REDAKCJA

Sokół Łańcut w coraz większych tarapatach. Legia Warszawa zwycięska w Łańcucie!

Sokół Łańcut w coraz większych tarapatach. Legia Warszawa zwycięska w Łańcucie!

Sokół waleczny, ale to "Legioniści" w końcowej fazie meczu udowodnili swoją wyższość. Prowadzili cały mecz, choć przewaga wisiała nieraz na włosku - finalnie wyjeżdżają z Łańcuta z tarczą, pokonując miejscowych 82:71.

fot. Andrzej Romański/plk.pl

Legia z pewnością bardzo szybko chciała wymazać z pamięci zaprzepaszczoną szansę awansu do półfinału europejskich pucharów, już w niedzielę mieli ku temu dobrą okazję – wygrać w Łańcucie, z najgorszą drużyną tegorocznych rozgrywek. Sokół w dalszym ciągu nie wygrał w 2024 roku, zespoły także walczące o utrzymanie systematycznie odjeżdżają – Zastal wygrał we Włocławku, Arka pokonała Start. Co więcej, z “Zielonymi Kanonierami” przegrali wszystkie spotkania po awansie do ekstraklasy. Z pewnością miejscowi kibice liczyli na przełamanie fatalnej serii! 

Od samego początku goście punktowali słabości ekipy Marka Łukomskiego, bardzo szybko zbudowali sobie 8 “oczek” przewagi (14:6) po dwóch celnych “trójkach” w kontrze. Świetnie dysponowany od pierwszego gwizdka był Ray Cowels, który już po 10 minutach miał 11 punktów – z takim dorobkiem też zakończył spotkanie. Problemem gospodarzy jest niewątpliwie utrzymanie koncentracji, zwłaszcza w defensywie. Koszykarze Legii w ekspresowym tempie, bez chwili zawahania, ruszyli do ataku, zdobywając 27 punktów w pierwszej kwarcie. 

“Legioniści” mieli także swoje problemy, na parkiet nie wybiegł dziś Loren Jackson. O wiele większą rolę z tego powodu dostał przede wszystkim Cowels, wychodząc w pierwszej piątce, więcej grali też Polacy – Marcel Ponitka i Michał Kolenda. Od końcówki pierwszej odsłony warszawianie stracili tempo, zostali niejako wybici z rytmu przez nieco lepszą defensywę rywali. Ci, gdy są po prostu bardziej skupieni, są w stanie walczyć jak równy z równym z zespołami z mistrzowskimi aspiracjami. 

Dogonili gości, przez pewien czas wynik oscylował wokół remisu, lecz chwila wystarczyła, by pogoń poszła w niepamięć. Ekipa Marka Popiołka zdobyła 10 “oczek” z rzędu i odskoczyła na 12 punktów przewagi tuż przed zejściem do szatni. Równo z syreną z półdystansu trafił Aric Holman, zdobywając 50 punkt zespołu w zaledwie 20 minut. Taki przestój gospodarzy był bardzo bolesny, dostali kilka ciosów przed zakończeniem pierwszej połowy. Były na tyle silne, że po zmianie stron zboczyli z odpowiedniej ścieżki, przez co straty się jedynie pogłębiały – goście zaliczyli serię 12:2 na początku trzeciej kwarty, tym samym 21 “oczek” różnicy na swoją korzyść (62:41). 

Trzeba też podkreślić, że liderzy stołecznego klubu byli dziś bardziej w cieniu – Christian Vital nieraz siłowo próbował indywidualnie wykończyć akcję, z kolei Aric Holman był dziś zawodnikiem od czarnej roboty. Grali poprawnie, byli ważnymi postaciami tej wygranej, choć to zawodnicy z drugiego planu przejęli dziś inicjatywę. Niemal bezbłędny z gry Dariusz Wyka, głodni gry Marcel Ponitka oraz Michał Kolenda. Dziś drużynę Marka Popiołka cechowała przede wszystkim drużyna, cały kolektyw. Każdy dążył dziś do jasno wyznaczonego celu, co dziś też kulało po stronie miejscowych.

Triumfatorów tegorocznego Pucharu Polski, znów w końcowej fazie kwarty, zgubiło rozluźnienie, a nawet być może pewność wygrania meczu na tak wczesnym etapie spotkania. Gospodarze zmniejszyli częściowo straty, do 12 “oczek”, a w decydujących 10 minutach nie zwalniali tempa. Tyler Cheese, niczym prawdziwy lider, wziął losy zespołu na swoje barki – na przestrzeni końcówki trzeciej odsłony i początku następnej – zdobył 13 punktów z rzędu Sokoła, przez co na nowo odzyskali szansę i wiarę w odniesienie piątego zwycięstwa. 

Gospodarze wzięli się w garść i znów ruszyli do gonitwy. Znów udanej! Zaliczyli w pewnym fragmencie serię 16:4, przez co na tablicy wyników straty do rywali wynosiły już jedynie… 5 “oczek”. “Legionistów” zgubiło przeświadczenie o dopisanych dwóch punktach do ligowej tabeli, w decydujących akcjach musieli na nowo pokazać się z lepszej strony. Sprawy w swoje ręce wzięli… liderzy. Otworzyli się jeszcze bardziej w ataku, dobijając rywali i pieczętując swoją trzynastą wygraną w Orlen Basket Lidze. Iskrę nadziei odpalił jeszcze “trójką” Terrell Gomez, lecz ona dość szybko zgasła – jego drużyna przegrała dziesiąty (!) mecz z rzędu… 

Christian Vital przejął mecz, był najlepszym strzelcem Legii z dorobkiem 22 punktów – miał także 5 asyst i 4 przechwyty. 14 punktów dorzucił Marcel Ponitka, po 11 “oczek” miało trzech zawodników: Aric Holman, Ray Cowels oraz Dariusz Wyka. Dla Sokoła najwięcej punktów zdobył Tyler Cheese – 25 punktów przy 21 próbach.

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami