fot. Tadeusz Surma / PGE Spójnia Stargard
Dość wyrównana, ofensywna pierwsza odsłona meczu w Dąbrowie Górniczej zapowiadała ciekawe spotkanie, jak to zazwyczaj w tym sezonie bywa przy meczach MKS-u. Oba zespoły zdobyły 53 punkty w samej pierwszej kwarcie (27:26 dla stargardzian), po raz kolejny solidnie rozpoczął tercet Brown & Daniels & Gordon odpowiedzialny za ofensywę zespołu, z kolei dla gospodarzy dobrze punktowali Tayler Persons i Jeriah Horne.
Obraz gry przez dłuższy czas drugiej kwarty się nie zmienił – szybka skuteczna ofensywa kosztem solidniejszej obrony, gdzie żadna z drużyn nie przejęła inicjatywy. Ten mecz był inny dla ekipy Sebastiana Machowskiego, który mógł dziś liczyć także na swoich rezerwowych – do przerwy zdobyli 27 “oczek” na 58 drużyny, w całym meczu 43 na 106. Duża w tym zasługa Karola Gruszeckiego, autora 10 punktów w pierwszej połowie (w całym meczu o trzy więcej) oraz przemyślanego rozwiązania, aby Aleksandar Langović rozpoczynał mecze w “drugiej piątce” po to, by ją wzmocnić, zwłaszcza na atakowanej desce.
Solidna skuteczność z gry przed zejściem do szatni na poziomie 64 proc. sprawiła, że przyjezdni rzucili aż 58 punktów w 20 minut na parkiecie rywala. Ostatnie cztery minuty były pod dyktando Spójni, dzięki czemu zdołali wyjść na dziewięciopunktowe prowadzenie (58:49) zniwelowane w ostatnich sekundach przez najlepszego strzelca ligi Marca Garcię rzutem z kontry – to w głównej mierze przez brak jego zdobyczy MKS przegrywał do przerwy, miał na liczniku zaledwie 5 “oczek”. Swój wynik znacząco poprawił w dalszej części meczu, notując finalnie 12 punktów.
“Biało-bordowi” po zmianie stron, mimo fantastycznych dwóch pierwszych kwart, byli w stanie jeszcze lepiej rozpocząć następną – od serii punktowej 15:3, która dała nawet 17 “oczek” przewagi. Zespół prowadzony przez hiszpańskiego szkoleniowca Borisa Balibreę zdołał częściowo odrobić straty, jednak dwucyfrowa zaliczka utrzymywała się przez niemal całą kwartę. Goście trafiali niemal wszystko, każda próba obrony kończyła się niepowodzeniem. Nieomylny w tym spotkaniu był środkowy Wesley Gordon (22 punkty, 9/9 z gry, 4/4 z wolnych i 9 zbiórek), minimalny margines błędu w tym spotkaniu miał lider Spójni Devon Daniels (20 punktów, 8/12 z gry).
Decydującą kwartę Spójnia rozpoczęła z 14 “oczkami” przewagi. Mimo to w dalszym ciągu nie spuszczała nogi z gazu i atakowała dziurawą obronę MKS-u, budując coraz większą zaliczkę – w pewnym momencie wynosiła nawet 19 punktów (94:75). Po przerwie na żądanie trenera gospodarzy ich gra uległa poprawie i ponownie zaczęli odrabiać straty – nieco konsekwentniej niż poprzednio, lecz bez końcowego pozytywnego efektu w postaci wygranej po niesamowitej gonitwie. Zaliczka Spójni była na tyle duża, że mimo gorszej końcówki spotkania mogą cieszyć się z szóstego zwycięstwa w tym sezonie.
Po stronie Spójni poza liderami warto wyróżnić rezerwowych weteranów – Sebastiana Kowalczyka oraz Karola Gruszeckiego. Łącznie zdobyli 23 punkty, trafiając trzykrotnie z dystansu. Co ważne, na przestrzeni całego meczu trafiali na skuteczności powyżej 60 proc. (39/63, 61%) na wyjeździe. Z kolei w ekipie MKS-u dwóch zawodników zanotowało double-double – Tayler Persons (26 punktów, 10/22 z gry i 12 asyst, dodatkowo 6 zbiórek) oraz Nico Carvacho (21 punktów i 11 zbiórek, dodatkowo niechlubne 8 strat). Debiut zaliczył także wypożyczony z Sopotu Błażej Kulikowski, który zapisał na swoim koncie 3 punkty chwilę po wejściu na parkiet.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk