REDAKCJA

“Stalówka” wytrwała trudny mecz. Zadebiutował Tomasz Gielo!

“Stalówka” wytrwała trudny mecz. Zadebiutował Tomasz Gielo!

Udany debiut Tomasza Gielo, "Stalówka" zwycięska w starciu z Sokołem Łańcut 89:77. Ekipa Marka Łukomskiego waleczna, ale nic poza tym. Klasa zespołu z Ostrowa Wlkp. zwyciężyła!

fot. Rafał Jakubowicz/Arged BM Stal

“Stalówka” wciąż bez Aigarsa Skele, za to z debiutującym na polskich parkietach Tomaszem Gielo pragnęła rewanżu za porażkę w Łańcucie. Obie drużyny od ostatniego bezpośredniego meczu przeszły spore zmiany w składzie, tyle że w przypadku Sokoła niewiele one dały – z każdym spotkaniem seria porażek rośnie, a bezpośredni rywale w walce o utrzymanie odjeżdżają. Co więcej, ekipa Marka Łukomskiego jest już jedyną drużyną w Orlen Basket Lidze bez wygranej w 2024 roku. Aby przełamać niemoc, musieliby stoczyć twardy bój z jednym kandydatów do mistrzostwa. 

Sokół z impetem ruszył do ataku, sygnał do walki od samego początku wysłał powracający po kontuzji Tyler Cheese. Było go pełno po obu stronach parkietu, wyrywał piłki z rąk rywalom, wchodził pod kosz po akcjach indywidualnych. Łańcucianie zaczęli to spotkanie od serii 10:4, lecz w kolejnych minutach “Stalówka” odrobiła straty dzięki twardej obronie i niesamowitej dyspozycji Laurynasa Beliauskas w ofensywie, autor 11 punktów w pierwszych 10 minutach, finalnie miał 18 “oczek” i 7 asyst. 

Bardzo szybko, ledwie po dwóch minutach od pierwszego gwizdka, Arunas Mikalauskas przy próbie groźno upadł, łapiąc się za kolano – w dalszej fazie meczu już nie wystąpił… To była szansa dla debiutującego Tomasza Gielo, który po pierwszej zmianie zebrał dwie piłki. Końcówka pierwszej odsłony i początek kolejny zdominowana przez “Stalówkę”, która zaczęła odjeżdżać rywalowi. Drużyna z Łańcuta słynie z częstych przestojów, które przeciwnicy wykorzystują – nie obyło się także tym razem, swoje pierwsze punkty w drugiej kwarcie zdobyli dopiero po czterech minutach. 

Cheese był dziś jedynym w szeregach Sokoła, któremu się chciało – w pewnym momencie w pojedynkę ciągnął zespół, dając jakikolwiek impuls do próby podjęcia walki. Dołączył się Terrell Gomez, trafiając zza łuku, lecz w dalszym ciągu gospodarze wykorzystywali luki w obronie. Duet Cheese & Gomez był dziś jedyną nadzieją dla kibiców z Łańcuta, do przerwy zdobył 25 z 37 punktów zespołu i odrobił część strat przed drugą połową. Zwłaszcza ten pierwszy zawodnik stwarzał duży popłoch i spore zagrożenie obrońcom Stali – w pierwszej połowie zdobył niemal połowę punktów zespołu (17 z 37), nie schodząc z parkietu na ani sekundę. 

Ekipa Marka Łukomskiego z szatni wyszła zmotywowana, choć Stal nie dała się złamać. Gdy doszli ich na 2 “oczka”, bardzo szybko wypracowali 7 punktów z rzędu. Swoją szansę przy urazie Mikalauskasa otrzymał Wiktor Sewioł, wykorzystując ją bardzo dobrze. Inteligentnie znajdował pozycje pod koszem, równie solidnie walczył na desce. Prawdziwy walczak! Rozegrał pełne 10 minut trzeciej kwarty, zaliczył 2 punkty i 2 zbiórki. 

Sokół czuł, że przy braku Skele, Mikalauskasa oraz problemach z faulami Silinsa są w stanie pokusić się o niespodziankę. Trzeba przyznać, że wszystko układało się pod drużynę z Podkarpacia, lecz musieli z tego dobrze skorzystać. Drużyna z Ostrowa bardziej przeważała na przestrzeni całego meczu, lecz mimo kilku okazji nie potrafiła przejąć meczu na dobre. Sokół w międzyczasie zbliżał się coraz bardziej do gospodarzy, pod koniec trzeciej kwarty wyrównał nawet stan meczu (60:60). 

Zapowiadające się arcyciekawe ostatnie 10 minut spotkania w Arenie Ostrów bardzo nerwowe. Często nawet spod samej obręczy koszykarze obu ekip nie trafiali, niekiedy także podejmowali mało zrozumiałe decyzje. To zawodnicy gości czuli mimo wszystko większy luz, a w efekcie zdecydowane TOP 1 kolejki w efektownych zagraniach – alley oop w wykonaniu Terrella Gomeza i Ike Nwamu, doprowadzając ponownie do remisu.

Od momentu tej akcji “Stalówka” wzięła się w garść, liderzy zespołu się odblokowali i szybko wypracowali serię 7:2, lecz z drugiej strony czujni w dalszym ciągu byli Tyler Cheese i fruwający nad koszami Nwamu. Głównie w czwartej kwarcie otworzyli się ci, którzy przez większość meczu byli w cieniu pozostałych – Nwamu w Sokole, Silins w Stali. To oni przejęli pałeczkę zdobywania punktów, jednak to Łotysz miał większe wsparcie wśród kolegów. Nemanja Djurisić zdobył 5 punktów z rzędu, na ponad dwie minuty przed końcową syreną odskoczyli na 8 “oczek”, chwilę później gwóźdź do trumny “trójką” wbił Ojars Silins. 

Goście poczuli już, że uciekł im mecz i nieco pogodzili się z porażką. Kompletnie sparaliżowało ich w ataku, w ostatniej minucie “na gazetę” z dystansu Terrell Gomez. Tym samym w sporych mękach ekipa Andrzeja Urbana urodziła czternastą ligową wygraną i uchroniła się przed drugą porażką z Sokołem. Spore zasługi w tym Laurynasa Beliauskasa, najlepszego strzelca zespołu z dorobkiem 18 punktów (⅝ z gry, ⅗ za 3). Tyle samo zdobył Nemanja Djurisić, dokładając 8 zbiórek. 15 “oczek” dorzucił Ojars Silins, a niesamowite double-double w debiucie na polskich parkietach zanotował Tomasz Gielo (13 punktów i 15 zbiórek) – musi popracować jedynie nad skutecznością, ledwie 4/13 z gry, ⅙ za 3. 

Dla Sokoła to kolejna swego rodzaju niewykorzystana szansa, wręcz jej zaprzepaszczenie. Przez 35 minut spotkania szli łeb w łeb z czwartą siłą ligi, lecz w końcówce zgubili trop i zagrali totalny piach… Powrót Tylera Cheese’a udany (23 punkty, 5 zbiórek i 4 asysty), po 13 punktów dodali Terrell Gomez oraz Ike Nwamu. Z każdym meczem, mimo równorzędnych porażek Zastalu i Arki, oddalają się od utrzymania, szans na wygranie meczów coraz mniej. 

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami