Opuścił cztery miesiące sezonu, przez kolejny powoli wracał do gry. Ale ostatnich dniach Daniel Szymkiewicz błyszczał na obwodzie Rosy pokazując coś, czego wcześniej mu brakowało – pewność rzutu.

PLK, Euroliga, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
W ostatnich trzech meczach 22-letni rozgrywający notował średnio po 14,3 punktu i zaliczał po 4,3 asysty. 15 punktów, które rzucał i Polskiemu Cukrowi, i Treflowi w zwycięskich dla Rosy spotkaniach, to jego rekord kariery w PLK. Wicemistrzowie te dwa spotkania wygrali, choć rozegrali je już bez Jordana Callahana i Gary’ego Bella – m.in. dlatego, że bardzo dobrze zagrali Polacy z „Szymkiem” na czele.
– Daniel ostatnie trzy mecze miał dobre, choć może ten ze Stalą weźmy w nawias, bo spotkanie wysoko przegraliśmy. Ale te dwa zwycięstwa bez amerykańskich strzelców, to już bardzo dobra gra „Szymka” – i w ofensywie, i w defensywie. Szczególnie dobrze bronił z Treflem, można powiedzieć, że na poziomie zbliżonym do zeszłorocznego – mówi trener Rosy Wojciech Kamiński.
Szymkiewicz ma parametry nowoczesnego rozgrywającego (193 cm wzrostu, długie ręce) i właśnie defensywą wyróżniał się w poprzednim sezonie, m.in. w turnieju o Puchar Polski. Dobrze wypadł z finale ze Stelmetem, potem pomógł zdobyć drużynie srebrne medale, dostał powołanie na zgrupowanie reprezentacji Polski. Ale w lecie doznał też kontuzji, a potem drugiej – przedłużająca się rehabilitacja i wielokrotnie przekładany powrót zabrały mu pół sezonu.
Pierwsze mecze po powrocie w PLK i Lidze Mistrzów miał niezbyt dobre, ale to nic dziwnego – po tak długiej przerwie trzeba odzyskać rytm, poczuć parkiet. Szymkiewiczowi zajęło to miesiąc. Ostatnio rozgrywający Rosy zaskakuje pewną grą w ataku, szczególnie rzutem. Ze Stalą, Polskim Cukerm i Treflem trafił 45 proc. rzutów z gry, miał 6/13 za trzy. Nie jest to wynik rewelacyjny, ale ewidentnie widać postęp.
Efekty przynosi praca, którą „Szymek” wykonał w wakacje, jeszcze przed kontuzją. W Kolbudach, pod okiem ojca, byłego rzucającego m.in. Wybrzeża Gdańsk Jacka Szymkiewicza, wykonał sporą pracę. – Danielowi brakowało szybkości i powtarzalności rzutu, więc pracowaliśmy po 2-3 godziny dziennie nad przyspieszeniem naskoku, pracą nadgarstka, podniesieniem łuku lotu piłki, generalnie – płynnością rzutu. Mieliśmy dostęp do hali, rzuty nagrywaliśmy, oglądaliśmy, poprawialiśmy – opowiadał nam ojciec koszykarza.
– To się rzuca w oczy, od razu widać, że Daniel lepiej rzuca z dystansu, że sporo nad tym pracował. Zmienił trochę technikę, są tego efekty – przyznaje Kamiński. – Widać u niego pewność, także fizyczną. Z Treflem jedną z kontr „Szymek” skończył wsadem, a to znak, że czuje się dobrze.
Szymkiewicz trafił idealnie w moment, w którym z zespołu odeszli Bell i Callahan. Na obwodzie zrobiło się miejsce, dostał więcej minut. – Wykorzystał szansę, to na pewno. Przed meczem w Toruniu to zresztą powiedziałem chłopakom – odejście dwóch graczy jest dla nich okazją, by się pokazać – dodaje Kamiński.
Rosa czeka jeszcze na powrót Tyrone’a Brazeltona, który przed kontuzją był czołowym graczem zespołu. Jak może wyglądać rotacja z nim na parkiecie? – Poradzimy sobie – śmieje się Kamiński. – „Szymek” może grać za Tyrone’a, może obok nie go, jest wszechstronny.
Rosa po sprowadzeniu Igora Zajcewa na razie nie planuje dalszych transferów. – W tej chwili zostajemy w takim składzie, w jakim jesteśmy. Jeśli nie wydarzy się nic niepokojącego, nie będziemy szukali nowych graczy na obwód. Wydaje mi się, że w obecnym układzie jest nam dobrze, chcemy razem grać i to nam wychodzi. Nie widzę powodu, by to zmieniać – mówi trener Rosy.
ŁC