Wygrywają na boisku, ale poza nim ponoszą klęskę za klęską. Było trochę pecha, ale klub z Zielonej Góry sam zrobił bardzo dużo, by stracić w oczach kibiców.

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Jeszcze pół roku temu cała koszykarska Polska kibicowała Stelmetowi Saso Filipovskiego. Świetnie grał w Eurocup – doskonale bronił, miał efektownych Mateusza Ponitkę i Dee Bosta, zwyciężał z silnymi rywalami na wyjazdach. Klub ładnie pokazał się za granicą, a w Polsce rozbił w pył konkurencję. Play-off zakończył z bilansem 10-0 i nie pozostawił złudzeń, kto rządzi w polskim baskecie.
Minęło raptem kilka miesięcy i z pozytywnego wizerunku nie zostało nic. Dziś Zielona Góra to oblężona twierdza, której działania wywołują niechęć lub śmiech w całej Polsce. Wpadka goni wpadkę, a wizerunek profesjonalnego, europejskiego klubu legł w gruzach. Garść przykładów?
Zamiast spróbować dyplomacji w środku wojny między FIBA i Euroligą, Stelmet postanowił dodatkowo wdać się w spór z PZKosz. Wiedząc, że dla związku nigdy nie będzie ważniejszy niż reprezentacja, uderzył w dramatyczne klimaty. Kładł się na ołtarzu polskiej koszykówki i w kiepskim stylu krytykował władze ligi. Zamiast partnerem, stał się rywalem.
Problemy z przebrnięciem ligowej weryfikacji (co samo w sobie było wizerunkową porażką) klub podkreślił żenującym stylem pożegnania z Mateuszem Ponitką i Szymonem Szewczykiem, którzy oczekiwali umówionego wynagrodzenia zamiast ugód. Równolegle Stelmet spłacał naprędce zaległości wobec innych byłych graczy, by anulować karę od BAT. Chcielibyście mieć takiego pracodawcę?
Z klubu odszedł Saso Filipovski – symbol jego ostatnich sukcesów. Odszedł, choć miał jeszcze kontrakt na następny sezon. Na zapewnieniach o podtrzymaniu poziomu i stylu jego pracy rysa pojawiła się już w pierwszym meczu sezonu. Stelmet na własnym parkiecie przegrał mecz o Superpuchar z Rosą, choć w hali CRS był w Polsce niepokonany od ponad dwóch lat.
I teraz to nieszczęsne Kutno, gdzie nie doliczono się do sześciu. Kompromitacja klubu, przykrość dla zawodników, niedowierzanie kibiców w Zielonej Górze i znów śmiech w całej Polsce. Pewne rzeczy w normalnych, profesjonalnych organizacjach po prostu się nie zdarzają. Zwłaszcza w takich, które już zaliczyły szereg potknięć w poprzednich miesiącach.
Stelmet lubi mieć pretensje do mediów za samo podawanie niewygodnych faktów. Ale kto inny jest winien temu wszystkiemu – wpadkom, zaległościom finansowym i gafom – jak nie właśnie klub z Zielonej Góry? Naprawdę, my sami byśmy już chcieli wreszcie coś pozytywnego o Stelmecie napisać.
Odbudowa zaufania kibiców i wizerunku profesjonalnej organizacji nie będzie łatwa, ani krótka. Wystarczyło kilka miesięcy, aby Stelmet z wizytówki naszego basketu stał się obiektem drwin i klubem nielubianym wszędzie poza własną siedzibą.
Stał się piłkarską Legią.
Łukasz Cegliński, Tomasz Sobiech
Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>