fot. Andrzej Romański / plk.pl
Twarde Pierniki niewątpliwie są największym pozytywnym zaskoczeniem tego sezonu. Stawiani w roli kandydata do spadku po trzynastu meczach mogą pochwalić się dodatnim bilansem, w dodatku mają serię czterech zwycięstw z rzędu. Z kolei w Szczecinie mogą czuć niedosyt po środowej porażce we Włoszech. Mistrzowie Polski mieli wszystko w swoich rękach, by awansować, jednak ta sztuka się nie udała. Tuż przed świętami albo torunianie mogli przedłużyć passę, albo szczecinianie podnieść się po słabym meczu w BCL.
Bliżej swojego celu na samym początku byli goście – rozpoczęli od serii 13:3, trafiając wszystkie z oddanych pięciu rzutów, w tym trzykrotnie zza łuku. Przerwą na żądanie przerwał to trener Arkadiusz Miłoszewski, jednak na niewiele ona się zdała. Twarde Pierniki cały czas napierały i wykorzystywały niemoc i zmęczenie Kinga – ich przewaga po ponad sześciu minutach wynosiła już 18 “oczek”, w tym czasie mistrzowie Polski rzucili jedynie 4 punkty. Pomimo słabego startu jeszcze w pierwszej kwarcie rzucili się do odrabiania strat, zanotowali nawet serię 8:1 za sprawą indywidualnych akcji Darryla Woodsona.
Mistrzowie Polski zaczęli wykorzystywać swoje przewagi w postaci fizyczności, zwłaszcza pod koszem – ozdobą tego fragmentu spotkania był pojedynek środkowych – Udeze z Vuciciem. Cały czas jednak od meczu w Sardynii prześladowały ich straty (11 w 1. połowie, 16 w całym meczu), które były wykorzystywane przez ekipę Srdjana Suboticia – 18 z 42 punktów padło właśnie po stratach Kinga. Lider zespołu Goran Filipović trzymał rękę na pulsie i dzięki niemu cały czas jego drużyna pozostawała na dwucyfrowym prowadzeniu mimo natarć gospodarzy. Trafiał “trójki” oraz bardzo dobrze dyrygował grą Pierników – w całym meczu miał 25 punktów (5/9 za 3)
Warto podkreślić, że szczecinianie wypracowywali naprawdę dobre pozycje do rzutów – w większości z nich jednak nie trafiali, czym cały czas pozwalali trzymać inicjatywę przyjezdnym. Zdołali chwilowo zniwelować straty do dziewięciu punktów po akcji 2+1 Andy’ego Mazurczaka, jednak tuż przed zejściem do szatni swoje 17-te punkty w pierwszej połowie rzucił rozgrywający Pierników Filipović (42:31). Choć przez większość czasu krył go Zac Cuthbertson, znany z twardej obrony, King nie potrafił znaleźć patentu na Chorwata. Zespół z Torunia na fali zwycięstw na tle obrońców tytułu mistrza Polski wyglądał solidnie, swoją pewnością siebie i skutecznością na poziomie 53% z dystansu (7/13) przeważał przez pierwsze 20 minut w Netto Arenie.
Po przerwie z początku nic nie uległo zmianie. Fantastyczną skuteczność zza łuku utrzymywali goście, zaś miejscowi dalej nie mogli się przełamać, co dało nawet aż 20 “oczek” zaliczki (56:36). Ewidentnie gorącą dłoń w dzisiejszym meczu miał Filipović, nieco wtórował mu Diggs, który początkowo nie zachwycał, jednak w ostatnich tygodniach zaczął się pokazywać z dobrej strony. Żadna strata do rywali nie załamywała ekipy Arkadiusza Miłoszewski, w chwilę zdobyła 7 punktów z rzędu. Ponownie końcówka kwarty należała do Pierników, które przed ostatnimi 10 minutami mogły pochwalić się 15 punktami przewagi (60:45).
Dopiero w decydującej kwarcie odblokowali się gospodarze, którzy hurtowo zdobywali punkty. Problem w tym, że po drugiej stronie parkietu skutecznych akcji także nie było końca – gdy po czwartym faulu na ławkę usiadł Filipović, “pałeczkę” przejął Arik Smith. Choć King przez niecałe 6 minut rzucił aż 17 punktów, ich rywale w tym czasie o dwa więcej. Każda próba powrotu do meczu kończyła się skuteczną odpowiedzią Twardych Pierników, wręcz z nawiązką. Zawodnicy z Torunia nie mieli skrupułów i “kopali” już leżącego Kinga w końcówce, gdy swoje show pokazywał Smith – zakończył mecz z 15 punktami, aż 12 z nich zdobył w ostatniej kwarcie. Dwie minuty przed końcem wyszli na najwyższe prowadzenie w meczu wynoszące aż 24 punkty (90:66), pełna dominacja Pierników, które nie licząc Anwilu ma najdłuższą serię wygranych w lidze – w ich przypadku pokonanie mistrza Polski to piąte ligowe zwycięstwo z rzędu.
Tym samym obie drużyny zrównały się bilansem (8 zwycięstw i 6 porażek). To już piąta porażka Kinga w siedmiu meczach na własnym parkiecie. Coś, co powinno być przewagą, jest dla nich wręcz jakąś przeszkodą – dowodem na to są mecze wyjazdowe, gdzie wygrali 6 z 7 spotkań. Solidne dziś zawody oprócz obwodowych torunian rozegrał, jak zwykle, Mate Vucić. Chorwat zanotował double-double (15 punktów i 16 zbiórek), w Toruniu powinni już mu przedłożyć przed nos przedłużenie kontraktu do końca sezonu.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk