Załóż konto w Superbet i odbierz 1554 zł na start!
W pierwszej kwarcie obie ekipy miały spory problem ze skutecznością zza łuku i łącznie trafiły dwie z dziesięciu prób. Mimo tego górą po dziesięciu minutach był Śląsk, który prowadził 18:14. Zdecydowanie najlepiej spisywał się wówczas Jeremiah Martin, który co prawda przestrzelił dwa rzuty wolne, ale i tak zakończył pierwszą kwartę, mając dziewięć oczek na koncie. W tej samej części meczu na parkiecie po raz pierwszy pojawił się Kodi Justice. Amerykanin wrócił do Wrocławia po niemal półrocznej przerwie. Będący jednak po raptem kilku treningach z nowym zespołem strzelec, nie był w stanie zrobić różnicy i szybko opuścił plac gry. Śląsk długo pozostawał na prowadzeniu, a słabszy moment nadszedł, dopiero gdy Promitheas zaczął punktować z dystansu. Goście trafił trzy trójki w trzy minuty i to oni przez moment byli górą. Chwilę później mistrzowie Polski odzyskali rytm również za sprawą celnych prób z dystansu w wykonaniu Aleksandra Dziewy, a po pierwszej połowie Śląsk prowadził 42:33.
Piętnastominutowa przerwa niewiele zmieniła w grze obu zespołów. Prowadzeni przez Andreja Urlepa zawodnicy wciąż byli stroną przeważającą. Wrocławianie sami nastrajali się dobrą grą, szczególnie w takich momentach, jak w końcówce kwarty, gdy po stracie piłki, wręcz momentalnie ją przechwytywali. Kibice zgromadzeni w Hali Orbita poderwali się z krzeseł także po efektownym bloku w wykonaniu Artsioma Parakhouskiego. Śląsk wówczas wygrywał 62:50. Jednak już w kolejnej akcji Promitheas trafił za trzy, dobrze rozpoczynając czwartą kwartę. Zresztą, trzy punkty zanotował również kilkanaście sekund później, gdy Conor Morgan faulował rywala przy rzucie. I to zapoczątkowało dobry moment Promitheasu, który doprowadził nawet do remisu – 70:70. Śląsk z kolei źle rozegrał ostatnie minuty meczu, przez co na 1,2 sekundy przed końcem tracił do rywali dwa punkty. Wynik już się nie zmienił. Promitheas Patras wygrał całe spotkanie 78:76.