Porażki ze Spójnią, AZS Koszalin czy teraz z Polpharmą to po prostu wstyd dla mistrzów Polski. Anwil ma kłopot z wygrywaniem zaciętych spotkań, a w jego postawie można doszukać się wielu analogi do „spasionych kotów” – Stelmetu 2017/18, którego sezon zakończył się katastrofą.

PZBUK – DOŁĄCZ DO GRY I ODBIERZ DARMOWY ZAKŁAD 50 ZŁOTYCH! >>
Bez instynktu killera
Włocławianie w tym sezonie przegrali 8 spotkań, w tym kilka naprawdę wstydliwych. Jako jedyni z Top5 przegrywali z zespołami bijącym się o utrzymanie (AZS i Spójnia), także jako jedyni z czołówki zdecydowanie słabiej wypadają we własnej hali, niż na wyjeździe. Nic dziwnego, że frustracja wśród kibiców jest na wysokim poziomie – Anwil nie przyzwyczaił ostatnio do wpadek i wielu porażek w Hali Mistrzów.
Wczorajsza porażka w Starogardzie to kolejny zimny prysznic dla kibica Anwilu. Anwil kontrolował spotkanie przez jego większość, by w końcówce dostać kompletnego zaćmienia i przegrać ten fragment aż 3:14 i ostatecznie także mecz 92:95 (więcej w relacji TUTAJ>>).
Decyzje w tych ostatnich minutach były na pewno wątpliwe, jak chociażby gra pod Michała Ignerskiego, czy schowany Ivan Almeida. Nie pomagają też widoczne nerwy. Rzuty nie wpadały i to te najprostsze, jak lay up Aarona Broussarda, który był co prawda w tłoku, ale Amerykanin przyzwyczaił, że takie akcje kończy. Potem miał też rzut być może na zwycięstwo, a na pewno na prowadzenie. Jednak ta akcja została rozegrana źle.
Akcja poprzedzona była długim, co zrozumiałe kozłowaniem Broussarda. Amerykanin dostał zasłonę od Michała Ignerskiego, jednak była ona na stronę, gdzie było dwóch innych koszykarzy, co jak nie trudno się domyślać sprzyja udzieleniu ewentualnej pomocy.
Anwil w takiej sytuacji powinien lepiej się rozstawić po parkiecie, zrobić miejsce dla Broussarda do gry w izolacji albo grać z Ignerskim po zasłonie na szczycie. W pierwszej fazie tyłem ustawiał się też Almeida, co wydawało się dobrym pomysłem. Ivan w tym meczu grał dobrze, prawidłowo rozwiązywał takie sytuacje – punktował albo podawał, gdy nadchodziła pomoc.
Mecz z Polpharmą to kolejna zawalona końcówka przez zespół Igora Milicicia. Anwil mentalnie nie jest tak mocny jak przed rokiem, co jest chyba największym kłopotem obecnej drużyny. Porażki Anwil w tym sezonie to kolejno:
Arka -9, Cukier -3 (porażka ostatnim rzutem Bartosza Diduszki)
Spójnia -1 (4 szanse na remis lub zwycięstwo)
Arka -17
AZS -3 (Bartosz Bochno morduje Anwil + rzut na remis)
MKS -2 (Anwil prowadził jeszcze w czwartek kwarcie)
Stelmet -2 (miał rzut na remis lub zwycięstwo)
Polpharma -3 (porażka ostatnim rzutem Kacpra Młynarskiego)
Można jeszcze do tego doliczyć -4 w Superpucharze z Polskim Cukrem Toruń i -4 z Arką Gdynia w Pucharze Polski.
Ile było meczów, które Anwil wygrał różnica 5 i mniej punktów lub po dogrywce? Cztery (bilans 4-8 z pucharami). Ile było meczów, które wygrał Anwil różnica 3 lub mniej punktów (czyli ostatnim rzutem)? Zero.
Anwil w meczach zakończonych różnicą +/- 5 punktów lub dogrywką ma w tym sezonie bilans 4-6. Ale ciekawostka – od kiedy przyszedł Ivan Almeida jest to 0-4. AZS, MKS, Stelmet, Polpharma – cztery takie porażki w pięć tygodni. #plkpl
— Łukasz Cegliński (@cegieu) April 17, 2019
Włocławianom brakuje w tym sezonie instynktu zabójcy. Albo nie potrafią zamknąć meczu i odjechać rywalowi na 20 i więcej punktów, albo przegrywają nie trafiając najważniejszych rzutów. Warto przypomnieć także mecze z Ligi Mistrzów, gdzie Anwil 3 razy tracił prowadzenie w ostatnich sekundach i 3 razy przegrał po dogrywce.
Zeszłoroczny Anwil był w stanie wygrywać nawet wtedy, gdy nie szło. To Anwil był mistrzem comebacków i nerwowych końcówek. 8 zwycięstw zakończonych różnicą 5 i mniej punktów i 5 porażek z takim samym kryterium. Najlepsze przyszło w playoffach, może i teraz tak się wydarzy, ale póki co, nic na to nie wskazuje.
Spasione koty rottweilery
W poprzednim sezonie o gwiazdorskim Stelmecie mówiono „spasione koty”. Drużynie zarzucano lekceważenie słabszych rywali i beznadziejne rozwiązywanie końcówek. Postawa Anwilu w obecnych rozgrywkach łudząco przypomina tę zespołu z Zielonej Góry, a kolejne porażki z dużo niżej notowanymi przeciwnikami to potwierdzają.
Stelmet 2017/18 zaliczył 6 zwycięstw i 9 porażek w meczach rozstrzygniętych różnicą 5 lub mniej punktów. Przegrał aż 5 meczów z drużynami spoza playoff. Miał szóstą efektywność defensywą w PLK (Anwil ma obecnie, werble, szóstą), zajął 4. miejsce po sezonie regularnym. Stelmet 2017/18 zakończył sezon katastrofą.
Brakuje w grze Anwilu iskry. Stempla, czy kropki nad i, czyli dokładnie tego, czego nie można było dostrzec w Stelmecie Gronka, a potem Urlepa. Zbyt często ucieka gdzieś koncentracja, zbyt często rotacja w obronie jest spóźniona. To właśnie defensywa jest największym problemem Anwilu. Igor Milicić nie w składzie indywidualnie tak dobrych obrońców jak przed rokiem, co od razu przekłada się na jakość zespołowej defensywy.
Anwil jest na niebezpiecznym kursie. Przed nimi ćwierćfinały ze Stalą Ostrów, co dodatkowo jest pewnym zagrożeniem ponownego odpadnięcia w ćwierćfinale. Z taką grą prawdopodobieństwo katastrofy jest, niestety dla Włocławka, bardzo duże.
Grzegorz Szybieniecki
PZBUK – DOŁĄCZ DO GRY I ODBIERZ DARMOWY ZAKŁAD 50 ZŁOTYCH! >>