
fot. Wojciech Cebula / WKS Śląsk Wrocław
Już przed rozpoczęciem spotkania oba kluby otwarcie poinformowały o sytuacji zdrowotnej w zespole. Wiadomo było, że Śląsk wystąpi bez Łukasza Kolendy, a Czarni – bez Donatasa Sabeckisa. Jak to wpłynęło na pierwsze piątki? Gospodarze zaczęli w składzie Wiśniewski, Gravett, Gołębiowski, Voinalovych, Miletić. Goście – Caffey, Teague, Jankowski, Kohs, Griciunas. I to właśnie ostatni z wymienionych zaliczył świetną pierwszą kwartę. Sprawiał rywalom spore problemy, a jego koledzy z drużyny potrafili mu skutecznie dostarczyć piłkę do rąk. Początek w jego wykonaniu to 4/4 z gry!
Tak naprawdę niemal identyczną minutowo szansę otrzymał na parkiecie Szymon Tomczak. “Świeży” we Wrocławiu miał coś do udowodnienia. W jednej z akcji zablokował Jakuba Nizioła, a będąc na boisku starał się ograniczać podkoszowych WKS-u.
Wrocławianie poprawili swoją sytuację na moment przed zmianą stron. Śląsk oddał trzynasty rzut z dystansu. Tym razem trzynastka okazała się szczęśliwa! Trafienie Marka Klassena było pierwszymi punktami zza łuku w wykonaniu WKS-u podczas pierwszej połowy. Dodatkowo, Dusan Miletić niemal z syreną zdołał jeszcze umieścić piłkę w koszu, czym ustanowił wynik pierwszych 20 minut – 27:29 na korzyść Czarnych.
Po celnej trójce Jakuba Nizioła wicemistrzowie Polski w końcu objęli prowadzenie. Taki stan jednak nie trwał długo. Niedługo później akcją 2+1 odpowiedział Verners Kohs, a Czarni znów byli górą. Za co należy pochwalić Śląsk? Za szybkie przechodzenie z obrony do ataku, co z kolei słupszczanom dziś nie wychodziło. Gdy podopieczni Jacka Winnickiego wyprowadzili kolejną skuteczną kontrę, trener Mantas Cesnauskis sięgnął po przerwę na żądanie. I tak jak Śląsk uratował swoją sytuację pod koniec drugiej kwarty, tak słupszczanie dobrą końcówką trzeciej kwarty znów nawiązali do wyrównanej rywalizacji.
Na sześć minut przed końcem meczu usłyszeliśmy z ust spikera “ależ to jest widowisko!”. Faktycznie, zaczęło się robić nieco ciekawiej. Ekipa Mantasa Cesnauskisa trafiła dwie trójki z rzędu i wróciła na prowadzenie (56:55), które chwilę później było znacznie większe. Czarni zaliczyli serię… 15:0! Śląsk stał się bezradny w ataku, nie trafiał nawet z otwartych pozycji. Niemoc przełamał Jakub Nizioł, punktując z dalekiego dystansu. Ale to wciąż było 7 oczek straty i tylko dwie minuty do końca!
W końcówce dużo dobrego robił Angel Nunez. W jednej akcji – zablokował rywala. W drugiej – nie pozwolił przeciwnikom na zdobycie punktu. Punktował z kolei Śląsk. 3 oczka straty i 35 sekund do końca. W kluczowym momencie piłka trafiła do rąk Hassaniego Gravetta, a ten doprowadził do remisu. Mantas Cesnauskis sięgnął po przerwę na żądanie, ale nie zdecydował się na przeniesienie posiadania na pole ataku. Czarni stracili piłkę, a przejął ją Hassani Gravett, który wziął na siebie odpowiedzialność. Ostatni rzut wyglądał następująco:
Game winner w wykonaniu Hassaniego Gravetta! Seria Śląska 12:0, wcześniej Czarnych – 15:0. Ale końcówka! 🔥#plkpl pic.twitter.com/OdHT0d1TTS
— Piotr Janczarczyk (@Janczarczyk_Pio) March 14, 2024
Słupszczanie mieli jeszcze małą nadzieję w postaci pozostałych 0,2 sekundy, jednak w tym czasie nie zdołali już nawet oddać rzutu z dogodnej pozycji. Tym samym Śląsk serią 12:0 odwrócił losy spotkania i wygrał trzynasty mecz w tym sezonie. Być może szczególnie istotny! Bilans wrocławian jest już lepszy niż w przypadku ich dzisiejszych rywali – 12-12. Mimo wszystko – dwumecz należy rozstrzygać na korzyść Czarnych, którzy pierwsze starcie wygrali różnicą 25 oczek.