Gdynianie zaczęli optymistycznie, ale w starciu ze Stelmetem musiało zabraknąć im argumentów. Świetna druga kwarta wystarczyła gościom, aby przejąć kontrolę i pewnie wygrać 84:64 z Asseco w Gdyni.

PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
Stelmet, jak to mu się często w tym sezonie zdarza, nieco zlekceważył rywala na początku. Agresywni w ataku gracze Asseco wymuszali kolejne faule, celował w tym zwłaszcza aktywny Przemysław Żołnierewicz. Szybkie problemy z przewinieniami gości mocno ograniczyły ich obronę.
Krzysztof Szubarga było wyraźnie lepszy od Łukasza Koszarka, a gdynianie wręcz ośmieszali obronę mistrzów Polski.
Po pierwszej kwarcie wygranej przez Asseco aż 28:19, przyszła jednak normalność w postaci koncentracji i zaangażowania Stelmetu. Zielonogórzanie zaczęli od 15:1, trafiali z dystansu, do kosza mijał Armani Moore, a Nemanja Djurisić i Vlado Dragicević mądrze wykorzystywali fakt, że nie mieli godnych siebie rywali pod obręczą. Do przerwy mistrzowie prowadzili 48:38.
Po ciekawej pierwszej połowie, w drugiej emocji było już jak na lekarstwo. Lepszy o dwa poziomy zespół z Zielonej Góry spokojnie kontrolował mecz, sukcesywnie powiększając przewagę – różnica szybko przekroczyła 20 punktów. Podstawowi gracze gospodarzy opadali z sił, co oznaczało znacznie lżejszą obronę. Stelmet bezapelacyjnie dominował na tablicach.
Warto jednak zauważyć kolejny niezły występ Mikołaja Witlińskiego. Wysoki zawodnik Asseco kilka razy ładnie powalczył z Adamem Hrycaniukiem i skończył mecz niemal z double – double, 19 punktów i 9 zbiórek. Trafił 9/15 z gry.
Najskuteczniejszy w Stelmecie był Moore, z 15 oczkami na koncie. Filip Matczak w swoim pierwszym powrocie do Gdyni zanotował 8 punktów i 4 asysty.
Mimo wizyty mistrzów Polski, mecz w Gdyni toczył się przy wstydliwie pustych trybunach. Ani ładna wiosenna pogoda, ani transmisja w TV nie są tu wystarczającym usprawiedliwieniem – to po prostu bardzo smutny widok.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
RW