fot. Marcin Mierzejewski
Pierwsze piątki obu ekip mogły mocno zszokować. W wyjściowym składzie Spójni pojawił się… Damian Krużyński! Dla 20-latka jest to debiutancki sezon w ekstraklasie, a starcie ze Śląskiem było pierwszym, gdy pojawił się w pierwszej piątce. To miała być też nagroda za cały sezon pracy.
Ale i Miodrag Rajković zaskoczył początkowym ustawieniem. Nie mógł w sobotę skorzystać z kontuzjowanego Artsioma Parakhouskiego, ale w jego miejsce nie wstawił Dusana Mileticia, a… Sauliusa Kulvietisa! Po nieco ponad dwóch minutach gry Śląsk przegrywał już 2:11, ale to efekt nie tylko zmian pod koszem, ale i słabego występu Marka Klassena. Trener WKS-u nie czekał i prędko wpuścił na parkiet Łukasza Kolendę. Z nim strata wrocławian zaczęła topnieć. Wystarczyło kilka minut, by jeszcze w pierwszej kwarcie Śląsk doprowadził do remisu.
Druga kwarta była inna. Przede wszystkim żadna z drużyn nie stworzyła znaczącej przewagi. Spójnia już tak ochoczo nie kierowała piłek pod kosz, bo i Wesley Gordon za sprawą trzech przewinień oglądał mecz z perspektywy ławki. Z kolei akcje jeden na jednego tyłem do kosza podejmował właśnie Saulius Kulvietis, mając za plecami niższego rywala. Po drugiej stronie z formą wstrzelił się Stephen Brown, ale to była dopiero zapowiedź tego, co pokaże w sobotni wieczór.
W trzeciej kwarcie stargardzianie wręcz zrezygnowali z rzucania z dystansu, zdobywali punkty na inne sposoby. Tym bardziej że trener Machowski podjął ryzyko i od razu po zmianie stron przywrócił do gry Wesley’a Gordona. To działało, do pewnego momentu. Spójnia stanęła w ataku i przez prawie cztery minuty nie zanotowała ani jednego trafienia. Śląsk to wykorzystał, obejmując ponowne prowadzenie.
Jak się okazało – Spójnia nie odwróciła już losów tego spotkania. Co prawda kontrolowała, by rywale nie odskoczyli zbyt znacząco, ale i nie była w stanie doprowadzić do remisu. W końcówce drużyna nieco się rozluźniła, a trener Machowski zaczął się wściekać. Zawodnicy ze Stargardu przejawiali nastawienie, które można określić jako “tego meczu już nie wygramy, ale przecież można to wszystko odrobić we wtorek we Wrocławiu”.
Co warto podkreślić – obcokrajowców reprezentujących obie ekipy chyba nie trzeba było namawiać do walki o brązowe medale. Ten temat przewija się często, bo i często zagraniczni koszykarze nie mają w zwyczaju zawzięcie rywalizować o 3. miejsce. A jednak! Walczyli, nie odpuszczali. Podczas ostatnich trzech minut szczególnie nastroił się Angel Nunez, który trzema akcjami z rzędu zdobył aż 8 punktów. Wtedy Śląsk wygrywał 86:75.
Ale to nie był koniec! Znów przypomniał o sobie Stephen Brown, który rozgrywał świetne spotkanie. W samej końcówce dodał Spójni 12 oczek. Pomyślmy, o ile trudniej byłoby stargardzianom, gdyby dziś przegrali 71:88. Ostateczna różnica między zespołami to jednak tylko 5 punktów – 83:88. Właśnie tyle podopieczni trenera Machowskiego będą mieli do odrobienia we wrocławskiej Hali Stulecia.
W barwach Śląska w sobotę wyróżniały się trzy postacie – Daniel Gołębiowski, Angel Nunez i Jakub Nizioł. Łącznie zdobyli prawie połowę punktów zespołu. Kogo warto wyróżnić wśród Spójni? Dobrze zapowiadał się Devon Daniels, ale finalnie zakończył mecz, mając 5/14 z gry. Pewnym punktem był Alex Stein, z kolei najlepiej w akcji wyglądał Stephen Brown. Gdyby poprawił skuteczność z linii rzutów wolnych, zdobyłby dziś 30 punktów. A tak – 26.