
Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Trefl ewidentnie przestudiował to, w jakim sposób ze Stelmetem niedawno wygrała Astoria. Od pierwszych minut forsował intensywne tempo, idąc na wymianę ciosów i starając się uniknąć gry przeciwko ustawionej obronie zielonogórzan. Dzięki skuteczności Carlosa Medlocka (10 pkt. W pierwszej kwarcie) dawało to efekt i po 10 minutach było 22:18 dla sopocian.
Stopniowo jednak różnicę zaczęła robić agresywna obrona Stelmetu. Bardzo udaną zmianę zaliczył Marcel Ponitka, który m.in. dwukrotnie trafił z dystansu. Trójki dodali też George King i Przemysław Zamojski, a Trefl z coraz większym trudem dochodził do pozycji rzutowych. Po 1. połowie było 46:39 dla Stelmetu.
Druga połowa pozbawiano była fajerwerków. Dziwnie ospały Stelmet utrzymywał kilkupunktową przewagę, ale – dobrze broniący – Trefl wciąż był w grze. W ataku w końcu zaczął trafiać Cameron Ayers, kilka bardzo dobrych akcji pokazał też Witalij Kowalenko. Na 5 minut przed końcem spotkania zielonogórzanie prowadzili tylko 69:64.
W końcówce Stelmet wytrzymał presję i okazał się minimalnie lepszy. Świetną pracę w obronie na obwodzie wykonywali Joe Thomasson i Marcel Ponitka, a bardzo ważny, trudny rzut z dalekiego półdystansu trafił Ludde Hakanson, dając faworytom, trochę bezpieczniejsze, 7 pkt. przewagi. W ostatniej minucie Szwed dodał też przełomowe punkty z linii.
Trefl z kolei swoich najważniejszych rzutów nie trafił. Przez cały mecz kiepsko wykonywał też rzuty wolne (zaledwie 9/20…), co przy wyrównanym meczu było bardzo kosztowne. Zryw w ostatniej minucie był już spóźniony.
Stelmet ostatnio wygląda na zmęczony zespół, ale awansował do półfinału turnieju o Puchar Polski – w sobotni wieczór zagra w nim ze zwycięzcą dzisiejszego pojedynku Arka vs. Polski Cukier.
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
RW
.