PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Już w pierwszej kwarcie przekonaliśmy się, że obrona zespołu z Radomia, która była znakiem firmowym HydroTrucka w poprzednim sezonie, bywa momentami (podobnie jak w meczu ze Śląskiem) bardzo dziurawa.
Radomianie stracili 25 punktów w 10 minut, a najwięcej szkody wyrządził im Martins Laksa, który bardzo szybko zdobył 9 punktów. Lublinianom jednak nie udało się wypracować większej przewagi, bowiem w końcówce kwarty skuteczne akcje przeprowadził Rod Camphor, który przez te kilka minut na parkiecie zdobył więcej punktów niż w całym poprzednim meczu.
Przerwa między kwartami podziałała mocno orzeźwiająco na zespół gospodarzy, bowiem przez pierwsze 4 minuty drugiej kwarty HydroTruck nie stracił żadnego punktu. Radomianie doprowadzili do remisu, ale ponowne wejście na powrót na parkiet Bryntona Lemara spowodował, że goście znów uciekli na kilka oczek. Amerykanin do przerwy miał już 16 punktów na koncie, a Start prowadził 44:42 (trójkę równo z syreną trafił Carl Lindbom).
W trzeciej kwarcie rozczarowywała skuteczność po obu stronach parkietu, a po kolejnych pudłach spod kosza Romana Szymańskiego można było się tylko łapać za głowę. Środkowy Startu przestrzelił dwa wsady i kilka rzutów spod kosza w najprostszych sytuacjach.
Radomianie trzymali się blisko Startu głównie za sprawą trafień z dystansu. Później do zdobywania punktów włączył się także Obbie Trotter, jednak cały czas było to za mało. Lublinianie konsekwentnie kreowali w ataku Lemara, który wykańczał akcje nie tylko rzutami, ale także bliżej kosza, na kontakcie z dużo wyższymi rywalami.
Szybkie rzuty HydroTrucka w końcówce nie przynosiły pożądanego skutku, a Start w kolejnych posiadaniach powiększał przewagę. W ostatnich minutach zwycięstwo zespołu z Lublina było już niezagrożone. Ostatecznie Start wygrał 77:66.
Statystyki z meczu TUTAJ.
GS