Znakomita obrona Bena Simmonsa na Kawhiu Leonardzie i usprawnienia Bretta Browna to główne przyczyny, które pozwoliły Sixers wywieźć z Kanady cenne zwycięstwo, tym samym wyrównując po dwóch meczach stan serii z Raptors.

DOŁĄCZ DO GRY I ODBIERZ DARMOWY ZAKŁAD 50 ZŁOTYCH! >>
Ben Falk – w przeszłości m.in. kierownik działu analityki Blazers oraz zastępca kierownika ds. strategii Sixers, obecnie prowadzący stronę „Cleaning The Glass” – w artykule po pierwszym meczu serii Philly z Brooklyn Nets napisał:
„Nigdy nie ma jednego czynnika, przez który dana drużyna przegrywa mecz w play-offach. Kuszącym jako takowy może być wskazanie jednej złej akcji, jakiegoś konkretnego błędu w schemacie, czy np. przegranie walki na tablicach, lecz przez to, że na parkiecie dzieje się tak dużo, a dodatkowo żaden z zespołów nie jest idealny, nigdy nie możemy wyeksponować tylko jednej przyczyny stojącej za porażką” – stwierdził w swoim tekście Falk.
Wydaje się, że będzie działało to i w drugą stronę, gdzie za zwycięstwem stałoby również wiele elementów. W przypadku wygranej Sixers w 2. meczu w Toronto możemy wyodrębnić dwa najbardziej kluczowe powody – roszady Bretta Browna i defensywę Bena Simmonsa. Ktoś mógłby wskazać także 30 punktów Jimmy’ego Butlera, niemniej – tak jak powiedział nawet sam zainteresowany – Philly jest lepszym zespołem, gdy obrona napędza atak, a nie na odwrót.
Podobnie było w poniedziałek – wszystko co dobre zaczynało się właśnie od defensywy. Dlatego przyjrzyjmy się fundamentom, na których Filadelfia zbudowała swoje trochę niespodziewane zwycięstwo.
Roszady Browna
Na wstępie warto powiedzieć, że Brown po pierwszym meczu zdecydował się skrócić swoją rotację – Butler rozegrał 43 minuty, a Simmons przebywał na ławce przez ledwie trzy minuty i 37 sekund spotkania. James Ennis otrzymał najwięcej minut wśród rezerwowych (24), Furkana Korkmaza i Bobana Marjanovicia wyłączono z rotacji, a zmiennikiem Joela Embiida został Greg Monroe.
Te zmiany się opłaciły – Ennis z 13 punktami był drugim najlepszym strzelcem zespołu, a Monroe w niecałe 12 minut trafił 4 z 7 rzutów i zanotował solidne 10 punktów wraz z 5 zbiórkami oraz najwyższym +/- w Philly (+8). Wykonał również zaskakująco solidną pracę w obronie i pod tym względem tak nie odstawał jak wcześniej Marjanović (Serb pojawił się na parkiecie jedynie, gdy Monroe musiał ze względu na uraz kostki na moment zejść do szatni).
Najistotniejszym usprawnieniem Browna było pomieszanie krycia poszczególnych zawodników – coś co sugerował po pierwszym meczu Mike O’Connor na stronie „The Athletic”. Tak więc Embiid nie odpowiadał już za Marca Gasola, a Pascala Siakama, zamieniając się miejscami z Tobiasem Harrisem. Butler został przesunięty na Kyle’a Lowry’ego, a do pilnowania Leonarda desygnowano Simmonsa, co było kontynuacją jeszcze z drugiej połowy pierwszego spotkania.
I ponownie – wprowadzone ruchy przyniosły zamierzony skutek. Pojawiały się sytuacje, w których Siakam był dla Embiida za szybki, izolując go na stronie i technicznymi ruchami przedostając się do kosza, lecz ostatecznie skrzydłowy Raptors zakończył mecz pudłując 16 z 25 rzutów, w tym 11 z 17 w pojedynku z Embiidem. Center Sixers odpuszczał swojego rodaka na dystansie, zachęcając go do rzutu za 3 (2/7). Przyznał także, że chciał go nakierować na lewą stronę i czekał na niego bliżej obręczy, by w razie potrzeby móc kontestować próbę spod kosza.
Natomiast Gasol za bardzo nie szukał nawet sytuacji, w których mógłby wykorzystać przewagę warunków fizycznych nad Harrisem i tylko jedna z sześciu prób przyszła po przepychance tyłem do kosza – reszta, z wyjątkiem jednego wjazdu, to rzuty za 3. Hiszpan był właśnie wykorzystywany raczej jako zawodnik odpowiedzialny za rozciąganie gry, ale w tej roli nie wypadł najlepiej – center zakończył spotkanie z ogółem jednym trafionym rzutem, choć Sixers zdarzało się go na dystansie odpuszczać.
Ben Simmons vs. Kawhi Leonard
W pierwszym spotkaniu Leonard trafił wszystkie 5 prób, gdy był pilnowany przez Harrisa, 5 z 6 rzutów przeciwko Butlerowi i 4 z 9 w pojedynku z Benem Simmonsem. Dlatego w drugim meczu do krycia najlepszego zawodnika Raptors został już wyznaczony głównie Simmons. Kawhi trafił 13 z 24 rzutów – w tym 8 z 16 z rozgrywającym Philly – na 35 punktów, a i tak można powiedzieć, że 22-latek wykonał w obronie nadzwyczajną pracę. Podobnego zdania był Brown:
– Myślę, że Ben dobrze wywiązał się ze swojego zadania, aczkolwiek w pewnym momencie spoglądasz na wynik i okazuje się, że jego rywal ma nagle 35 punktów. Kawhi jest po prostu niesamowicie utalentowanym, uniwersalnym scorerem, może zdobywać punkty na szereg sposobów – tłumaczył trener Sixers.
Mimo tak wysokiej zdobyczy punktowej, Leonardowi z wyjątkiem pojedynczych sytuacji nic nie przychodziło łatwo i największa w tym zasługa Simmonsa. Pewnych rzeczy nie dostrzeżemy w boxscorze, np. kilku posiadań, w których Australijczyk podążał za swoim przeciwnikiem, nie dając mu przestrzeni na oddanie rzutu. Wiązało się to z wycofaniem akcji do punktu wyjścia – z czasem na jej rozegranie zbliżającym się do końca – i szukaniem powodzenia wśród innych zawodników.
Każde posiadanie, w którym rzut oddawał ktoś inny niż Kawhi – na poniższym przykładzie Norman Powell z półdystansu – to sukces defensywy przyjezdnych.
W powodzeniu Simmonsa ogromną rolę odegrała jego unikalna kombinacja szybkości i warunków fizycznych. Objawiało się to w sytuacjach, w których rozgrywający nie nabierał się w aż takim stopniu na pompki Leonarda, będąc w bezpośrednich pojedynkach cały czas przed skrzydłowym Raptors.
Dostrzec to można było też w posiadaniach, gdzie nawet minimalne spóźnienie, czy przejście pod zasłoną nie oznaczało jeszcze otwartego rzutu Leonarda, a rozgrywający zdołał na czas wrócić do gracza z piłką (Simmons jest w tych close-outach fantastyczny – Kawhi z Australijczykiem nie trafił jeszcze ani jednej trójki, pudłując wszystkie z dziewięciu prób).
Dodatkowo Sixers wysyłali do Kawhia dosyć agresywną pomoc – niekiedy przesadną, co skutkowało w otwartych trójkach dalszych graczy – blokując mu dostęp do pomalowanego. Ta pojawiała się również po zmianach krycia, gdy Leonard był pilnowany przez innych zawodników niż Simmons – w tym przypadku widzimy jak Australijczyk swoim zejściem w stronę pomalowanego skrócił przestrzeń kozłującemu i sprawił, że ten musiał wcześnie przerwać drybling.
Jednak Kawhi stał się tak dobrym zawodnikiem w ataku, że nawet w sytuacjach, kiedy był zmuszany do wycofania piłki, a przy kolejnej próbie ataku jego obrońca nie dawał się zwieść, ten i tak był w stanie zamieniać bardzo trudne rzuty na punkty.
Sixers zdarzyło się wysyłać podwojenia do Leonarda, nie tylko na bloku, dzięki czemu skrzydłowy Raptors podaniami znajdował wolnych kolegów, kończąc starcie z sześcioma asystami przy ledwie jednej stracie. Okazjonalnie Simmons dał się zgubić np. na wyczyszczonej dla Kawhia stronie lub po szerokiej zasłonie bez piłki, których z biegiem spotkania pojawiało się coraz więcej.
Niemniej 22-latek spisał się w obronie w obronie tak dobrze, jak tylko można było tego od niego oczekiwać, dając Sixers nadzieję na spowolnienie najlepszego zawodnika przeciwnika w dalszej części tej rywalizacji. Czasem atakujący mimo znakomitej obrony i tak trafia oddany rzut – świadczy to tylko o tym, jak wybitnym łowcą punktów jest Leonard.
Mecz 3 w nocy z czwartku na piątek, o godz. 2 polskiego czasu.
Łukasz Woźny, @l_wozny, Blog Autora na Facebooku znajdziesz TUTAJ >>
DOŁĄCZ DO GRY I ODBIERZ DARMOWY ZAKŁAD 50 ZŁOTYCH! >>