Gospodarze byli na prowadzeniu przez ponad 35 minut. Ich największa przewaga wynosiła jednak raptem 9 oczek – 43:34. A Start nie poddał się bez walki. Najlepszy moment zaliczył na początku czwartej kwarty. Najpierw Cleveland Melvin doprowadził do remisu, a kilkadziesiąt sekund później prowadził za sprawą celnych rzutów wolnych w wykonaniu Michała Krasuskiego. Sęk w tym, że Start znów złapał ofensywną niemoc. W nieco ponad dwie minuty czterokrotnie chybił z dystansu, co wykorzystał MKS, który ponownie odskoczył.
Decydujące natomiast były ostatnie akcje. Na 31 sekund znów był remis (91:91), gdy zza łuku trzy oczka dołożył Cleveland Melvin. Wtedy piłkę otrzymał MKS. Sekundy upływały, a finalnie Scoochie Smith faulował Martina Krampelja. Podkoszowy zamienił pierwszą próbę na punkt, z kolei Start nie zdążył już odpowiedzieć. Ze zwycięstwa cieszyli się zawodnicy Jacka Winnickiego – 92:91.
Sęk w tym, że Start mógł ten mecz wygrać. Są tacy, którzy powiedzą, że zwycięstwo lublinianom się należało – podobnie jak rzuty wolne. Szalony rzut Melvina wyglądał tak, jak na poniższym nagraniu. Piłka opuściła ręce Amerykanina, a ten wylądował na parkiecie, po wyraźnym kontakcie ze strony Krampelja. Zresztą, zobaczcie sami.
Lublinianie długo nie mogli znaleźć rozwiązania na świetną skuteczność rywali z dystansu. Ci przez cały mecz trafiali ok. 50% prób zza łuku. Wśród gości wyglądało to gorzej – finalnie 8/32 (25%). Podopiecznym Artura Gronka nie pomogły nawet liczne zbiórki w ataku. Zresztą, zespół z Lublina pod tablicami wyglądał po prostu lepiej. Na końcowy rezultat to się jednak nie przełożyło.
MKS miał w czwartek aż trzech zawodników, którzy przekroczyli granicę 20 oczek – Martina Krampelja, Josepha Chealey’a i Trevona Bluietta. W trzech zdobyli łącznie 70 z 92 punktów całej ekipy! Wśród przyjezdnych szczególnie warto wyróżnić Mateusza Dziembę, który zanotował 20 punktów, a jego skuteczność z gry wynosiła ponad 70 procent. O double-double otarli się Cleveland Melvin (14/9) oraz Klavs Cavars (18/9).