
PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Goście z Wrocławia od początku grali szybko, zespołowo i skutecznie, a po kolejnych trafieniach z dystansu prowadzili już 19:7. Jeszcze w pierwszej kwarcie wyszli nawet na 20 punktów przewagi, a to za sprawą m.in. trafiającego z dystansu Devoe Josepha.
Spójnia w pierwszych 10 minutach wyglądała bardzo topornie. Atak nie miał żadnego rytmu i tempa, a kolejne posiadania kończyły się desperacką grą 1 na 1. Sytuacja o 180 stopni odwróciła się jednak w drugiej części gry.
Gospodarze zaczęli bardzo dobrze bronić i z tego wziął się także lepszy atak. Udane wejście zaliczył Piotr Pamuła, chwilę potem swoje punkty dołożył Kacper Młynarski i przewaga Śląska stopniała do 1 punktu. Gdyby Ray Cowels trafił otwarte rzuty (w sumie 7/21 z gry) w kontrze Spójnia mogłaby nawet już prowadzić. Nieporadni w ataku koszykarze gości w drugiej kwarcie zdobyli tylko 8 punktów.
Trzecia kwarta to kalka pierwszej połowy. Świetnie zaczął Śląsk – 7 punktów z rzędu zdobył Michael Humphrey, a z dystansu kosz dziurawił Joseph. Spójnia jednak szybko odpowiedziała, a konkretnie Cowels i Pamuła.
Stargardzianie jednak z wyjątkiem drugiej kwarty w ataku wyglądali mizernie. Potwierdziła to końcówka spotkania, gdzie oprócz trudnych rzutów z dystansu brakowało pomysłu na rozbicie obrony Śląska Wrocław, który po kilku kolejkach sezonu miał najsłabszą defensywę w lidze.
Goście na 2 minuty do końca prowadzili 8 punktami i wydawało się, że spokojnie ten mecz dowiozą do końca, jednak szalone trójki trafił Kacper Młynarski i PGE Spójnia miała szansę nawet na doprowadzenie do remisu.
Dystansowe próby jednak już nie wpadały, a na linii rzutów wolnych po drugiej stronie nie pomylił się Kamil Łączyński, który tego dnia nie był wcale daleki od triple double – miał 14 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst. Śląsk wygrał więc w Stargardzie 82:79 i ma w tym momencie bilans 3-3, a PGE Spójnia 2-4.
GS