LeBron James jest jak wino, Warriors mają wejście jak Bruce Lee, a Wizards praktykują czarną magię. Czas na najnowszy odcinek magazynu przygotowywanego przy współpracy z Tissot – oficjalnym chronometrażystą NBA.

Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
PIERWSZA KWARTA
Wojownicy wchodzą z buta
27:21, 33:15, 27:17 i 39:17 – takimi wynikami na swoją korzyść Warriors kończyli kolejne, inauguracyjne kwarty w serii przeciwko Utah Jazz. Nie tracili ani chwili. Od pierwszego gwizdka skakali rywalom do gardeł, dzięki czemu ci smak prowadzenia poznali jedynie przez kilkanaście minut trzeciej ćwiartki starcia numer 3. W sumie, gdy zegary TISSOT w kolejnych pojedynkach odmierzały pierwsze 12 minut, ekipa z Oakland była lepsza aż o 56 punktów.
Podobnie było zresztą w rywalizacji z Blazers, chociaż tam akurat w jednym, pierwszym stoczonym w Portland, pojedynku lepiej wystartowali miejscowi (37:30). Ot, taki wyjątek potwierdzający regułę. W pozostałych trzech spotkaniach po pierwszych kwartach Warriors byli bowiem aż 55 oczek na plusie.
https://www.youtube.com/watch?v=G-i25FubZL4
DRUGA KWARTA
LeBron James jak Brad Pitt
Przypadek LeBrona Jamesa można porównać do filmowego Benjamina Buttona, który zamiast się starzeć wraz z upływam lat młodniał. Dla lidera mistrzów NBA czas jakby się zatrzymał. Mimo 32 lat wciąż jeśli nie fruwa nad głowami obrońców, to taranuje ich niczym czołg lub robi w konia, inteligentnie dzieląc się piłką. Gra najlepszy basket w życiu i robi to z zadziwiającą łatwością.
W tegorocznym play-off nie tylko notuje świetną linijkę 34,4 punktu (tylko w 2009 roku miał więcej), 9 zbiórek, 7,1 zbiórki, 2,1 przechwytu i 1,5 bloku, ale trafia też najlepsze w karierze – także biorąc pod uwagę rundę zasadniczą – 46,8 proc. rzutów z dystansu. Wciąż pozostaje najlepszy w branży i trudno odnieść wrażenie, że jeszcze przez dłuższą chwilę taki stan się utrzyma. Bo LeBron James jest jak wino – im starszy, tym bardziej dominuje.
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
TRZECIA KWARTA
6,5 minuty totalnej dominacji
O fantastycznym zrywie Wizards pisaliśmy już zaraz po meczu numer 4 z Celtics, ale ze względu na swój rozmiar niewątpliwie zasłużył on także na dodatkowe wyróżnienie. Nie codziennie bowiem drużyna Brada Stevensa zamiera w bezruchu na 6 minut i 28 sekund, a tyle dokładnie czasu odmierzyły zegary TISSOT, zanim zły urok rzucony na nią przez Wizards przestał działać.
Miało to miejsce zaraz po przerwie, kiedy prowadzeni przez Johna Walla gospodarze zanotowali niesamowitą serię punktową 26:0. Podczas gdy oni trafiali 10 ze swoich 13 rzutów z gry, Celtics oddali 5 nieskutecznych prób, a poza tym popełnili aż 5 przewinień i 6 strat, dwukrotnie przekraczając czas 24 sekund na rozegranie akcji. Po takiej lawinie ciosów przez resztę spotkania goście walczyli już tylko o to, aby jako tako ustać na nogach.
CZWARTA KWARTA
Cavs i Warriors historycznie bezbłędni
Po raz pierwszy w historii NBA jesteśmy świadkami sytuacji, w której po ośmiu rozegranych spotkaniach dwa zespoły pozostają bez porażki. Mowa oczywiście o zeszłorocznych finalistach, którzy w obu dotychczasowych seriach triumfowali 4:0 i mają teraz aż tydzień wolnego przed kolejną rundą.
Ostatnimi drużynami, które po przeciwnych stronach drabinki zaliczyły tzw. sweep w pierwszych dwóch seriach, byli Lakers Magica Johnsona oraz Pistons Isaiaha Thomasa, przy czym zaznaczyć trzeba, że w 1989 roku, kiedy miało to miejsce, w pierwszej rundzie play-off rywalizowało się do 3, a nie jak dziś do 4 zwycięstw.
Mimo drobnych problemów na różnych etapach rywalizacji, zarówno Warriors, jak i Cavs kontrolowali jej przebieg, w odpowiednim momencie wrzucając wyższy bieg. Pierwsi w ośmiu dotychczasowych pojedynkach byli w sumie aż o 132 punkty lepsi niż rywale, drudzy o 77. Te dwie naładowane materiałami wybuchowymi ciężarówki znów zmierzają prosto na czołówkę, jednak tym razem dodatkowo nabierają też rekordowej prędkości.