Załóż konto w Superbet i odbierz 1554 zł na start!
Nie był to mecz szczególnie ofensywny, ale na pewno bardzo zacięty. Stal największe prowadzenie osiągnęła już w pierwszej kwarcie, jednak było to raptem pięć oczek – 12:7. Sokół dość długo walczył o odwrócenie wyniku, aż finalnie osiągnął swój cel. Po akcji 2+1 Adama Kempa gospodarze zrównali się dorobkiem punktowym z rywalami, a gdy trafienia dołożyli od siebie również Mateusz Bręk i Corey Sanders, Sokół wygrywał 41:37.
Minęło piętnaście minut przerwy, a łańcucianie jeszcze bardziej odskoczyli przeciwnikom. “Stalówka” zawzięcie próbowała szczęścia z dystansu, jednak tym razem niewiele prób znajdowało drogę do kosza. Miło słabej skuteczności zza łuku, ostrowianie wrócili na prowadzenie na początku czwartej kwarty. Ostatnie minuty to już spora nerwówka. Podopieczni Andrzeja Urbana co rusz rzucali za trzy, natomiast nie łączyło się to z wybitną skutecznością. W trakcie ostatnich czterech minut goście zdobyli jedynie trzy oczka – wszystkie z linii rzutów wolnych. Zresztą, niemal identyczna sytuacja dotyczyła Sokoła. Jedną jedyną trójką dorzucił jednak Filip Struski, co okazało się finalnie dość istotne, bo łańcucianie wygrali sobotnie starcie różnicą dokładnie trzech oczek – 70:67.
Wśród zawodników Sokoła należy wyróżnić dwóch graczy – Corey’a Sandersa oraz Adama Kempa. Warto podkreślić, że obaj dołączyli do beniaminka w trakcie sezonu. A Stal? A Stal miała przede wszystkim swoje problemy. Raptem 8/37 za trzy, zaledwie 9 punktów rezerwowych. Mimo wszystko fatalnie nie było, bo skończyło się na -3, a ostrowianie spokojnie mogli wywieźć z Łańcuta dwa punkty.