I tak naprawdę nie miał kto temu zaradzić, bowiem dochodziło do sytuacji, gdy na parkiecie po prostu brakowało graczy dobrze rzucających za trzy. W końcu jednak Śląsk po raz n-ty zebrał piłkę w ataku, a z ponowienia wyszło trafienie Gołębiowskiego. Niedługo później ten znów zdobył trzy oczka, a trener Dedek przy osiemnastopunktowej stracie poprosił o przerwę na żądanie.
Słoweński szkoleniowiec najwyraźniej udzielił cennych wskazówek. Od tego momentu Zastal zaliczył serię 8:0! Jednak wtedy Jacek Winnicki także sięgnął po time out. I był w tym równie skuteczny! Jego podopieczni dwie kolejne akcje zaliczyli trafieniem, dzięki czemu nie musieli bać się o ewentualną utratę prowadzenia. Po 40 minutach rywalizacji – 77:66.