Po laniu w dalekim Krasnojarsku, Stelmet w Zielonej Górze poprawił sobie humor, w efektowny sposób wygrywając z Treflem 93:75. Najlepszy mecz w sezonie zagrał Gabe DeVoe (24 pkt).
Oficjalne produkty reprezentacji Polski – tylko w Sklepie Koszykarza >>
Trefl pod wodzą debiutującego w roli pierwszego trenera Krzysztofa Roszyka rozpoczął od prowadzenia 9:3. Paweł Leończyk i Milan Milovanovic punktowali spod kosza, trójkę z 8 metrów trafił Łukasz Kolenda i znów można było mówić o dobrym początku sopocian.
Potrzebujący jednak dobrego meczu jak tlenu koszykarze Stelmetu dość szybko pozbawili jednak gości złudzeń. Tylko trochę nieoczekiwanie w roli głównego egzekutora wystąpił Gabe DeVoe, który w minutę trafił 3 razy za 3 punkty. Takim samym rzutem równo z syreną kończącą pierwszą kwartę popisał się, wracający po kontuzji, Filip Matczak i Stelmet prowadził 25:15.
Będący w głębokim kryzysie sopocianie z pewnością chcieli zobaczyć choć światełko w tunelu prowadzącym do ich lepszej gry – zostali jednak ponownie przejechani przez pociąg własnego gapiostwa i braku zaangażowania.
Nie można mieć pretensji do graczy Trefla, że są słabsi od przeciwników z Zielonej Góry – ciężko jednak napisać o ich grze cokolwiek pozytywnego, gdy akcja za akcją popełniają proste straty wynikające z braku koncentracji i powolnego rozgrywania. Gdy dodać do tego brak powrotu do obrony, pozwalający rywalom na łatwe punkty, mamy obraz drużyny, która wygrywać po prostu nie może.
Tuż przed rozpoczęciem trzeciej kwarty sopocianie zebrali się na parkiecie na krótką naradę. Nic z niej jednak nie wyszło – po paru minutach Trefl wyglądał, jakby chciał uciec z parkietu prosto do autokaru. Fatalnie prezentował się Ian Baker (6 asyst, ale także 6 strat), dziś poza pierwszą piątką, ale i nadal poza formą (powoli można zadawać pytanie, czy ryzyko jego zatrudnienia się opłaciło).
To tylko nakręcało Stelmet – klasą dla siebie był Łukasz Koszarek (14 asyst w 24 minuty), a raz po raz efektownymi zagraniami popisywał się Davoe. Pod koniec trzeciej kwarty gospodarze wygrywali już 66:40.
Chwilę ożywienia w ataku gości wnieśli Damian Jeszke i Grzegorz Kulka, a po 5 punktach z rzędu Leończyka przewaga Stelmetu zmalała do 11 oczek. Jednak to co Jeszke i Kulka dali w ataku, musieli oddać w obronie – pierwszy nie był w stanie upilnować Michała Sokołowskiego, drugi był bez szans w grze 1 na 1 z Zeljko Sakicem.
W czwartej kwarcie Stelmet odzyskał wigor i prezentował kibicom efektowne akcje, a w końcówce wręcz zaczął dobijać wyraźnie zniechęconego Trefla. Idealnym podsumowaniem było 5 punktów 20-letniego Kacpra Mąkowskiego, wychowanka klubu z Zielonej Góry, zdobytych bez obrony w ostatnich sekundach meczu.
Trefl miał przebłyski, takie jak skuteczne akcje Jeszkego czy Kulki, czy dobry początek Kolendy (gdy rywale zamknęli mu możliwość penetracji na lewą stronę, jego gra w ataku wyraźnie się popsuła). Poza wspomnianymi problemami koszykarze z Sopotu cierpią także na brak wiary we własne możliwości. Spore więc wyzwanie czeka ich nowego trenera, który będzie musiał swoją nową drużyną wstrząsnąć. Zapewne z tego powodu niezbyt do tej roli nadaje się Krzysztof Roszyk.
Michał Świderski
Oficjalne produkty reprezentacji Polski – tylko w Sklepie Koszykarza >>